Już od kilku dni spekulowano, że lepszy z tej dwójki nie tylko zasiądzie na tronie International Boxing Federation, ale również zapewni sobie starcie za dziesięć tygodni z wybitnym Wasylem Łomaczenką (12-1, 9 KO), który wróci na ring 12 kwietnia w hali Staples Center w Los Angeles. Ukrainiec ma już na biodrach pasy WBA i WBO, teraz więc prawdopodobnie spróbuje wydrzeć Commeyowi tytuł IBF. Podczas walki we Frisco obaj panowie zaczęli bardzo ostro, od razu w półdystansie. Trafiał jeden i drugi, wszak panowie postawili na atak, zapominając o defensywie. Wiadomo było, że w końcu ktoś kogoś trafi na punkt. Pół minuty przed końcem pierwszej rundy pięściarz z Ghany trafił w takiej wymianie lewym sierpowym, zrobił krok w tył, poprawił długim prawym krzyżowym i Rosjanin wylądował na macie ringu. Niemal równo z gongiem Commey poprawił kolejnym prawym i Czanijew schodził na przerwę mocno poobijany. W dziewiątej sekundzie drugiej rundy Commey ściął przeciwnika z nóg po raz drugi, tym razem lewym sierpem na szczękę. Czanijew znów powstał, lecz chwiał się na nogach i po mocnym haku na górę do akcji wkroczył sędzia, słusznie stopując walkę.