Jak wiele zmieniło się w pana życiu od sukcesu w Soczi? Zbigniew Bródka: - Naprawdę dużo. Pierwszy raz przygotowuję się do sezonu jako mistrz olimpijski. Okazało się to naprawdę trudne. Praktycznie od nowa musiałem nauczyć się planować mój kalendarz, ustalać priorytety. Myślałem, że z powodu ciągłych wyjazdów, ubiegłoroczne przygotowania do igrzysk były wyjątkowo ciężkie, ale teraz doszła niezliczona liczba zaproszeń. Cieszę się, że od tego wszystkiego nie zwariowałem. Ten sukces okazał się tak duży, że pewnie będziemy go celebrować do następnych igrzysk. Popularność nie jest dla pana miła? - Oczywiście, generalnie popularność sprawia przyjemność, ale nie ukrywam, że niekiedy jest to bardzo męczące. Doskwiera mi przede wszystkim to, że mam zdecydowanie za mało czasu dla rodziny. Czy mimo tych kłopotów jest pan zadowolony z okresu przygotowawczego? - Jestem zadowolony, że generalnie udało się to ogarnąć. Przyznaję, że nie zawsze zrealizowałem wszystko, co z trenerem zaplanowaliśmy. Jednak wyniki testów wydolnościowych były dobre, więc nie zmarnowałem czasu. Jakie ma pan cele na zbliżający się sezon? - Potraktuję go nieco ulgowo. Dla mnie najważniejszą imprezą będą lutowe mistrzostwa świata na dystansach w Heerenveen. Mistrzem olimpijskim już jestem, ale na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata jeszcze nie stałem. Zamierzam to zmienić, choć pewnie ciężko mi będzie w pierwszym sezonie po igrzyskach. Oczywiście w Pucharze Świata też będę startował. Co w takim razie rozumie pan przez słowo "ulgowo"? - Ulgowo po prostu oznacza to, że nie jestem w stanie zrealizować założeń szkoleniowych w stu procentach. Mam jednak świadomość, że oczekiwania i wymagania wobec mnie wzrosły. Wynik z Soczi zobowiązuje i jestem w pełni zmotywowany do ciężkiej pracy. W Soczi Koena Verweija pokonał pan o zaledwie 0,003 s. Spodziewa się pan u Holendra żądzy rewanżu? - Mam kilku holenderskich, można powiedzieć, przyjaciół, z którymi kontakt nie ogranicza się do grzecznościowego "cześć". Verweij to jednak specyficzny człowiek. Nasza rywalizacja na pewno będzie z podtekstem, bardziej zacięta. Każdy wyścig, w którym się zmierzymy, obaj będziemy bardzo chcieli wygrać, dla obu zwycięstwo będzie czymś więcej. Po czterech latach treningów w Holandii do kraju wrócił Konrad Niedźwiedzki... - To mnie bardzo cieszy, bo jesteśmy jako drużyna razem. Możemy ćwiczyć elementy typowe dla rywalizacji zespołowej, jak choćby zmiany. To może nam tylko pomóc i uczynić jeszcze groźniejszymi. Rozmawiał Wojciech Kruk-Pielesiak