Wielka zmiana w reprezentacji Lavariniego. Otwiera się szansa, to może być nowa liderka
Rezygnacja Joanny Wołosz z gry w reprezentacji Polski pozostawia dużą lukę w składzie drużyny Stefano Lavariniego. Kandydatką do zastąpienia liderki kadry jest Katarzyna Wenerska. Siatkarka DevelopResu Rzeszów w rozmowie z Interią zaznacza, że w reprezentacji wcale nie czuje się pewniaczką w składzie, wraca też do porażki z USA na igrzyskach olimpijskich. - To było chyba najważniejsze spotkanie, jakie dotychczas zagrałyśmy, a styl, w jakim go przegrałyśmy, bardzo bolał - podkreśla Wenerska. Opowiada też o klubie i tym, dlaczego kolejne srebro TAURON Ligi już jej nie zadowoli.
Damian Gołąb, Interia: Dużo pani wie o siatkówce w Wietnamie?
Katarzyna Wenerska, rozgrywająca DevelopResu Rzeszów i reprezentacji Polski: Pomidor (śmiech). Kompletnie nic. Nawet nie wiedziałam, że będzie brać udział w losowaniu.
O Wietnam pytam oczywiście w nawiązaniu do losowania przyszłorocznych mistrzostw świata. Wydaje się, że grupa z Niemcami, Kenią i Wietnamem jest całkiem przyjemna do tego, by dobrze rozpocząć turniej?
- Będziemy celować w pierwsze miejsce. Z Niemkami zawsze jest ciężko, ale ważne mecze zawsze z nimi wygrywałyśmy. Mam więc nadzieję, że to podtrzymamy.
Z drabinki turniejowej wynika, że na drodze do strefy medalowej najpewniej staną Włoszki. To chyba zespół, który w ostatnim sezonie był zdecydowanym numerem jeden? W końcu wygrał i Ligę Narodów, i igrzyska olimpijskie.
- W tym roku Włoszki były poza zasięgiem wszystkich. Miały super sezon. Rzeczywiście z tej drabinki wynika, że możemy na nie trafić. Ale jeśli chce się grać o medale, trzeba wygrywać z najlepszymi. Tak naprawdę nie wiemy, w jakim składzie będzie Polska, w jakim Włochy. Wszystko jest sprawą otwartą. Dużo zależy od tego, jak przepracuje się cały sezon w klubie, do tego dochodzi dobór w kadrze. Poczekamy, zobaczymy, co będzie.
Reprezentacja Polski siatkarek. Kto następczynią Joanny Wołosz? "Konkurencja będzie ogromna"
Od igrzysk olimpijskich w Paryżu minęły już cztery miesiące. Jak z tej perspektywy wspomina pani ten turniej?
- Teraz już emocje opadły, chociaż bardzo długo ten ostatni mecz z USA siedział w głowie. Teraz traktuję to jako przygodę życia, spełnienie marzenia. Wszystkie marzyłyśmy o tym, by lepiej skończyć turniej. Ale myślę, że jak na debiut wypadłyśmy całkiem nieźle. Ten ostatni mecz wszystko zamazał. Gdybyśmy przegrały po prawdziwej walce, może byłoby ciężej, ale potem mogłybyśmy powiedzieć: dobra, walczyłyśmy. Nie wiem, czy to stres, czy większe emocje, ale ten ostatni mecz kompletnie nam nie wyszedł. To jest gorsza strona igrzysk, ale cała reszta była mega przeżyciem.
Kiedy rozmawiałem po meczu z USA z Martyną Czyrniańską, powiedziała, że chyba nigdy po przegranym meczu tak nie płakała. Pani też mocno przeżyła tamtą porażkę?
- Chyba jeszcze miesiąc temu to wszystko nadal siedziało w głowie. Kiedy ktoś pytał o igrzyska, reakcja była taka, że niby fajnie, ale ten ostatni mecz... To było chyba najważniejsze spotkanie, jakie dotychczas zagrałyśmy, a styl, w jakim go przegrałyśmy, bardzo bolał.
A gdyby spojrzeć szerzej, na cały mijający rok, jak pani go oceni?
- Jeśli chodzi o reprezentację, mimo ostatniego meczu, to był bardzo pozytywny rok. Udało się powtórzyć wynik z zeszłego sezonu z Ligi Narodów. To pokazuje, że wszystko idzie w dobrym kierunku i jako reprezentacja trzymamy poziom. Poza tym jednym meczem możemy być zadowoleni i patrzeć optymistycznie w przyszłość.
Tuż po spotkaniu z USA z gry w reprezentacji Polski zrezygnowała Joanna Wołosz. Pani, jako numer dwa na rozegraniu kadry w ostatnim sezonie, wydaje się naturalną kandydatką na jej następczynię. Jak pani do tego podchodzi?
- Konkurencja w tym roku po odejściu Aśki będzie ogromna. Wszystkie rozgrywające - czy Julka Nowicka, czy Marlena Kowalewska, czy Ala Grabka, która wróciła po kontuzji - notują bardzo dobry sezon. Po prostu będzie duża rywalizacja. Nie nastawiam się na to, że ktoś z góry będzie na mnie stawiał. Nastawiam się na walkę. Myślę, że pozostałe dziewczyny również. Decyzja będzie należała do trenera.
Ale pani czuje się gotowa, by zostać rozgrywającą numer jeden? Właściwie to była nią pani już w 2023 r. przez całą Ligę Narodów, kiedy Joanna Wołosz leczyła kontuzję.
- Ale z tyłu głowy zawsze było, że jednak Aśka wraca. Czułam się trochę bezpieczniej. Wiedziałam, że jakby co, cały czas za plecami jest Aśka. Kiedy już do nas dołączyła, wiedziałam, że jest ktoś bardzo doświadczony. Ale myślę, że ten rok pokazał, że jeśli trener na mnie postawi, to dam z siebie wszystko i mam nadzieję, że podołam.
Presja na mistrzostwo Polski w DevelopResie Rzeszów. Katarzyna Wenerska: Kolejne srebro nie wchodzi w grę
W TAURON Lidze mocno rywalizują nie tylko rozgrywające, ale też ich kluby. Na ten moment DevelopRes Rzeszów prowadzi, ale rywalki za waszymi plecami mają zaległe mecze do rozegrania. Czołówka cały czas się trochę tasuje. Ten sezon jest chyba mocno wyrównany?
- Są cztery zespoły, które ze sobą rywalizują. Ciężko przewidzieć wynik w meczach między nimi. Od piątego miejsca jest już trochę przerwy. Uważam, że poziom jest trochę niższy niż w zeszłym roku, może jest trochę mniej niespodzianek. Czwórka jest trochę nie do ugryzienia dla reszty zespołów. Nieraz zdarzają się oczywiście słabsze mecze, ale chyba trochę odskoczyłyśmy.
Niedawno, po meczu z Prosecco Doc Imoco Conegliano, powiedziała pani, że problemem DevelopResu jest to, że w trakcie meczów rozgrywacie różne sety. Czasami zaczynacie słabiej, a dopiero później gracie na wysokim poziomie. To wciąż kłopot, a może jest z tym coraz lepiej?
- Trudno ocenić kilka ostatnich kolejek, bo gramy z troszkę słabszymi zespołami. Po spotkaniu z Conegliano był mecz z UNI Opole, w pierwszym secie znowu miałyśmy problem. Ciężko wchodzi nam się w mecze. Może też godziny spotkań są takie, że trudno to ustabilizować. Raz gramy o 12.30, za chwilę o 19. Nie ma czasu, by się do tego przyzwyczaić. To więc wciąż nasz największy problem. O ile w meczach ze słabszymi przeciwnikami potrzebujemy jednego seta, by się rozegrać, a później to, co gramy dalej, wystarczy, o tyle z lepszymi, jak w meczu z ŁKS-em, kiedy jesteśmy nieobecni w pierwszym secie i gonimy w kolejnych, jest już trochę za późno. Przeciwnik się nakręca. Jest może ciut lepiej, ale będzie można to ocenić po meczach z bardziej wymagającymi przeciwnikami. Uważam zresztą, że mecz z Opolem w Pucharze Polski będzie trudniejszy, bo choć nie dopuszczam do siebie takiej myśli, to jeśli przegramy, odpadniemy z rozgrywek. A naszym celem jest to, by pojechać na turniej finałowy.
Puchar Polski DevelopRes ma już na koncie, był też Superpuchar, ale cały czas czegoś brakuje, by zdobyć mistrzostwo Polski. Czuje pani w klubie, w rzeszowskim środowisku, presję, by w końcu się to udało?
- Presja co roku jest tutaj taka sama. Co roku gramy o to samo. Mam nadzieję, że w tym roku mamy na tyle doświadczony zespół, że pozwoli nam to osiągnąć cel, którego tutaj potrzebujemy. Kolejne srebro u mnie już nie wchodzi w grę. Pierwsze, drugie może jeszcze cieszyło. Ale trzecie było już takie... Zrobimy wszystko, by walczyć o złoto i mam nadzieję, że tym razem się to uda. Bardzo bym tego chciała.
Jak pani ocenia wasz początek w Lidze Mistrzyń? Trzy razy komplet punktów, powalczyłyście też z Imoco Conegliano.
- To był nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Ale wtedy to Conegliano musiało wygrać, a my tylko mogłyśmy. Widać takie granie dobrze nam robi: gdy wiemy, że ktoś po drugiej stronie siatki praktycznie nie jest w naszym zasięgu. Musimy dać z siebie wszystko, ryzykować w każdym elemencie, i tak w tym meczu było. Dla nas celem w Lidze Mistrzyń jest wyjście z grupy, a potem grać jak najlepszą siatkówkę. Zobaczymy, czy to wystarczy.
I może tym razem nie trafić w fazie pucharowej na nikogo z Turcji?
- O, to byłoby coś. Walczymy o to, by być najlepszym zespołem z drugiego miejsca. Sprawa jest otwarta. Pojedziemy po nowym roku do Bułgarii i ten mecz będzie bardzo ważny, by ugrać kolejne trzy punkty.
As Sportu 2024. Iga Świątek kontra Aleksandra Mirosław. Kto powinien wygrać wielki finał plebiscytu? Zagłosuj!
Polska siatkarka wprost o wyjeździe za granicę. "Za późno"
W Conegliano od lat gra Joanna Wołosz, teraz dołączyła do niej Martyna Łukasik. Kilka polskich siatkarek gra w tym sezonie w Turcji. Pani nie kusiło, by też spróbować sił za granicą? Były jakieś oferty?
- Coś gdzieś może było, ale nie tak oficjalnie. Uważam, że moje poważne granie zaczęło się za późno, w sumie cztery lata temu - pierwsza reprezentacja, potem Rzeszów. I już nie czuję się na tyle na siłach, by wyjeżdżać za granicę. Zostanie chyba polskie podwórko. Ale kto wie?
Ostatnio Izabela Bełcik w rozmowie z Interią przyznała, że trochę żałuje, że na koniec kariery nie wyjechała pograć w Grecji albo w jakimś innym ciepłym kraju.
- Może bardziej taka opcja, ale poważniejsze kluby raczej już nie. Ale kto wie, może gdzieś na zakończenie wyjechać, by coś zobaczyć (śmiech).
Co najbliższej przyszłości, ostatni mecz przed świętami rozgrywacie 23 grudnia po południu. Wybiera się pani w rodzinne strony na święta? Uda się zdążyć na wigilię?
- Jeśli samoloty mi na to pozwolą, to tak. Mamy aż cztery dni wolnego, to bardzo dużo. Mam fajne połączenia z Rzeszowa do Gdańska, a to już niedaleko domu. Na pewno pojadę do domu, a tam oczyści się na chwilę głowę, by w nowy rok wejść z przytupem. Wiemy, że czekają nas trudne mecze i dużo grania, sezon będzie wchodzić w decydującą fazę. To ostatni moment, by złapać trochę świeżości i odpocząć.
Ale lepienie pierogów chyba panią ominie?
- Tak, ja już na gotowe (śmiech). W domu polepiłam sobie dla siebie, na jakiś obiadek, ale w żadnych przygotowaniach nie pomogę. Przyjadę już na gotowe, więc same plusy.
Rozmawiał Damian Gołąb