Czy jest drugi taki, jak Pedersen?
Środowisko żużlowe jest pod wrażeniem postawy Nickiego Pedersena, który zaledwie dwa tygodnie po paskudnym upadku wrócił na tor. Choć wciąż odczuwa ból, nie chciał robić dłuższej przerwy. I wiele wskazuje na to, że nie jest to podyktowane jedynie chęcią zarobku.

Mimo 45 lat na karku, mnóstwa urazów w niezbyt odległej przeszłości i doskwierającego bólu, Nicki Pedersen wrócił na tor. Wystąpił w meczu ligi duńskiej i spisał się bardzo dobrze. Można Duńczyka lubić albo nie, ale należy mu się wielki szacunek. To człowiek, który kolejny raz śmieje się losowi w twarz.
Pedersena zaczynają doceniać nawet ci, którzy do tej pory za nim nie przepadali. - Zawsze mnie wkurzał zachowaniem na torze. Faulował i jeszcze miał pretensje. Ale to jest jeden z ostatnich żużlowców z krwi i kości. Jak ja będę za nim tęsknił, gdy skończy karierę - pisał pan Piotr, kibic z Rzeszowa. - Nie da się go nie szanować. Facet pokazał, ile dla niego znaczy ten sport. Spokojnie mógł jeszcze miesiąc pauzować i nikt by się nie dziwił - dodał pan Mateusz z Grudziądza.
Czy jest drugi taki?
Część kibiców zastanawia się, czy jest jakiś inny żużlowiec wykazujący się podobną determinacją będącą wręcz na pograniczu brawury. - Może obecnie nie jest to najlepszy przykład, ale ja bym wskazał Rafała Szombierskiego. Żeby nie zawieść kibiców, byłby w stanie jechać cały połamany - stwierdził pan Andrzej z Rawicza.
Znaczna większość jednak zgodnie uznaje, że drugiego takiego po prostu nie ma. A już na pewno nie ma takiego, który po tylu poważnych urazach w tak zaawansowanym wieku ani by myślał o końcu kariery. Pedersen często igra z ogniem. Wygląda jednak na to, że on bez tego żyć nie potrafi.