Rudnevs posłuchał żony i strzelał
- Mój ostatni hat-trick? Rok temu na Węgrzech, w meczu ligowym. Wtedy jednak wygraliśmy 4-0, ale teraz jestem bardziej szczęśliwy - mówił tuż po meczu w Turynie strzelec trzech goli dla Lecha Artjoms . Gole reprezentanta Łotwy dały Lechowi Poznań sensacyjny remis 3-3.

- To nie jest najładniejszy gol w mojej karierze. Poprzedniego strzeliłem chyba z tego samego miejsca i w to samo miejsce, ale prawa nogą - stwierdził Rudnevs, który stał się pierwszym piłkarzem Lecha w historii z trzema zdobytymi golami w jednym meczu pucharowym.
Tuż po spotkaniu Rudnevs myślał już jednak o kolejnym pojedynku, a ten czeka "Kolejorza" we wtorek w Tychach - stawką będzie awans do kolejnej rundy Pucharu Polski.
Łotysz bardzo krótko czekał na to, by stać się bohaterem kibiców. Półtora tysiąca sympatyków Lecha po meczu skandowało nazwisko napastnika.
- To dla mnie niespodzianka. Nie słyszałem tych okrzyków, ale to wszystko przez emocje. Wolę jednak, gdy dzięki mojej ciężkiej pracy zespół wygrywa. Wtedy wszyscy są bohaterami - stwierdził Rudnevs, który przed meczem powiedział żonie, że strzeli na Stadionie Olimpijskim bramkę. - A strzeliłem aż trzy. Żona doradzała mi, bym uderzał w każdej sytuacji, więc próbowałem - przyznał Łotysz.
Dziś można tylko żałować, że ten napastnik nie mógł zagrać w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, bo wtedy Lechowi łatwiej byłoby wyeliminować Spartę Praga. - To mój błąd, bo zdecydowałem się na grę w jednym meczu pucharowym w barwach Zalaegerszegu. Szkoda, naprawdę szkoda. Na szczęście mogę występować w Lidze Europejskiej w meczach z silnymi rywalami - mówił Rudnevs.
Andrzej Grupa, Turyn