Partner merytoryczny: Eleven Sports

Szkoła przetrwania Barcelony

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Środowym meczem na Estadio Mestalla z Valencią drużyna Pepa Guardioli rozpoczyna szkołę przetrwania, jakiej nie znała dotąd.

/AFP

Przez trzy poprzednie sezony w Primera Division ich największa strata do Realu Madryt wynosiła 2 pkt i zdarzała się w pierwszej rundzie rozgrywek. Dziś trzeba odrobić aż 7 pkt, goniąc przy tym przeciwnika pędzącego z prędkością światła. Od startu ligi, w 20 meczach Real zgubił ledwie 8 pkt. Drużyna Jose Mourinho wydaje się tak skupiona i głodna sukcesu, jak nigdy.

Po bezbramkowym remisie z Villarrealem "Pep team" definitywnie przestał zależeć od siebie i bez "pomocy" rywala z Madrytu, nie ma co śnić o tytule. Dlatego dziś wielkim marzeniem Katalończyków jest zachowanie szans na mistrzostwo, chociaż do 22 kwietnia, kiedy dojdzie do Gran Derbi na Camp Nou. Aby pozostać w grze do 35. kolejki Primera Division, trzeba przejść swego rodzaju szkołę przetrwania z wynikiem celującym. Kalendarz trudny, mecze co trzy dni bez prawa do potknięć. Ani w Sewilli, ani z Atletico w Madrycie.

Warunków powodzenia jest kilka: pierwszy to zakończenie plagi urazów prześladujących drużynę od początku sezonu (na mecz z Villarrealem Guardiola miał w kadrze 14 graczy). Na stracie bardzo mało grał wracający po operacji Carles Puyol, potem urazy mięśni zaczęły "szatkować" sezon Andresa Iniesty, jednego z trzech graczy Guardioli, których nieobecność najmocniej obniża wartość zespołu. Z 13 pkt oddanych na wyjazdach, tylko 4 Barca straciła z Iniestą w wyjściowym składzie. Poza tym leczył się, lub był przeciążony, tak jak w San Sebastian, gdzie wszedł awaryjnie na ostatnie 10 minut.

Urazy zminimalizowały też dokonania David Villi i Pedro Rodrigueza: do lutego zeszłego roku zdobyli razem w meczach wyjazdowych 11 goli, teraz uzbierali jednego! Sytuacja drastycznie się jednak nie poprawi, złamaną nogę Villa będzie leczył do maja. W jakimś stopniu zastępują ich nowe gwiazdy Alexis Sanchez i Cesc Fabregas, ten drugi, choć pomocnik stał się drugim strzelcem zespołu, daleko mu jednak do miana łowcy goli.

Winnych kłopotów Barcy nie da się jednak nazwać z imienia i nazwiska. Cała drużyna przeżywa impas w spotkaniach wyjazdowych, w których jeszcze przed rokiem biła rekordy. To jest główny powód, dlaczego dziś prasa katalońska musi przypominać cudowne czasy Dream Teamu potrafiącego odrabiać wielkie straty.

Po zaledwie 13 kolejkach sezonu 1991-92 drużyna Johanna Cruyffa miała aż 8 pkt mniej niż zespół Leo Benhakkera (przekładając to na trzy pkt za zwycięstwo byłoby 12). Na koniec to jednak Beenhakker żegnał się z posadą. W dwóch następnych latach Barca też wyprzedzała Real, a potem Deportivo - w ostatniej kolejce rozgrywek. 14 maja 1994 roku, w 90. min meczu z Valencią Miroslav Djukic zmarnował nawet karnego, który powinien był dać zespołowi z La Corunii pierwszy mistrzowski tytuł.

Dziś, liczenie na cud ma jednak znacznie mniejszy sens. Primera Division nigdy nie była tak zdominowana przez dwa zespoły, Real może stracić punkty z Barceloną, ale z kim jeszcze?

Katalończycy nie mając marginesu na błąd w lidze, muszą równie mocno skoncentrować się na walce o pozostałe dwa trofea. W Lidze Mistrzów i Pucharze Króla wciąż zależą od siebie. Poziom i prestiż pierwszych rozgrywek jest znacznie wyższy, w drugich do triumfu pozostają jednak tylko trzy mecze. Z tego dwa półfinałowe z tradycyjnie niewygodną Valencią. Szkoda byłoby zaprzepaścić wysiłek włożony w wyeliminowanie Realu. Na Estadio Mestalla drużyna Guardioli przeżywała jednak zwykle większe kłopoty niż na Santiago Bernabeu.

INTERIA.PL

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje