- Niech mi ktoś powie, jak to możliwe. Włókniarz bez Lindgrena i ze słabiutkim Jeppesenem. U nas nagle po świetnym początku wycofuje się Thomsen. Koniec końców tracimy bonusa, mimo całkiem wysokiego zwycięstwa u siebie. Dziwne to wszystko - komentarzy w takim tonie nie brakowało. Nikt oczywiście niczego wprost Stali nie zarzuca, ale rzeczywiście mogło być tak, że zespół powoli wybiera sobie rywala na decydującą fazę rozgrywek. Być może w klubie wyliczyli sobie co i gdzie muszą zrobić, by trafić na danego przeciwnika. Takiego, który im odpowiada. Byle uciec przed Motorem Wiemy na pewno, że drużyny z PGE Ekstraligi panicznie boją się szóstego miejsca, które skaże je na rywalizację z Motorem. A ta niemal na sto procent skończy się sukcesem lublinian. Tu akurat jednak walka jest jej najbardziej sportowa. Im lepiej pojedziesz, tym większa szansa na uniknięcie 6. lokaty. Gdyby faktycznie kluby już w tej fazie sezonu kalkulowały pod kątem doboru rywala na play off, to nie byłoby nic nowego. To metoda znana od lat, na której jednak wielu już się przejechało. Pomijając już fakt, że nie zawsze mistrzem kraju zostaje lider po rundzie zasadniczej. Kilka lat temu Unia Leszno wygrała ligę wchodząc z czwartego miejsca.