Sebastian Staszewski, Interia: - Jak się czujesz na swoim drugim zgrupowaniu reprezentacji Polski? Matty Cash: - Pewniej niż na pierwszym. Chociaż już wtedy czułem się tu bardzo dobrze, koledzy przyjęli mnie ciepło. Teraz ciężko trenujemy, mamy za sobą mecz ze Szkocją. Nasze myśli skupione są tylko na jednym: barażu ze Szwecją. Jak współpracuje ci się z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem? - Uwielbiam go! Kiedy przyleciał do Anglii, mieliśmy bardzo sympatyczną rozmowę. Myślę, że przekonał go do mnie sernik bez rodzynek, który sam przygotowałem (śmiech). To naprawdę fajny człowiek, dobry trener. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, że awansujemy na mistrzostwa i dalej będziemy mieli okazję współpracować. Byłeś zaskoczony tym, że Paulo Sousa opuścił reprezentację w takim stylu? To przecież trener, który mocno o ciebie walczył, zawdzięczasz mu debiut w polskiej kadrze. - Byłem bardzo zaskoczony. Przecież mieliśmy szansę, aby awansować na mistrzostwa świata. Byliśmy tylko o dwa mecze od mundialu. Awans na taki turniej to wielka sprawa, więc zdziwiłem się, że Sousa z niej zrezygnował. Byłem w szoku... Sousa kontaktował się z tobą po przeprowadzce do Brazylii? - Nie, nie mamy żadnego kontaktu. Jesteś zadowolony z tego, że Michniewicz chce grać trójką obrońców i twoje miejsce widzi na wahadle? - Tak było ze Szkocją, ale niczego bym nie przesądzał. Trenowaliśmy także czwórką z tyłu. Nie powiem teraz oczywiście jaką taktyką zagramy, ale wiem, że jesteśmy przygotowani. Już jutro zaraz po meczu Polaków nasz program na żywo Interia Sport Gramy Dalej! - Sprawdź szczegóły! Na tym zgrupowaniu czujesz dużą presję? Stawką jest mundial... - Presja jest, ale uwielbiam ją! Na co dzień gram w Premier League, tam presja jest w każdym meczu. Gdy reprezentujesz swój kraj, musisz wiedzieć o oczekiwaniach kibiców. Ale przecież po to zostajesz piłkarzem, aby występować w takich meczach, jak ten ze Szwecją. Nie mogę się go doczekać... Wiem, że cała Polska zasiądzie przed telewizorami, na stadionie w Chorzowie będzie komplet. Wierzę, że zagramy dobrze i awansujemy. Bo mamy piłkarzy, których na to stać. Co może być kluczowe w meczu ze Szwecją? - Skupienie. Motywacji nikomu nie zabraknie, bo cała Polska wie, jak to ważny mecz. Musimy jednak skupić się na naszej robocie, myśleć tylko o niej. To powinien być nasz priorytet. Po towarzyskim meczu ze Szkocją nie było jednak zbyt wiele powodów do optymizmu... - To był trudny mecz. Jeśli chodzi o mnie, nie był idealny, chociaż nie narzekam. Nieźle zagrałem w defensywie, zrobiłem to, co musiałem. Na szczęście strzeliliśmy bramkę i dzięki temu nie przegraliśmy, ale na końcu to był tylko sparing. Kiedy odwiedził cię Michniewicz, upiekłeś mu sernik. Masz jakiś zwariowany pomysł na wypadek awansu? - Do Chorzowa przyjeżdża z Anglii cała moja rodzina: mama, tata, brat, ciocia. Przylatują już w poniedziałek. Więc jeśli awansujemy, na pewno będzie impreza. I na niej spróbuję w końcu... polskiej wódki! Do Katowic przyjechałeś w znakomitej formie. Niedawno strzeliłeś bramkę w meczu z Leeds, z Brighton. Czujesz, że to twój czas? - Zawsze mam dużo pewności siebie. Wiem, że mogę grać na wysokim poziomie. Ale kiedy strzelasz bramki i zaliczasz asysty, to masz jeszcze lepszy humor. U Stevena Gerrarda mam licencję na grę ofensywną. To świetny trener, który chce grać ładnie. Oczywiście także bronię, ale częściej mogę grać pod bramką rywala, gdzie są tacy piłkarze jak Philippe Coutinho. Co z twoją przyszłością? Media informowały o ofercie z Atletico Madryt... - Na razie nie ma o czym mówić, bo świetnie czuję się w Villi. Nie myślę o transferze, na razie chcę grać w Birmingham. To z tym klubem wiążę moją karierę. W Katowicach rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia