Prezes Fogo Unii Leszno od początku tego tygodnia nuci sobie pewnie piosenkę Budki Suflera: Nie wierz nigdy kobiecie, dobrą radę ci dam. Z tą różnicą, że zamiast słowa kobieta, wplata nazwisko Jasona Doyle’a. Nie zdziwiłbym się też, gdyby Piotr Rusiecki poszedł w ślady trenera Michała Probierza, który po jednym z przegranych meczów powiedział na konferencji prasowej że "wypije" whisky, bo tylko to mu zostało. Kasprzak, a nie Zengota? To wielbłąd We wtorek stało się jasne, że Australijczyk daje nogę z Leszna i obiera kurs na Podkarpacie. Cellfast Wilki przechwyciły byłego mistrza świata, oferując mu ponad milionową przebitkę. W oczach Jasona zaświeciły się dolary więc zapomniał o porozumieniu z Unią, a o swojej nagłej zmianie decyzji poinformował smsem. Dziwi mnie tylko, że Krzysztof Kasprzak znalazł jelenia, wróć, wilka, Cellfast Wilka na swoje usługi. Z całym szacunkiem, ale wolałbym Grzesia Zengotę, który skorzystał na ucieczce Doyle'a i trafił jako koło zapasowe do... Leszna. On będzie chciał wykorzystać być może swoją jedyną szansę na ponowne zaistnienie w PGE Ekstralidze. Jestem przekonany, że ambicja będzie się mu wylewać uszami. A Kasprzak? Sorry, od lat równia pochyła, brak perspektyw na powrót do dawnej formy i jazda na nazwisku. Ja tego nie kupuję. Naprawdę nie mam bladego pojęcia, co kierowało szefami klubu z Krosna, że skusili się na notującego ciągły regres didżeja KejKeja. No, ale nie mój cyrk, nie moje małpy. Zengi jest napalony na elitę. Bije od niego taki prawdziwy, pozytywny entuzjazm i chęć udowodnienia wszystkim, że PGE Ekstraliga, to nie są dla niego za wysokie progi. W ogóle historia Grześka, to gotowy scenariusz na film. Wszyscy pamiętamy po jakich przejściach jest wychowanek Falubazu Zielona Góra. Jeszcze niedawno zastanawialiśmy się, czy 35-latek będzie w stanie normalnie chodzić, a co dopiero wsiąść na motocykl. Znaczna część środowiska solidaryzuje się z prezesem Rusieckim. Współczuje prezesowi, że Doyle w tak perfidny, a może nawet świński sposób wystawił go do wiatru. Z jednej strony rozumiem rozgoryczenie i wściekłość szefa klubu z Leszna, ale z drugiej... jak się nie ma miedzi, to się wiadomo na czym siedzi. Tak samo zgadzam się z argumentami prezydenta Leszna, który w wywiadzie dla Interii grzmi, że żużel pędzi w kierunku samozagłady, że stawki oferowane zawodnikom urosły do jakiś chorych rozmiarów i za chwilę sami się zaoramy. Prawda jest jednak taka, że dopóki prezesi nie dogadają się we własnym gronie, to co roku będzie się powtarzała ta sama śpiewka. Zabetonowany rynek, czy ściana z dykty? Bomby ciężkiego kalibru spadają na działaczy Wilków, że Ci ośmielili się wejść z buta i skruszyć ponoć zabetonowany rynek. Jak się okazuje ta ściana nie była wcale taka gruba. Trzeba było wziąć tylko dobre wiertło czyt. forsę i nagle z twardej kondygnacji zrobiła się dykta. Dzięki beniaminkowi mamy jeden z najciekawszych okresów transferowych lat. Czas do otwarcia okienka leci jak bicza strzelił. Aż chciałoby się krzyknąć, nie otwierajcie go do grudnia, bo jest jeszcze szansa na tyle zwrotów akcji. Dlatego w całej rozciągłości podpisuje się pod felietonami mojego redakcyjnego kolegi Jakuba Czosnyki oraz Jacka Gajewskiego. Kuba u nas, a były menedżer ekipy z Torunia na WP starają się przemówić do rozsądku oponentom ostrej ofensywy Wilków. Prezes krośnian - Grzegorz Leśniak, czy główny autor tego zamieszania miał pójść z kwiatami i zapytać swoich odpowiedników w innych klubach o zgodę, czy szanownie nie oddaliby mu, któregoś z żużlowców? Leśniak ma do wydania kasy jak lodu więc zrobił to, co zrobiłby każdy na jego miejscu. Prezes Rusiecki też. Niestety jesteśmy takim narodem, że nie uznajemy kompromisów. Jakbyśmy się nie zachowali i tak będzie źle i tak niedobrze więc Wilki nie miały absolutnie nic do stracenia. I tak zostałyby zlinczowane lub zjedzone żywcem. Albo za to, że się nie wzmocniły i podzieliły los Arged Malesy, albo za to, że prowadza agresywną politykę transferową i odczepiają wagony, których podobno nie da się odczepić.