Fajerwerki we Wrocławiu. Raków najadł się strachu, kuzyn Haalanda zachwycił
Sensacyjnie rozpoczęła się środa z Pucharem Polski. Do niespodzianki doszło w Świdniku, gdzie miejscowa Avia rozprawiła się z faworyzowaną Polonią Bytom. Pokonać rywali z wyższej ligi chciał dziś także u siebie Śląsk Wrocław. I gospodarzom nie można było odmówić ambicji. Pierwszy prowadzenie objął Raków, ale odpowiedź miejscowych przyszła w drugiej połowie. Ćwierćfinalistę zmagań wyłoniła więc końcówka. Na ławce rezerwowych oglądał ją Jonatan Braut Brunes. Kuzyn Erlinga Haalanda popisał się wcześniej spektakularnym trafieniem.

W środowe popołudnie po raz kolejny oczy piłkarskiego środowiska były skierowane głównie na Marka Papszuna. Szkoleniowiec ten jedną nogą jest w Legii Warszawa, lecz stołeczni wciąż nie doszli do porozumienia z Rakowem Częstochowa, więc 51-latek pozostaje pod Jasną Górą. Zamieszanie wokół klubu nie wpływa jednak negatywnie na zawodników. Obecni wicemistrzowie kraju zakończyli niedawno domową serię zwycięstw Arki Gdynia. Ponadto dobrze punktują w Lidze Konferencji i chyba tylko kataklizm sprawi, że nie zagrają w kolejnej fazie europejskich zmagań.
Ze względu na powyższe wyniki "Medalików", mało kto spodziewał się dziś sensacji we Wrocławiu. Mowa w końcu o konfrontacji ekstraklasowicza z pierwszoligowcem. Pomimo tego, faworyt męczył się w stolicy województwa dolnośląskiego. Co prawda przyjezdni dłużej utrzymywali się przy piłce, ale brakowało konkretów. Momentami nawet bardziej straszyli gospodarze. Tak było choćby w dwudziestej minucie, gdy w polu karnym Rakowa zrobiło się przeogromne zamieszanie i Damian Warchoł uderzał na bramkę.
Później natomiast po interwencji golkipera gości na murawę padł Luka Marjanac. Sympatycy WKS po cichu liczyli na "jedenastkę", lecz arbiter nie zdecydował się nawet na przeanalizowanie powtórek. Podczas pierwszej części niestety swoje trzy grosze wtrącili najbardziej zagorzali sympatycy Śląska. W ruch poszły środki pirotechniczne. Rozjemca nie miał wyboru, musiał na moment przerwać środowe widowisko. Pauza zdecydowanie lepiej podziałała na podopiecznych Marka Papszuna.
Śląsk strzelił na 1:1 i zaczęły się emocje. Błyskawiczna riposta Rakowa
Fajerwerki, ale na szczęście te piłkarskie, zaserwował Jonatan Braut Brunes. Kuzyn Erlinga Haalanda uderzył z woleja w samo okienko bramki. "Co za gol! Raków prowadzi, trafienie stadiony świata. (…) Pięknie przymierzył, nie miał nic do powiedzenia Bartosz Głogowski" - zachwycali się, słusznie zresztą, komentatorzy TVP Sport. A częstochowianom spadł kamień z serca, bo ich boiskowa dominacja wreszcie została potwierdzona. Śląsk oczywiście błyskawicznie dążył do wyrównania. Chwilę po powrocie obu zespołów z szatni słupek obił Piotr Samiec-Talar. Ta sytuacja zwiastowała ciekawą drugą odsłonę potyczki.
Gracze w zielonych strojach stale atakowali, aż wreszcie dopięli swego w 69 minucie. Stadion do euforii doprowadził wspomniany już w tej relacji Damian Warchoł. Napastnik przymierzył z powietrza po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Nieco uśpieni zawodnicy Marka Papszuna znów musieli się pobudzić, by nie dokładać sobie niepotrzebnych minut przed niedzielnymi derbami z GKS-em Katowice. Goście błyskawicznie podkręcili tempo, dzięki czemu szybko odzyskali prowadzenie za sprawą Patryka Makucha. I nie oddali go do ostatniego gwizdka.










![Mistrzostwa świata 2026: terminarz. Wtedy może zagrać Polska [HARMONOGRAM]](https://i.iplsc.com/000M1E2X5A2F0RTV-C401.webp)
