Urs Kryenbuehl jechał z prędkością około 150 kilometrów na godzinę i na finalnej części trasy stracił kontrolę nad nartami po przejeździe przez ostatnie wzniesienie. Szwajcar przez kilkanaście minut był na miejscu opatrywany przez służby ratunkowe, a ostatecznie został przetransportowany śmigłowcem do szpitala. Eksperci są zgodni, wypadek nie miał miejsca z jego winy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! - Urs rozpoznał trenera, jest z nim już dobrze. O konieczności tego skoku i ostatnim fragmencie trasy dyskutowaliśmy od trzech dni. "Hopa" jest za wysoka i zbyt długa, w tamtym miejscu w ogóle nie powinno jej być - powiedział Beat Feuz, zwycięzca zjazdu alpejskiego w Kitzbuehel - Trzeba coś z tym zrobić - wtórował mu włoski narciarz alpejski Dominik Paris. Organizatorzy ugięli się pod presją i szybko zaczęli modyfikacje trasy - jak donosi dziennikarz David Conti z szwajcarskiego serwisu rsi.ch. Feralny fragment zjazdu ma być wypłaszczony, tak, aby w przyszłości nie dochodziło na nim do tak dramatycznych wypadków. Już w przeszłości utrudnienie umiejscowione niedaleko mety w Kitzbuehel była podmiotem sporów w środowisku narciarstwa alpejskiego. W 2009 roku fatalnie wyglądający wypadek miał w tym samym miejscu Daniel Albrecht. W wyniku obrażeń, jakich doznał, zapadł w śpiączkę na prawie cztery tygodnie. MR