Jeden chciał się spotkać, drugi nie. Jeden chciał poczekać z decyzją, drugi chciał ją znać natychmiast. Jeden powiedział co myśli, inni się dołączyli, a kolejny wyjechał z Planicy, by nie zaostrzać sytuacji. Taki oto związkowo - zawodniczy spór oglądaliśmy na koniec sezonu skoków narciarskich, zamiast - paradoksalnie - dobrych skoków. Sezon jaki był każdy widział i chyba tylko szaleniec mógł wierzyć, że Michal Doleżal zachowa swoją posadę. Miał jednak - jak się okazało - swoich obrońców, którzy stanęli za nim murem. To jeden z niewielu momentów, kiedy emocje wzięły górę, a poczucie solidarności i lojalności zaważyło nad - chyba jednak - zdrowym rozsądkiem. Jedno trzeba przyznać. Michal Doleżal ze wsparcie. Na takie coś trzeba sobie zasłużyć Michal Doleżal przez sześć lat pracy w reprezentacji Polski zaskarbił sobie serca zawodników i to znakomicie o nim świadczy. Nie tylko jako o trenerze, ale także człowieku. Mówiąc wprost na takie wsparcie trzeba sobie zasłużyć. Z drugiej jednak strony nie da nie bronić tej zimy, wyników, a przede wszystkim swoistego marazmu, który w szeregi kadry się wkradł. Może po prostu pewna formuła się wyczerpała? Może potrzeba nowego pomysłu, energii i nowego człowieka. Wszystko wskazuje na to, że ten już jest, chociaż... trzeba przyznać, że komunikacja nie jest najmocniejszą stroną Polskiego Związku Narciarskiego. Za "bałagan" w Planicy na antenie Polsatu Sport, w magazynie "Polskie Skocznie", przepraszał już sekretarz generalny Jan Winkiel. Wygląda jednak na to, że lekcja niespecjalnie została odrobiona, bo prezes Apoloniusz Tajner już Thomasa Thurnbichlera nowym trenerem ogłosił, a sam związek podjęcie takiej decyzji... zdementował. I bądź tu mądry! Awans przyćmiony przez słowa Czesława Michniewicza Nowa energia, nowy pomysł i nowy trener okazały się natomiast wybawianiem dla reprezentacji Polski w piłce nożnej. Po mocno przeciętnym spotkaniu ze Szkocją, w finale baraży ze Szwecją piłkarze pod wodzą Czesława Michniewicza wygrali i awansowali. Na przełomie listopada i grudnia zagrają na mundialu! To co jeszcze trzy miesiące temu wydawało się mało prawdopodobne, by nie powiedzieć niemożliwe, stało się faktem! Brawo! Brawo! Brawo! Szkoda tylko, że zamiast cieszyć się z awansu, więcej i znacznie bardziej intensywnie dyskutujemy o słowach selekcjonera. Słowach niepotrzebnych i wypowiedzianych w nieodpowiednim momencie - fakt! Komunikacyjnie wyszło słabo, bo człowiekowi na takim stanowisku (bądź co bądź niezwykle prestiżowym) zwyczajnie nie wypada wdawać się w tego typu dyskusje i słowne utarczki. Warto, a nawet trzeba, być ponad to. Tylko tyle i aż tyle! Na szczęście jest Ona! Najlepsza tenisistka na świecie! Szesnaście wygranych meczów z rzędu, trzeci finał w tym roku i radość wszystkich Polaków. Nawet tych, którzy niespecjalnie tenisem się interesują! Iga Świątek jest idealnym przykładem nie tylko wyjątkowego sportowca, ale też wyjątkowo świadomej wagi słów osoby. Niespełna dwudziestojednoletnia mistrzyni doskonale wie co i kiedy powiedzieć. Nie tylko po polsku, co w dzisiejszym świecie nie jest jakimś wyjątkiem, ale zawsze cieszy. Nie używa zbyt wielu zbędnych słów, ale jednocześnie przekazuje światu to, co jest ważne w danym momencie. Zachwyca swoją postawą i to nie tylko nas. Mam nadzieję, że utrzyma się na szczycie naprawdę długo, bo wszyscy wiele będziemy mogli się od niej nauczyć. I nie mam tu tylko na myśli świetnych zagrań forhendem czy znakomitych slajsów. I chyba właśnie dlatego wyjątkowo alergicznie reaguję na wszystkie sugestie, które nieśmiało podpowiadają, że ten numer 1. to nie do końca jej zasługa i na pewno na czele rankingu długo się utrzyma... Na szczęście Iga doskonale wie co robić (a nie mówić), by takim malkontentom utrzeć nosa!