- Cieszę się z tego medalu przede wszystkim ze względu na tych młodych chłopaków, dla których jest to pierwszy tak poważny turniej. Odnieśli wspaniali sukces i chciałbym, by się nie zatrzymali, tylko szli do przodu. Mają ku temu możliwości, by sprawić, że polska siatkówka będzie jeszcze większą potęgą - powiedział atakujący Delecty Bydgoszcz. Dodał, że w Izmirze cały zespół wykonał "kawał dobrej roboty", a słowa pochwały należą się każdemu z osobna. - Mając 32 lata zostałem najbardziej wartościowym zawodnikiem turnieju. To jest dopiero numer - żartował. Na pozycję atakującego Gruszka został przesunięty cztery miesiące temu. Według niego najważniejsze w tym momencie było zaufanie, którym obdarzył go trener i cały zespół. - Wiedziałem, że tylko poprzez grę mogę im się odwdzięczyć. Cieszę się, że od początku sezonu kadrowego byłem ustawiany na ataku, a nie wyniknęło to dopiero później. Miałem czas, by to wytrenować. Ważne, że głowa mnie nie zawiodła. Były różne momenty - w Gdyni w kwalifikacjach mistrzostw świata nie było za dobrze. W memoriale Huberta Wagnera były już przebłyski, ale rozkręciłem się dopiero w Turcji - przyznał. Drużyna pod wodzą Daniela Castellaniego pokonała w niedzielę w finale mistrzostw Europy w Izmirze Francję 3:1 i zdobyła pierwszy w historii polskiej męskiej siatkówki złoty medal. Z Izmiru Marta Pietrewicz Czytaj także: Droga Orłów do złotego medalu Daniel Castellani: Twórca sukcesu Gruszka MVP! Zagumny najlepszym rozgrywającym! Castellani: Jeszcze jestem w chmurach Siatkarze: Nerwy ze stali na wagę złota Tureckie złoto lepsze od japońskiego srebra