Tytuł dla Polki był wielką sensacją. Właśnie wróciła, w imponującym stylu
Druga połowa 2024 roku była wyjątkowo udana dla 18-letniej już teraz Moniki Stankiewicz. Zawodniczka BKT Advantage Bielsko-Biała dotarła do ćwierćfinału juniorskiego Wimbledonu, zdobyła medal w mistrzostwach Europy U-18, wreszcie wygrała swój pierwszy profesjonalny turniej, choć zaczynała go od kwalifikacji. Po dziesięciotygodniowej przerwie wróciła na kort - i zrobiła to z wielkim przytupem. W Kenii w pierwszej rundzie wyeliminowała zawodniczkę rozstawioną z "dwójką", notowaną o ponad 300 miejsc wyżej w rankingu WTA.
Ćwierćfinał Wimbledonu w zmaganiach juniorek można zaliczyć do grona sukcesów, niewiele 17-latek na świecie ma możliwość awansu do najlepszej ósemki w zawodach wielkoszlemowych. Trudno jednak było nazwać Monikę Stankiewicz wielką gwiazdą takich zmagań, choć aspirowała do czołówki. W juniorskim rankingu ITF zajmowała miejsce w lipcu 20. miejsce na świecie, teraz jest w nim 24. Mimo, że skupia się już tylko na pokonywaniu kolejnych szczebelków w profesjonalnej rywalizacji. A to zupełnie inna sztuka, nie udała się wielu obiecującym zawodniczkom, nawet z najważniejszymi tytułami.
20 października, tuż przed swoimi 18. urodzinami, Stankiewicz dokonała sztuki niezwykłej. Rywalizację w Faro zaczynała od kwalifikacji, przeszła je, a później wygrała pięć kolejnych spotkań. Mało - dokonała tego bez straty choćby jednego seta. Wygrywała z rywalkami notowanymi o kilkaset miejsc wyżej w rankingu WTA, ogranymi już w świecie. Jak choćby z Malene Helgo, z którą przecież w poniedziałek w United Cup mierzyła się Iga Świątek.
Tamten sukces dał jej awans o 306 pozycji, do siódmej setki światowej listy. Mówiła wtedy, że w 2025 roku planuje rywalizować w turniejach ITF, choć dzięki sukcesowi w Faro i awansowi w rankingu WTA jej uda się uniknąć zmagań w tych najmniejszych W15. - Nie chcę przyspieszać procesu, będę kontynuowała pracę krok po kroku. Chcę się rozwijać, by wejść wyżej - zapowiedziała.
Turniej ITF W35 w Nairobi. 2025 rok aż dwie Polki zainaugurowały zwycięstwami
Na swój pierwszy start w nowym sezonie 18-latka wybrała zawody w... sercu Afryki. Do Kenii wybrała się z Zuzanną Pawlikowską, która w ostatnich miesiącach zjechała za tenisem pół świata. Obie rozegrały dziś mecze pierwszej rundy, obie miały powody do satysfakcji. Najpierw Pawlikowska pokonała reprezentującą Szwajcarię Katerina Tsygourovą, z którą we wrześniu grała debla w Serbii - dotarły wówczas do finału. Dziś Polka triumfowała w niespełna dwie godziny 6:4, 6:3.
Nie było to zwycięstwo łatwe, wiele gemów kończyło się na przewagi, ale z awansu cieszyła się jednak Polka.
A później na korcie pojawiła się już Stankiewicz, ale ją akurat trudno było nazwać faworytką w pojedynku z Sadą Nahimaną. Dla polskich kibiców może to brzmieć trochę dziwnie, skoro rywalka reprezentuje Burundi, ale Nahimana jest akurat czołową tenisistką na kontynencie. Wyłączając największe profesjonalistki, Ons Jabeur czy Mayar Sherif, z resztą mogłaby powalczyć. Była już na 240. pozycji w rankingu WTA, teraz jest o prawie 100 miejsc niżej, ale to jednak i tak znacznie wyżej od Stankiewicz.
Polka jednak nie przestraszyła się rywalki, w Faro dwa miesiące temu wygrywała przecież z tenisistkami jeszcze wyżej notowanymi. Szybko odskoczyła na 3:0, ale Burundyjka zaraz wyrównała na 3:3, a po chwili miała dwa break pointy. Nie ma co ukrywać, był to zacięty mecz, w którym Polka zachowywała większą odporność w decydujących fazach obu setów.
A konkretnie - w dwunastych gemach, gdy prowadziła 6:5, a Nahimana serwowała po tie-breaki. W pierwszej partii 18-latka potrzebowała jednej piłki setowej, w drugiej załatwiła sprawę trzecim meczbolem.
W czwartek Polka powalczy o ćwierćfinał - rywalką będzie Chinka Lexue Xiao. Tym razem to nasza zawodniczka będzie musiała poradzić sobie z rolą faworytki.