Kierownictwo Ferrari postanowiło zatrzymać Antonio Giovinazziego - zawodnika Alfy Romeo - w roli kierowcy rezerwowego. Mówiąc wprost, gdyby Włoch musiał zastąpić z jakichkolwiek powodów któregoś z kierowców podstawowego zespołu Ferrari, to Robert Kubica najprawdopodobniej poprowadzi jego Alfę. Zresztą szef Formuły 1 Chase Carey zapowiedział, że ewentualna choroba jednego z kierowców nie przerwie sezonu, a zespoły po to mają rezerwowych, aby z nich korzystać, a Kubica jest właśnie rezerwowym Alfy Romeo. Giovinazzi zajmuje nieco dziwne miejsce w świecie Ferrari. Gdy debiutował w Formule 1, uważano go za kandydata do zastąpienia Kimiego Räikkönena. Przegrał jednak w tym wyścigu z Charlesem Leclerkiem, a fotel Sebastiana Vettela również przeszedł mu koło nosa, gdy zatrudniono Carlosa Sainza jr. Teraz jego rola w Scuderii jest nieco tajemnicza i trudna do określenia. Jego zaletą jest to, że jest dyspozycyjny na każde zawołanie do zadań specjalnych. Trzeba pamiętać, że posada Giovinazziego jest uważana za najmniej bezpieczną w całej stawce Formuły 1. Włoch nie może być pewny, że ukończy sezon. Musi jeździć bardziej skutecznie i zdobywać więcej punktów. W minionym sezonie, zdobył ich zaledwie 14, tylko 4 razy kończąc wyścig w czołowej dziesiątce, a niewymuszony błąd w końcówce Grand Prix Belgii na torze Spa-Francorchamps, gdzie rozbił Alfę, umieścił go w centrum zainteresowania krytyków. W padoku zaczęto głośno zastanawiać się, czy aby na pewno włoski kierowca zasługuje na to, aby jeździć w Formule 1. Tymczasem Robert Kubica jest dobrze przygotowany do sezonu. W ostatnich miesiącach dużo ćwiczył i trenował w domu na rowerze. Między innymi brał udział w wirtualnych wyścigach kolarskich, niemal deklasując rywali. Bardzo dobra forma fizyczna to podstawa przygotowania kierowcy wyścigowego. Warto przypomnieć, że w tym roku zobaczymy Kubicę na torze, jeżeli nie w Formule 1, to w serii DTM, której opóźniona inauguracja będzie miała miejsce w sierpniu. Nadchodzący początek sezonu wyścigowego jest dobrą wiadomością dla polskich kibiców, ale także dla PKN Orlen, który jest zaangażowany w obie serie wyścigowe. Wkrótce będziemy oglądać logo polskiej firmy na samochodach oraz na kombinezonach kierowców. Jednak start obu serii oraz kolidujące daty wyścigów powodują szereg problemów logistycznych nie tylko dla Roberta Kubicy, ale również Orlenu. W razie pojawienia się chwilowego wakatu w Formule 1 trzeba będzie zapewne zrezygnować z DTM na rzecz bardziej widowiskowej i rozpoznawanej Formuły 1.