Złote dziecko polskiego żużla Kiedy Janusz Kołodziej zdobywał Indywidualne Mistrzostwo Polski w 2005 roku pokonując po słynnej akcji Tomasza Golloba, wielu sądziło, że za chwilę to on przejmie pałeczkę tego pierwszego w polskim żużlu. Rzeczywiście kariera tarnowianina nabrała rozpędu. Stał się jednym z najlepszych polskich zawodników i absolutną gwiazdą ligi. Na poziomie Ekstraligi utrzymuje od przeszło 15 lat, a swoją formą pokazuje, że stać go na jeszcze kilka dobrych sezonów. Kołodziej w piątek znów pojechał świetnie. Tym razem uratował zwycięstwo dla Fogo Unii w meczu ZOOleszcz GKM-em Grudziądz. To był niemalże doskonały występ, jak w zasadzie wszystkie inne w tym roku. Patrząc na jego jazdę aż prosi się zapytać, dlaczego Janusz nigdy nie miał tego czegoś, co pozwoliłoby mu walczyć o medale mistrzostw świata. Umiejętności czysto jeździecki? Top. Czucie sprzętu? Top. Czego więc brakuje? Janusz już dwukrotnie robił podchody pod Grand Prix, ale nie wyszło. Za każdym razem zaliczał bolesne zderzenie z elitą. Działało to mniej więcej tak, że w sobotę jechał na turniej mistrzostw świata, przegrywał z większością zawodników, a dzień później lał ich w lidze. Kiedyś jego menedżer Krzysztof Cegielski mówił, że Kołodziej po prostu nie czuje specyfiki Grand Prix i dlatego się tam nie odnajduje. Inny klimat, presja, oczekiwania. To trochę tak, jak wszyscy oczekują od Piotra Zielińskiego dobrej gry w reprezentacji Polski. Jest z tym problem i wiemy o nim wszyscy - podobnie jak sam zainteresowany. Postronnego kibica denerwuje fakt, że pomocnik w lidze włoskiej w barwach Napoli jest zupełnie innym piłkarzem. Bardziej pewnym siebie, błyskotliwym, którym zachwycają się wszyscy. Z Kołodziejem mam wrażenie, że jest podobnie, a szkoda. Pracuś, perfekcjonista. Za takiego Kołodziej uchodzi w środowisku żużlowym. Tyczy się to przede wszystkim przygotowania sprzętu. Być może spośród wszystkich polskich zawodników jego wiedza na temat motocykla i silników jest największa. Czasami ma to złe strony, bo zdarzało mu się przekombinować. Trener reprezentacji Rafał Dobrucki powiedział zresztą bardzo ciekawe zdanie, w którym wytłumaczył świetną formę Janusza. Stwierdził, że w dzisiejszym żużlu sprzęt zawodników jest tak wyrównany, że wygrywają ci, którzy potrafią go odpowiednio doregulować i zrozumieć. Tę umiejętność mają najwięksi. Wychowanek Unii Tarnów ma 38 lat. Zastanawiam się, czy widząc swoją kosmiczną formę zdecyduje się jeszcze zrobić jedno podejście pod cykl Grand Prix. Coś na zasadzie "do trzech razy sztuka". Bardzo bym na to liczył, bo nie ulega wątpliwości, że gdyby trafił z formą i sam czuł w sobie wielką determinację do zwieńczenia kariery jakimś dużym sukcesem, to tego zawodnika na to stać.