Mimo 45 lat na karku, mnóstwa urazów w niezbyt odległej przeszłości i doskwierającego bólu, Nicki Pedersen wrócił na tor. Wystąpił w meczu ligi duńskiej i spisał się bardzo dobrze. Można Duńczyka lubić albo nie, ale należy mu się wielki szacunek. To człowiek, który kolejny raz śmieje się losowi w twarz. Pedersena zaczynają doceniać nawet ci, którzy do tej pory za nim nie przepadali. - Zawsze mnie wkurzał zachowaniem na torze. Faulował i jeszcze miał pretensje. Ale to jest jeden z ostatnich żużlowców z krwi i kości. Jak ja będę za nim tęsknił, gdy skończy karierę - pisał pan Piotr, kibic z Rzeszowa. - Nie da się go nie szanować. Facet pokazał, ile dla niego znaczy ten sport. Spokojnie mógł jeszcze miesiąc pauzować i nikt by się nie dziwił - dodał pan Mateusz z Grudziądza. Czy jest drugi taki? Część kibiców zastanawia się, czy jest jakiś inny żużlowiec wykazujący się podobną determinacją będącą wręcz na pograniczu brawury. - Może obecnie nie jest to najlepszy przykład, ale ja bym wskazał Rafała Szombierskiego. Żeby nie zawieść kibiców, byłby w stanie jechać cały połamany - stwierdził pan Andrzej z Rawicza. Znaczna większość jednak zgodnie uznaje, że drugiego takiego po prostu nie ma. A już na pewno nie ma takiego, który po tylu poważnych urazach w tak zaawansowanym wieku ani by myślał o końcu kariery. Pedersen często igra z ogniem. Wygląda jednak na to, że on bez tego żyć nie potrafi. Najlepsze momenty, bramki i interwencje Ligi Mistrzów - zobacz już teraz!