Wypadek Kołodzieja zmroził krew w żyłach wszystkich oglądających zawody kibiców. Trybuny leszczyńskiego stadionu momentalnie spowiły się ponurą ciszą. Kapitan Fogo Unii Leszno w swoim stylu napędzał się po orbicie domowego toru, gdy niespodziewanie przed jego oczami wyrósł rywal - Przemysław Pawlicki. Zaskoczony wychowanek Unii Tarnów pospiesznie przyciął w stronę krawężnika nie zdając sobie sprawy, że tuż za nim wewnętrzną ścieżką podąża junior Damian Ratajczak. Na płycie stadionu czym prędzej pojawiła się karetka. Ku radości sympatyków gospodarzy pierwsze badania wykazały jednak, iż czterokrotny indywidualny mistrz kraju jest zdolny do dalszej jazdy. Choć spacerowanie po parku maszyn sprawiało mu wyraźne trudności, to ból znikał, gdy tylko żużlowiec dosiadał swojej maszyny. Po przerażającym karambolu wyjechał jeszcze do trzech wyścigów i za każdym razem zjeżdżał do parku maszyn jako zwycięzca. Jego fenomenalna dyspozycja pozwoliła Bykom uniknąć kompromitacji. Bez jego udziału mieliby oni spory problem z pokonaniem niżej klasyfikowanych grudziądzan. Fogo Unia Leszno jak szpital miejski Kiedy jednak z Kołodzieja zeszła adrenalina, uraz zaczął coraz mocniej dawaj mu się we znaki. W wypadku szczególnie mocno ucierpiała jego stopa. Dziś wiadomo już, że 38-latek nie będzie w stanie wziąć udziału w zawodach zaplanowanych na najbliższy weekend - słoweńskim SEC Challenge i spotkaniu PGE Ekstraligi w Toruniu. O ile absencja w tym pierwszym turnieju nie jest jeszcze końcem świata (tarnowianin z marszu stal się faworytem do uzyskania dzikiej karty na finały tegorocznych mistrzostw Europy), to jego nieobecność w Toruniu jest powodem silnego bólu głowy sympatyków Unii. Menedżer Piotr Baron teoretycznie mógłby zastosować za niego zastępstwo zawodnika. Kołodziej to najskuteczniejszy z jego podopiecznych, zaś regulamin pozwala desygnować ZZ-tkę w przypadku kontuzji jednego z aż trzech najlepszych reprezentantów każdej z drużyn. Niestety, Fogo Unia już wykorzystuje to rozwiązanie odkąd Piotr Pawlicki złamał obie łopatki. Oznacza to, iż miejsce Kołodzieja na Motoarenie będzie musiał zająć znacznie mniej uznany rezerwowy. W awizowanym składzie widnieje nazwisko młodego Maksyma Borowiaka, lecz wszystko wskazuje na to, iż polski junior będzie pełnić wyłącznie funkcję "kevlaru" zastępowanego przez Keynana Rew z Australii.