Kluczowy ruch Lewandowskiego. Na to "przepraszam" czekała cała piłkarska Polska [KOMENTARZ]
Mur ciszy medialnej wprowadzonej przez Fernando Santosa runął z wielkim hukiem, a przy tym niespodziewanie. Zza niego wyłonił się niemal cały na biało - i to dosłownie - Robert Lewandowski, który stawił czoła problemowi i w końcu wyrzekł szczerze - miejmy nadzieję - i w pełni ludzkie "przepraszam". Nie kryjąc się w końcu za formułkami z podręczników do public relations, zapewnił kadrze spokój na najbliższe dni, co może okazać się kluczowe, choć nie zamknął całkiem tematu. On musi powrócić. Pozostaje tylko pytanie kiedy.

Sama obecność Roberta Lewandowskiego stanowiła już spore zaskoczenie. Wszak według pierwotnych planów z dziennikarzami miał spotkać się bramkarz naszej reprezentacji - Wojciech Szczęsny. I tak jak na boisku, podczas naciskania na rywali, "Lewy" jest pierwszym obrońcą kadry, tak i tym razem stanął na pierwszym froncie w roli lidera i jej kapitana, stawiając czoła ogromnemu problemowi wizerunkowemu.
Zapewne gdyby nie głośny wywiad Łukasza Skorupskiego, Robert Lewandowski z uśmiechem na ustach godnym Fernando Santosa - który samym śmiechem potrafi skraść show w trakcie konferencji - snułby rozważania na temat swojej formy i opowiadał, jak czuje się jako przyszły mistrz Hiszpanii. Sam kapitan polskiej kadry przyznał jednak że temat afery premiowej odżył na nowo. I trzeba znów gasić pożar. A nie da się tego robić, zamykając się w czterech ścianach. Tym razem to nie milczenie, a kilka krótkich słów okazało się złotem. Lecz czy nie straci ono szybko na wartości?
Zobacz także: Nagły wybuch śmiechu Fernando Santosa! Przerwał konferencję Lewandowskiego. Reakcja Roberta bezcenna
Robert Lewandowski i "przepraszam", na które czekała cała piłkarska Polska
Oczywiście, Robert Lewandowski już raz zabrał głos w tej sprawie, rozmawiając z "Onetem Przeglądem Sportowym". Lecz wówczas, niemal jak wtedy, gdy w oficjalnym komunikacie tłumaczył swoją nieobecność w starciu z Węgrami za kadencji trenera Paulo Sousy, nie uciszył tematu. Ba, być może dolał tylko oliwy do ognia. Postawił bowiem piłkarzy - na równi z kibicami - w roli ofiar "wojny polsko-polskiej". Tym razem w końcu zmienił front i wypowiedział słowa, których łaknęło chyba całe środowisko związane z polską piłką.
- Chcę przeprosić kibiców, że jako kapitan nie powstrzymałem we właściwym momencie wydarzeń, które przeobraziły się w aferę premiową. Ta sprawa od początku nie była dla nas poważna i realna, w ogóle nie powinniśmy o niej rozmawiać. Wiem też, że to nie jest wytłumaczenie. Mieliśmy kilka okazji, aby zamknąć ten temat, przerwać sytuację, a nie zrobiliśmy tego. To też był błąd. Można to było inaczej załatwić. I za to zapłaciliśmy cenę - powiedział Robert Lewandowski podczas czwartkowej konferencji.
Czy w ten sposób przekonał i zjednał sobie wszystkich? Pewnie nie. Czy definitywnie zakończył temat. Najprawdopodobniej i tu odpowiedź jest przecząca. Pula pytań nie została bowiem wyczerpana. Ale Lewandowski w końcu wykonał ruch, od którego wszystko powinno się zacząć i dał kadrze spokój na czas nadchodzących meczów. Wyszedł przed tłum nie tylko jako kapitan, ale też gwiazdor z ludzką twarzą. A na tym można tylko zyskać, czego doskonały przykład stanowi choćby Iga Świątek, kształtując swój medialny wizerunek.
Z Pragi, Tomasz Brożek











