Mówisz początek sezonu Formuły 1, myślisz Australia. Tor uliczny w Melbourne przed pandemią koronawirusa zazwyczaj był areną inauguracji zmagań najszybszych kierowców świata. Jeszcze nie tak dawno nikt nie wyobrażał sobie kalendarza królowej sportów motorowych bez tego urokliwego obiektu. A jednak, COVID-19 i obostrzenia panujące na Antypodach spowodowały, że lokalni kibice przez dwa lata pasjonowali się rywalizacją dwudziestu bolidów tylko z perspektywy kanapy. Ku uciesze fanów, długo wyczekiwany powrót zasłużonego miejsca ma nastąpić już w przyszłym roku. Ma, ponieważ Australia wciąż jest zamknięta dla większości obywateli z innych państw i niewykluczone, iż kibice po raz kolejny obejdą się smakiem. - To być albo nie być dla Melbourne. Po rozmowach i wsparciu otrzymanym od Martina Pakuli, ministra ds. sportu i głównych wydarzeń, jestem bardzo spokojny - powiedział Andrew Westacott, szef Australian Grand Prix Corporation na łamach motorsport.com. Formuła 1. Australia może zniknąć na dłużej Organizatorzy wyścigu są jednocześnie świadomi, że w razie spełnienia się najgorszego scenariusza, Formuła 1 może przedwcześnie zerwać umowę, która obowiązuje jeszcze przez kilka dobrych lat. - Gdybyśmy nie byli w stanie przygotować w 2022 roku rundy w Australii, Formuła 1 miałaby pełne prawo do poszukiwań alternatyw dla Melbourne. Myślę, że biorąc pod uwagę, jak duża jest konkurencja o miejsce w kalendarzu F1, cierpliwość może się w końcu skończyć - zakończył Westacott. Przypomnijmy, iż przyszłoroczne Grand Prix Australii ma odbyć się się 10 kwietnia. Rywalizacja na Albert Park Circuit będzie trzecią rundą mistrzostw świata. Wcześniej kierowcy zawitają do Bahrajnu i Arabii Saudyjskiej. Sprawdź najnowsze informacje na Polsatnews.pl!