Polska Agencja Prasowa: W najnowszym notowaniu rankingu WTA Tour awansowała pani na 110. miejsce. Pod koniec kwietnia była pani już 106., ale teraz jest jednocześnie drugą rakietą Polski, po Agnieszce Radwańskiej. Czy ma pani konkretne postanowienie, kiedy chce trafić do czołowej setki światowej listy? Magda Linette: - Nie stawiam sobie takiego zadania, gdyż nie chcę stwarzać dodatkowej presji, której i tak mam pod dostatkiem. Chciałabym trafić do "100", ale będzie to możliwe tylko wtedy, kiedy będę stabilna mentalnie oraz zdrowa. Z moimi trenerami stawiamy sobie cele dotyczące głównie mojego przygotowania fizycznego oraz samej gry, choć nie ukrywam, że bycie drugą rakietą Polski jest miłe i ma duże znaczenie. W połowie października triumfowała pani w imprezie ITF w Goyangu, a później w challengerze w Ningbo. Statystyki wskazują, że nie jest to pierwsza udana końcówka roku w pani wykonaniu. Z czego wynika ta tendencja - dobrego przygotowania fizycznego do sezonu czy sekret tkwi w czymś innym? - Szczerze mówiąc to sama nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Teraz miałam przerwę w połowie sezonu z powodu zerwania więzadła w kostce, które przytrafiło mi się na Wimbledonie. Zajęło mi dość dużo czasu, aby wrócić do formy, a przede wszystkim, by odzyskać pewność siebie na korcie. Nie jest to łatwe, kiedy nie wychodzi się z kolejnych pojedynków zwycięsko. Czy wygrana w Ningbo to największe osiągnięcie w karierze, czy też wyżej na pani osobistej liście jest np. ubiegłoroczny półfinał zawodów WTA w Baku? - Każdy wygrany turniej jest ogromnym sukcesem. Pod względem puli nagród oraz zdobytych punktów faktycznie jest to mój największy triumf. Jednak na pierwszym miejscu postawiłabym to, że mam grupę wspierających mnie osób - trenerów i bliskich, których nie widać. Mogę na nich liczyć, niezależnie od tego, czy idzie mi dobrze, czy źle. Mimo, że większość tego roku nie układała się najlepiej - pod względem wyników i zdrowia - to nikt z mojego teamu nie narzekał, wszyscy pozostali pozytywnie nastawieni i zmotywowani do pracy. Przeglądając wyniki można też zauważyć, że dobrze sobie pani radzi w Azji. To zasługa tamtejszych kortów czy może jest pani miłośniczką tego kontynentu? - Faktycznie, lubię Azję. Ludzie bardzo się tu starają, są naprawdę mili, a jedzenie - jeżeli się wie, co zamówić - jest bardzo smaczne. Dobrze mi się tu gra, ale dość często są tutaj bardzo trudne warunki klimatyczne, co wielu zawodniczkom mocno przeszkadza. W kilku ostatnich pojedynkach wychodziła pani obronną ręką z nieraz bardzo trudnych sytuacji. Zawsze cechowała panią taka wytrzymałość psychiczna czy to nowość w pani tenisie? - W każdym meczu staram się walczyć do końca. Myślę, że to wychodzenie z opresji jest też związane ze spokojem w głowie, jaki osiągnęłam w ostatnim czasie. W tym roku miałam bardzo dużo zaciętych spotkań, które ostatecznie przegrałam. Starałam się wmówić sobie, że to się w końcu zmieni, że w pewnym momencie szala musi przechylić się na moja stronę. Cieszę się, że ja i mój sztab szkoleniowy byliśmy cierpliwi. W 2010 roku popisała się pani 21 wygranymi meczami z rzędu w imprezach międzynarodowych. W ostatnich tygodniach licznik zatrzymał się na 12 kolejnych zwycięstwach. To efekt podobnej formy? - Myślę, że pod względem mentalnym tak. Jeśli chodzi o samą grę oraz ogólne przygotowanie fizyczne, to na pewno poprawiłam się przez ten okres. Jestem teraz silniejsza, dzięki czemu jakość moich uderzeń na pewno również się poprawiła. Ostatnie wyniki można traktować jako sygnał dla Tomasza Wiktorowskiego, by poważnie rozważył pani kandydaturę przy powołaniach na lutowy pojedynek Pucharu Federacji z Rosją? - Do tego meczu pozostaje bardzo dużo czasu. Wiele rzeczy może się jeszcze zmienić. Nie wiadomo, która z nas - zawodniczek - będzie wówczas w najlepszej formie. Trener Wiktorowski sprawdzi, w jakiej jesteśmy dyspozycji i na pewno podejmie najwłaściwszą decyzję ws. składu. Od półtora roku współpracuje pani z Izo Zuniciem. Który element poprawiła pani najbardziej pod okiem Chorwata? - Przez ostatni rok bardzo dużo pracowaliśmy nad moim forhendem, który zdecydowanie się poprawił. Poza tym ten szkoleniowiec kładzie bardzo duży nacisk na to, abym zawsze była pozytywnie nastawiona, nieważne w jakiej sytuacji się znajduję. Ma to duże znaczenie, kiedy sportowiec ma serię niepowodzeń. Nauczył mnie, aby mimo wszystko ciężko pracować i cierpliwie czekać na swój moment, w którym można odwrócić bieg wydarzeń. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek