Koszmar polskich skoczków się nie powtórzył. Wrócili do światowej czołówki
- Jestem zadowolony z tego, co zobaczyłem - powiedział Thomas Thurnbichler, trener polskiej kadry w skokach narciarskich, po pierwszym dniu Pucharu Świata w Lillehammer. W biało-czerwonej ekipie nastroje są zupełnie inne niż rok temu na inaugurację. Tam nasi skoczkowie spadali, zamiast latać. W Norwegii sytuacja jest nieporównywalnie lepsza, co pozwala mieć nadzieję na dalszą część sezonu.
Po pierwszym dniu treningów i zmagań w Lillehammer wyraźnie widać, że o czołowe lokaty mogą walczyć: Paweł Wąsek, Aleksander Zniszczoł i Dawid Kubacki.
Dwóch pierwszych zostało zresztą wybranych do rywalizacji w mikstach. Polska drużyna walczyła o najlepsze miejsce w historii występów w Pucharze Świata w tej konkurencji, ale do tego trochę zabrakło. Momentami Biało-Czerwoni zajmowali szóste miejsce, ale ostatecznie skończyli rywalizację na siódmej pozycji.
Polscy skoczkowie są kilka poziomów wyżej, niż rok temu o tej samej porze
- Dążymy do tego, by nasz mikst powtórzył najlepszy wynik w historii, czyli szóste miejsce z mistrzostw świata w Seefeld - przyznał Thurnbichler.
W piątek, to właśnie jego zawodnicy ciągnęli tę drużynę, bo nasze panie - prowadzone przez Marcina Bachledę - w konkursie nie skakały na miarę swoich możliwości.
Mając na uwadze to, co wydarzyło się z polskimi skoczkami przed rokiem w Ruce, to właśnie im poświęcaliśmy całą uwagę. I trzeba przyznać, że forma Biało-Czerwonych w porównaniu do ubiegłorocznej inauguracji jest o kilka poziomów wyższa. Wciąż nie jest to jeszcze dyspozycja na wygrywanie konkursów, ale na pewno Polacy są znacznie bliżej światowej czołówki niż w ubiegłym sezonie.
Jeżeli tylko nasi skoczkowie poradzą sobie z wysoką belką, która urosła do dużego problemu w Lillehammer, to już w sobotnich i niedzielnych konkursach możemy mieć powody do zadowolenia. Właśnie nietypowa belka na skoczni Lysgaardsbakken była największym problemem Polaków. Przez nią problemy z pozycją najazdową mieli Zniszczoł i Kubacki. Wąsek, który wydaje się być w najwyższej formie z grona naszych kadrowiczów, znalazł patent na belkę i dzięki temu należał do grona najlepszych zawodników w piątek. Zresztą nasz triumfator Letniego Grand Prix od wielu tygodni prezentuje solidną dyspozycję.
To był dobry, porządny start w naszym wykonaniu, zwłaszcza że nie mieliśmy wcześniej tu ani jednego treningu otwartego. Jestem zadowolony z tego, co zobaczyłem. Oczywiście, w próbach naszych zawodników było nadal trochę błędów, nawet takich większych, zwłaszcza w pierwszym treningu. Drugie treningi u Olka i Pawła wyszły już zdecydowanie lepiej (obaj byli w "10" - przyp. TK)
~ mówił zadowolony Thurnbichler.
Trzeba przyznać, że w polskiej drużynie kamień spadł wszystkim z serca, bo porównanie z najlepszymi wypadło całkiem dobrze, a przecież początek sezonu był wielką niewiadomą, bowiem wszystkie ekipy trenowały u siebie i nie było możliwości konfrontacji przed zimą.
Nasz szkoleniowiec w Lillehammer upewnił się też, że sprzęt u Polaków jest na dobrym poziomie w porównaniu do konkurencji. Z tym też był problem przed rokiem i dopiero od Turnieju Czterech Skoczni nasi zawodnicy zaczęli mieć konkurencyjne kombinezony.
- Przed rokiem nerwowość w drużynie była dużo wcześniej niż w Ruce. Doskonale wówczas wiedzieliśmy, z czym tam jedziemy. Teraz było inaczej. Spokojniej - przyznał Kubacki.
Z Lillehammer - Tomasz Kalemba, Interia Sport