Po ponad 200 dniach oczekiwania znów rozpoczął się sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich. Ten tegoroczny jest jakby odmieniony, w stosunku do tego, co oglądaliśmy w poprzednich latach. Zmian, na które zdecydował się przed startem rywalizacji FIS. Te najgłośniejsze dotyczą oczywiście kombinezonów, a konkretnie ich liczby. Został bowiem wprowadzony limit liczby strojów, które dany zawodnik może wykorzystać przez najbliższe kilka miesięcy, a te wybrane zostaną odpowiednio oznaczone. Thurnbichler zmroził kibiców. Wystarczyło jedno zdanie o PŚ. Jaśniej się nie da Zmian jest wiele i nie sposób wszystkie wymienić. Z pewnością jednak ten sezon będzie wyjątkowy także z perspektywy polskiego kibica. Nie będziemy bowiem oglądać Kamila Stocha, jako członka reprezentacji prowadzonej przez Thomasa Thurnbichlera. Nasz trzykrotny mistrz olimpijski w tym sezonie pracować będzie pod okiem Michala Dolezala i Łukasza Kruczka, którzy wspólnie tworzą indywidualny sztab szkoleniowy dwukrotnego triumfatora Pucharu Świata. Świetne próby Pawła Wąska. Polska w czołowej ósemce Stoch znalazł się jednak w kadrze na rywalizację w Lillehamer. Oprócz niego do Norwegii polecieli jeszcze: Dawid Kubacki, Maciej Kot, Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. To właśnie z tej piątki trener Thurnbichler wybierał skoczków do inaugurującego sezonu konkursu drużyn mieszanych. Ostatecznie Austriak postawił na dwóch najmłodszych, którzy znaleźli się w zespole wspólnie z Nicole Konderlą oraz Anną Twardosz. Celem wydawał się awans do drugiej serii. Po pierwszej turze i skoku Konderli ten cel wydawał się niezwykle odległy. Polka wylądowała bowiem już na odległości 88,5 metra, co przekładało się na słabą notę i pozycję poza najlepszą ósemką. Zdecydowanie lepsze nastroje mogliśmy mieć po próbie Wąska. Ten, który wskazywany jest na lidera naszej kadry, osiągnął bowiem 130 metrów w bardzo dobrym stylu i po drugiej grupie Biało-Czerwony mikst plasował się na pozycji siódmej, dającej nadzieję. Polscy skoczkowie nigdy czegoś takiego nie doświadczyli. "W tym miejscu stała zawsze toaleta" Twardosz zaprezentowała się lepiej od swojej koleżanki z kadry. 23-latka osiągnęła bowiem 102,5 metra, co sprawiło, że Polska miała prawo myśleć o występie w drugiej serii, choć znów plasowaliśmy się na 10. lokacie. Wszystko pozostawało w głowie i nogach Aleksandra Zniszczoła, różnica była bowiem niewielka. Nasz skoczek nie popisał się "petardą", ale 123 metry, wyglądało na rezultat bardzo przyzwoity i co najważniejsze zapewnił awans naszej kadrze do drugiej serii z siódmego miejsca. Druga część rywalizacji dla Polski rozpoczęła się nieco lepiej niż inauguracyjna. Konderla bowiem wyraźnie poprawiła swój rezultat, lądując na 97. metrze, zrobiła to jednak w zdecydowanie lepszych warunkach, co przełożyło się na małą rekompensatę punktową. Miejsce Polski nie uległo zmianie, ale zbliżyliśmy się do Finlandii. Po skoku Wąska na 132,5 metra Biało-Czerwoni przesunęli się w górę klasyfikacji i plasowali się już na szóstej lokacie. Niestety w ostatniej grupie zawodniczek słabo spisała się liderka naszej żeńskiej kadry, a więc Anna Twardosz, która skoczyła sześć metrów bliżej niż w pierwszej serii i spadliśmy znów na miejsce siódme, pozostawiając wszystko w nogach Zniszczoła. Ten niestety wylądował już na odległości ledwie 115 metrów i jedynie utrzymał naszą kadrę na siódmym miejscu, o niespełna dwa punkty przed Francją. Cały konkurs wygrali zaś Niemcy, a rywali przed sobotnim konkursem indywidualnym postraszyli: Marius Lindvik, Pius Paschke czy Jan Hoerl. Wyniki Polaków w konkursie miksta w Lillehammer: Nicole Konderla - 88,5 metra i 97 metrów Paweł Wąsek - 130 metrów i 132,5 metra Anna Twardosz - 102,5 metra i 96,5 metra Aleksader Zniszczoł - 123 metry i 115 metrów