"Jeśli nie ma konfliktu, trzeba go wykreować" - selekcjoner reprezentacji Brazylii to typ przywódcy niewierzący, że do zwycięstw prowadzi spokój i harmonia. Przeciwnie: w piłkarskich koszarach, w które przemienił luksusową siedzibę "Canarinhos" w RPA ma dominować syndrom oblężonej twierdzy. 23 piłkarzy skoszarowanych od ponad miesiąca musi mieć poczucie, że są oddziałem do zadań specjalnych powołanym w jedynej słusznej sprawie. Mają przeciw sobie wszystkich - włącznie z brazylijskimi kibicami. Kiedy podczas jednej z konferencji prasowych chcący zademonstrować postawę patriotyczną dziennikarz zapytał Dungę o "naszą drużynę", ten przerwał mu słowami: "To nie jest twoja drużyna, tylko moja". Istotnie selekcjoner zrobił wszystko, by nie była to drużyna wszystkich Brazylijczyków. Pal sześć, że zostawił w kraju gwiazdy miary Ronaldo, Ronaldinho, Diego, Pato i Adriano - być może rzeczywiście zatruwaliby tylko atmosferę w drużynie. Brazylia ma tyle talentów, by i bez nich grać fenomenalnie. Dunga ostentacyjnie lekceważy jednak "jogo bonito", emblemat kraju samby, z którego ten zawsze był dumny. Przecież to ze względu na niepowtarzalny styl gry, świat kocha Brazylijczyków. Dungi to nie wzrusza. Drużyna ma grać skutecznie, być pragmatyczna bardziej niż Niemcy. Ta cała romantyczna paplanina, jest dla gawiedzi lub reklamodawców. Piękne jest w piłce to, co pozwala podnieść Puchar Świata. Dunga przekonał się o tym, jako piłkarz. Był na mundialu trzy razy. Kiedy na turnieju Italia'90 drużyna próbowała wcielać w czyn "jogo bonito", przepadła z kretesem w 1/8 finału. Defensywny pomocnik nigdy nie zapomniał upokorzeń, jakie wtedy na niego spadły. Cztery lata później był kapitanem zespołu komandosów Carlosa Alberto Parreiry. Pojechali do USA z misją odzyskania dla Brazylii tytułu mistrza świata po 24 latach. Grali najbrzydszy futbol w historii kraju samby, musieli przetrwać frontalną falę krytyki, a jednak zadanie wykonali. Podnosząc w Pasadenie Puchar Świata Dunga odwrócił się w stronę loży prasowej i wykrzyknął: "To dla was bando zdrajców i sk?". Randpark - hotel w ekskluzywnej części Johannesburga otacza pole golfowe. Dostąp do drużyny Dungi nie jest oczywiście łatwy. Piłkarze przebywają razem dłużej niż jakakolwiek inna drużyna oprócz gospodarzy. Selekcjoner Brazylii wprowadził do porządku dnia wspólne modły. Prowadzi je kapłan wybrany przez asystenta Jorginho de Amorim Camposa (kolega z drużyny z 1994 roku), udział biorą kluczowi gracze: Kaka, Felipe Melo, Lucio i inni. Sam Jorginho jest fanatycznie wierzący, zasłynął tym, że prowadził kampanię na rzecz usunięcia postaci diabła z emblematu klubu America z Rio de Janeiro. Wszystkie te zabiegi służą jednemu celowi. Brazylia ma być mistrzem świata po raz szósty. Choćby miała je zdobyć grą tak nudną jak w inauguracyjnym meczu z Koreą Płn. Dziś przeciwnik jest jednak o dwie klasy lepszy. Drogba, Yaya i Kolo Toure, Salomon Kalou, Romaric, Gervinho to gracze, po których można się spodziewać wszystkiego: łącznie z "jogo bonito". Brazylia ma ich pokonać dyscypliną. Podczas jednej z konferencji prasowych zapytano Julio Cezara w jakim celu selekcjoner wstąpił na wojenną ścieżkę? Po co mu bitwa z całym światem? Bramkarz Interu odpowiedział krótko: "Mourinho w Mediolanie robił to samo i zobaczcie ile osiągnął". Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim! Zapraszamy na relację na żywo z meczu Brazylia - Wybrzeże Kości Słoniowej!