Więcej deszczu! - chciałoby się zakrzyknąć parafrazując Goethego, po Grand Prix Niemiec na torze Hockenheim, przed kolejnymi wyścigami. Wiadomo było już w sobotę, że pogoda zamiesza w niedzielne popołudnie, ale tylu przygód i dramatów na torze chyba nikt się nie spodziewał. Rację mają ci, którzy twierdzą, że był to jeden z najbardziej zwariowanych wyścigów ostatnich sezonów. Verstappen wygrał pewnie, ale też nie był to dla niego bezbłędny wyścig. Zaliczył po drodze kilka przygód, co zdarza się zwycięzcy raczej rzadko. Mniej czy bardziej spektakularne błędy popełniali oprócz zwycięzcy niemal wszyscy. Leclerc, Bottas, Hamilton, Hulkenberg, Gasly - żeby wymienić tylko te bardziej spektakularne i o poważniejszych konsekwencjach. W to wszystko dobrze wpisał się pit stop Hamiltona, który był sumą wszystkich chaosów w to niedzielne popołudnie. Prześmiewcom warto zwrócić uwagę na to, że zespół kompletnie nie miał czasu na przygotowanie postoju. Dosłownie kilka sekund. Hamilton wypadł z toru na ostatnim zakręcie i błyskawicznie podjął decyzję o (nieprzepisowym) zjeździe do boksu. Zespół nie miał szans, by dokonać wizualnej oceny uszkodzeń, nie mógł wcześniej przygotować części i kół. Stąd te koszmarnie długie 50 sekund i widok miotających się bez ładu i składu mechaników. <a href="http://www.orlenteam.pl/" target="_blank">Najnowsze wiadomości o Robercie Kubicy!</a> Mercedes był bez wątpienia jednym z największych przegranych w niedzielne popołudnie. Trudno było sobie wyobrazić gorszy jubileusz dwusetnego wyścigu i 125-lecia obecności marki w sporcie. Być może trochę za dużo pewności siebie, za dużo uwagi przyłożono do otoczki, a za mało do tego co najważniejsze. Ale trzeba przyznać, że stroje były genialne! I pod tym względem jubileusz przejdzie do historii Formuły 1! Do największych bolączek Williamsa należy brak przyczepności nawet na suchej nawierzchni. Dlatego czapki z głów przed Robertem Kubicą za to, co zrobił na mokrej! Podopieczny PKN Orlen wykorzystał perfekcyjnie swoje wielkie doświadczenie i umiejętność współpracy z narowistym samochodem. Pojechał - na ile samochód pozwalał - spokojny i niemal bezproblemowy wyścig w bardzo dojrzały sposób, wciąż walcząc z brakiem przyczepności, która, powtórzmy, na mokrej nawierzchni dawała się jeszcze bardziej we znaki. Warto przypomnieć, że byli tacy, którzy mówili jeszcze przed sezonem, że Kubica w normalnych warunkach to jeszcze sobie jakoś poradzi, ale na torach ulicznych albo gdy spadnie deszcz - wtedy nie ma szans. Przyszło Baku, przyszło Monako - dał radę. Teraz przyszedł deszczowy wyścig na Hockenheim i... wszystko jasne? Co teraz? Gdzie jeszcze Kubica nie da sobie rady? Oczywiście nie popadajmy w euforię. Cieszymy się z punktu wywalczonego przy sporej dozie szczęścia, ale... zwycięzcy są na mecie. Tylko dwóch rywali nie ukończyło wyścigu wskutek defektu samochodu (Ricciardo i Norris). Dwóch (Raikkonen i Giovinazzi) dostało kary. Reszta odpadła w wyniku incydentów. Nie dojechali do mety wskutek popełnionych błędów. Taki jest sport, taka jest sport Formuła 1. Raz korzystasz na pechu rywali, innym razem sam jesteś pechowcem. Wynik na Hockenheim nie zmienia faktu, że Williams jest wciąż w bardzo trudnej sytuacji. W normalnych warunkach strata do rywali - nie, nie czołówki, ale "drugiej ligi" - jest nadal ogromna, a przed zespołem jest wciąż bardzo dużo pracy. Co dalej? Czy punkt zdobyty w Niemczech pozostanie jedynym w tym sezonie? Z logicznego punktu widzenia tak niestety może być. Ale na szczęście to jest sport. Liczymy na to, że stopniowo, krok po kroku FW42 będzie samochodem coraz bardziej stabilnym i skutecznym. A na razie przed nami Hungaroring. I warto przypomnieć, że tam pogoda także potrafi spłatać figla! Grzegorz Gac