Dawna mistrzyni, z równie jak ona znanym mężem, Amerykaninem Andre Agassim zjawiła się w niedzielę, by uświetnić otwarcie nowego, ruchomego dachu nad kortem centralnym All England Club. Gdy przekroczyła bramy kortów po raz pierwszy od 10 lat jako zawodniczka, choć gry pokazowej, przeżyła szok widząc jak "jej podwórko" wypiękniało. - Wimbledon zmienił się bardzo w ciągu minionych 10 lat - powiedziała Graff, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. - Od 10 lat przyjeżdżałam tu, by oglądać grę Andre, ale jako widz człowiek czuje się inaczej. Zajmujesz swoje miejsce i oglądasz grę, widzisz znajome twarze, ale nie widzisz niczego innego - dodała. Od czasu, gdy pożegnała się ze swymi fanami w Londynie po przegranym finale 1999 r. z Amerykanką Lindsay Davenport, londyńskie korty przeszły gruntowną kurację odmładzającą (facelifting). Poza kosztownym dachem zmieniło się wiele. Zlikwidowano stare korty, zwane "cmentarzem czempionów" i zbudowano nowy kort nr 2. Wprowadzono zrównanie nagród pieniężnych dla kobiet i mężczyzn. Zniesiono ukłony i dygnięcia skierowane w stronę loży królewskiej. Zastosowano elektroniczny system ustalania, czy piłka "siedzi" w korcie, czy jest autowa, o nazwie "Hawk-eye". Stary budynek dla zawodników i mediów zastąpiono nowym Millennium Building, z nowoczesnymi urządzeniami. - Nigdy przedtem nie byłam tu, w nowej sali konferencyjnej. Odwiedziłam też po raz pierwszy nowe szatnie. Mamy ładniejszą szatnię niż mężczyźni - zauważyła Graff z uśmiechem. Na to szybko zareagował mąż Andre Agassi, utyskując żartobliwie, że doszło do równouprawnienia w sprawach finansowych, a w szatniach pozostały różnice... Gdy tak znane tenisowe małżeństwo (w dorobku 30 triumfów w prestiżowych turniejach) wyszło na kort przeciwko parze Kim Clijsters - Tim Henman, zachowywało się jak para chichoczących nastolatków, a nie Mr i Mrs Agassi. W przerwach często padali sobie w objęcia i całowali się... Nie przejęli się przegraną 6:7. - Bawiło mnie to bardzo. Nie wiem, czy kiedykolwiek uśmiechałem się tyle na korcie - powiedział Andre Agassi. Podczas gdy w otoczeniu sporo się zmieniło, wiele dla Steffi Graf pozostało takie samo. - To 10 lat, a czułam się, jak 10 lat temu - powiedziała triumfatorka 22 turniejów wielkoszlemowych, która w czerwcu skończy 40 lat. - Dach nad kortem centralnym, nowe miejsca na trybunach..., to wygląda inaczej, ale wrażenia są podobne i wyjątkowe. Powróciły wspomnienia. Choćby mój pierwszy mecz na korcie centralnym (1984 r.) z Jo Durie. Mama uszyła mi spódniczkę. Zapomniałam dygnąć, a po przegranej byłam tak przygnębiona, że uciekłam z kortu i ukryłam się. Potem rozegrałam tyle pamiętnych meczów z Martiną Navratilovą. To jedna z niewielu rywalek, o której myślałam, że nie pokonam jej na trawiastym korcie. Trochę to trwało zanim przekonałam się, że to możliwe - powiedziała Steffi Graf. A gdy już zdała sobie sprawę, że odpowiadają jej wimbledońskie trawniki, była niepokonana w latach 1988-1989, 1991-93, 1995-96.