Maciej Słomiński, Interia: Trzy nasze drużyny siatkarskie rywalizują w Lidze Mistrzyń o awans do dalszej fazy rozgrywek, ale wewnątrzpolski finał, tak jak niedawno u mężczyzn, gdy ZAKSA grała z Jastrzębiem o główne trofeum najważniejszych rozgrywek klubowych, póki co chyba nam nie grozi? Izabela Bełcik, dwukrotna złota medalista mistrzostw Europy w siatkówce, ośmiokrotna mistrzyni Polski, obecnie trenerka: - Raczej niestety nie. Nasze kluby kobiece znaczą coraz więcej w Europie, ale jeszcze nie tyle, co męskie. Główna różnica polega na tym, że nasi najlepsi siatkarze grają w Plus Lidze, a siatkarki są trochę bardziej rozsiane po świecie. Poza tym są większe różnice budżetowe. Mniej pieniędzy to mniejsza konkurencyjność wobec zespołów z zachodniej Europy. To z kolei się przekłada na wyniki i całą otoczkę wokół kobiecej siatkówki. Do nas przyjeżdżają raczej zawodniczki o średnim poziomie. Te najlepsze od lat idą do Włoch. W męskiej Plus Lidze grają prawie wszyscy najlepsi polscy zawodnicy, do tego sporo gwiazd zagranicznych i poziom reprezentowany przez kluby na pewno jest wyższy. Po wykluczeniu Rosji ze sportowej rodziny, mówi się nawet, że PlusLiga jest najlepszą ligą siatkarską na świecie. Jaka jest hierarchia lig kobiecych? - Mówiłam już o lidze włoskiej, poza tym mocna jest turecka. Z tym, że w tej drugiej są 2-3 zespoły, na bardzo wysokim poziomie, reszta stanowi tło. Natomiast we Włoszech liga od lat jest bardzo wyrównana i wciąż na bardzo wysokim poziomie. Gdzie w tej klasyfikacji plasuje się nasza Tauron Liga? - Liga niemiecka jest bardzo rzetelna, we Francji są dosłownie dwa zespoły, które się liczą. Fajne drużyny są w Grecji. Siatkówka opiera się na statystyce, dlatego jeśli spojrzymy na Ligę Mistrzyń, to po trzy zespoły mają Włochy, Turcja i Polska, dlatego uważam, że Tauron Liga jest gdzieś w okolicy europejskiego podium. Poza tym nasze rozgrywki są stosunkowo wyrównane. Kiedyś można było Chemikowi Police dać puchar przed startem rozgrywek, teraz jest inaczej. I dobrze, bo rywalizacja napędza. Jest pani dwukrotną mistrzynią Europy, ośmiokrotną mistrzynią Polski - taka osoba musi być spełniona jako sportowiec. - Zdecydowanie jestem spełnionym sportowcem. Jedna mała rzecz, którą może bym zmieniła to mogłam zaryzykować i wyjechać grać za granicę. Z drugiej strony miałam to szczęście że przez większość sezonów grałam w klubach które walczyły o najwyższe cele. Skończyłam karierę mistrzostwem kraju ze wspomnianym Chemikiem w 2018 r., lepszego scenariusza nie mogłabym sobie wymarzyć. Jednak dziś myślę, że można było na rok wyjechać grać do pięknego ciepłego kraju jak np. Grecja. To ciekawe, że sportowiec, który ma tyle medali czegoś żałuje. - Byłam pod wpływem osób, które mówiły słowami piosenki zespołu Perfect - o tym, żeby zejść ze sceny niepokonanym, wyczuć moment, kiedy skończyć - stojąc na podium. Dziś tak nie uważam. Myślę, że fajnie jest na koniec sportowej przygody pojechać gdzieś, gdzie można pograć bez ciśnienia. Bez świadomości, że jeśli nie wyjdzie, to prezes wyrwie sobie wszystkie włosy z głowy. To jest tylko sport, różnie bywa. Gdy kończyłam, byłam już trochę wypalona psychicznie i to się przełożyło na zdrowie. Bałam się nawet zaczynać następny sezon, coś mnie bolało, nie chciałam kusić losu. Słyszałem taką opinię, że mogła pani jeszcze trochę pograć, ale wybrała pani macierzyństwo. - Jestem mamą dwóch córek, mają dziś pięć i pół roku i niespełna trzy. Nie miałam przerwy na macierzyństwo w trakcie mojego grania. To jest trudny temat, jeśli chodzi o kobiety - sportowców. Nie ma dobrego czasu na ciążę. Czasami się zdarzy kontuzja i w tym momencie któraś się decyduje, że zostanie mamą. Z drugiej strony ciężko jest leczyć kontuzję i być w ciąży. Rehabilitacja to jeszcze cięższa praca niż sam trening. - Zawodowy sportowiec cały czas prze do przodu, każdy kolejny sezon to praca na następny kontrakt. Im wyższy poziom, tym ciężej zrobić sobie przerwę. Miałam już 38 lat, gdy kończyłam grać, więc wiedziałam, że to ostatni dzwonek na dzieci, żeby później sobie nie pluć w brodę. Kobiety nakładają na siebie milion presji, może za późno, może za wcześnie, a może nie w tym momencie. Dziś wiem, że każdy moment jest dobry, bo jest mój. Piotr Matela, pani życiowy partner, jest trenerem siatkówki. W domu rozmawiacie o sporcie? - Cały czas i na okrągło, ale nie jest to dla mnie męczące. Siatkówka cały czas się zmienia, dlatego jest ciekawa. Gdy młodsza córka była jeszcze bardzo mała, półtora roku spędziliśmy na Cyprze, gdzie Piotr był trenerem. Stąd pewnie wziął się mój żal, że nie pojechałam grać za granicę. Teraz córki już trochę odrosły, od nowego roku szkolnego jestem trenerką w Akademii Siatkówki Trefla Gdańsk. Fajnie się tu czuję, w końcu wyrwałam się z domu, śmieje się, że to terapia dla mnie, żeby nie zwariować, bo ile można rozmawiać tylko z dziećmi (śmiech). Co jest dla pani większym sukcesem - założenie rodziny i posiadanie dwóch córek czy dwa złote medal mistrzostw Europy? - To są dwie zupełnie różne drogi, z których jestem równie dumna i szczęśliwa. Nie będę ich porównywała. Nie chcę niczego ujmować ani mojej rodzinie, ani sukcesom. Na szczęście nie byłam w sytuacji, że coś musiałam poświęcać dla czegoś innego. Był etap w moim życiu, gdy na pewno nie byłam gotowa poświęcić kariery dla dzieci. Teraz przyszedł czas dla rodziny, który jest fantastyczny, mimo, że czasem jest ciężko. Niektórzy mówią, że lepiej mieć dzieci w wieku dwudziestu paru lat, wtedy ma się więcej energii dla nich. Siatkarska Liga Mistrzyń na antenie Polsatu Sport 1 Coś w tym jest. - Macierzyństwo, jest piękne, ale z drugiej strony bardzo wyczerpujące, wymagające. Gdy ktoś narzeka, że ma dwa treningi dziennie, to ja zapraszam do bycia mamą. Na początku XX wieku cała Polska oglądała "Złotka". Chciałem zapytać o waszego trenera Andrzeja Niemczyka, który miał dość kontrowersyjny wizerunek. Jaki był naprawdę? - Miał ogromną charyzmę. To było coś, co nas za nim pociągnęło. Zanim objął kadrę, przez lata pracował w klubach zagranicznych, wnosząc do kadry zupełnie nowe podejście. Tym wygrał. Wcześniej w reprezentacji przez cały czas panowała kontrola, trzeba było się spowiadać ze wszystkiego. Trener Niemczyk był bardzo pewny tego co robi. Dał nam odczuć, że nie jesteśmy robotami. Zaprosił m.in. nasze rodziny do tej reprezentacji. Nie widział przeszkód dla wizyt naszych życiowych partnerów czy rodziców. Szczerze mówiąc to właśnie myślałem, że trener Niemczyk chciał mieć wszystko pod kontrolą. - Chciał, żebyśmy na kadrze czuły się dobrze i swobodnie. Wręcz nas namawiał, żebyśmy poszły na przykład na dyskotekę. Pamiętam, jak mówił: jesteście młode, siatkówka nie ma wam zabierać życia, a poszerzać horyzonty. Czasami przeklął, nie zawsze może było miło. Czułyśmy jednak, że o nas walczy, co nie zawsze w PZPS było dobrze widziane. Powiedział, że między treningami mamy swoje życie i mamy z niego korzystać. Mogłyśmy zarwać nawet całą noc, ale być przygotowane rano na trening, gdzie czekała nas ciężka praca. Czy bez Andrzeja Niemczyka Polki zdobyłby dwukrotnie mistrzostwo Europy? - Można tylko gdybać. Trener nie zrobił rewolucji w naszym składzie, były tam dziewczyny, grające na wysokim poziomie, ale na wcześniejsze mistrzostwa jechałyśmy z nadziejami, które nie zostały spełnione. Mówił nam, że mamy ładnie wyglądać i dobrze się ze sobą czuć. Namawiał nas na makijaż przed meczami. Pamiętam też lipcowe zgrupowanie w Szczyrku, gdzie załatwił nam sesje na solarium. Tłumaczył, że jest lato, a my spędzamy czas w hali, więc dobrze jakbyśmy były choć trochę opalone. Dla niego mecze to była świętość. Zawsze powtarzał, że jeśli staniemy pod siatką naprzeciw Włoszki czy Rosjanki i będziemy na tym samym poziomie, ale będziemy się czuły lepsze i piękniejsze, to wygramy. Niby proste rzeczy, a ważne. Obecna reprezentacja Polski nawiąże do waszych sukcesów? - Ta reprezentacja daje nadzieję i prezentuje coraz lepszy poziom, z którego możemy być zadowoleni jako kibice. Po igrzyskach nasza kapitanka i rozgrywająca Asia Wołosz powiedziała, że kończy karierę reprezentacyjną. Coś się kończy, coś zaczyna, będzie ją ciężko zastąpić ale w tej sytuacji otwiera się szansa dla innych zawodniczek, które mogą nas pozytywnie zaskoczyć. Mocno w to wierzę. Mamy coraz bardziej doświadczone przyjmujące, coraz bardziej doświadczone środkowe i coraz więcej młodzieży, która chce podnosić swój poziom sportowy. Przyszłość rysuje się w pozytywnych barwach. Jakie były i są wasze relacje z siatkarzami? Z jednej strony jesteście jedną rodziną, z drugiej jednak u mężczyzn są większe pieniądze i otoczka medialna. Czy pokolenie "Złotek" czuło coś w rodzaju zazdrości? - Zawsze wiedziałyśmy, że na sukcesach męskich, żeńska siatkówka też skorzysta. Bywało jednak też tak, że miałyśmy niesmak, gdy chodziło o podział nagród. Nie rozumiałam, dlaczego za medal mistrzostw Europy kobiety dostawały mniejsze środki od mężczyzn. Tu medal i tu medal - nie rozumiałam tych dysproporcji. Tak samo jak wygrana w Pucharze Polski, dlaczego kwota za wygraną dla kobiet bywała mniejsza? W czasie mojej kariery, miałyśmy kontakt z ludźmi z telewizji i wcale nie było wielkiej dysproporcji w oglądalności, ale już w finansach tak. Przyjmowałyśmy to z godnością i nie robiłyśmy żadnych afer. To małe detale, które miały jednak dla nas gorzki smak. Proszę mnie dobrze zrozumieć, ten system tak właśnie działał. Nie mam pretensji do siatkarzy, którzy nierzadko zarabiają kilkaset tysięcy w najlepszej lidze świata. Jeśli ktoś mu chciał tyle zapłacić, to widocznie tyle ich praca jest warta. Męska siatkówka jest bardziej widowiskowa, poza tym męska reprezentacja jest teraz na topie, wiadomo że jest tam więcej pieniędzy. Kobiety, które uprawiają sport, mają trudniej. Po pierwsze z przyczyn fizycznych, po drugie finansowych, po trzecie mężczyzna może mieć rodzinę na każdym etapie swojego życia, grać dalej i się nie martwić. Kobiety muszą przerwać swą karierę. Nikt za urlop macierzyński nam nie zapłaci. Za kilka dni czeka nas spore wydarzenie w Trójmieście. 18 grudnia w ERGO ARENIE odbędzie się "Lekcja Siatkówki z Gdańskimi Lwami". Będą to siatkarskie mikołajki dla uczniów klas IV-VIII szkół podstawowych. Wiem od organizatorów, że wszystkie 1000 miejsc rozeszło się na pniu, a wielu szkołom trzeba było odmówić. W roli ambasadorów akcji występują najlepsza siatkarka i siatkarz XX-lecia Polskiej Ligi Siatkówki - Izabela Bełcik i Mariusz Wlazły. Znowu będzie można was zobaczyć na boisku? - Niezmiernie miło będzie wziąć udział w tym wydarzeniu. Myślę, że większym magnesem niż nasze nazwiska jest możliwość treningu na parkiecie naszej pięknej ERGO ARENIE. Który młody piłkarz nie chciałby zagrać na Stadionie Narodowym czy na Polsat Plus Arenie? Nad przygotowaniem treningu czuwają profesjonalni szkoleniowcy z Akademii Trefla, którzy w roli trenerów mają dużo większe doświadczenie niż my z Mariuszem. Będziemy się jednak starali w pigułce pokazać, jak wyglądają profesjonalne ćwiczenia, starać się pomagać swoim doświadczeniem, opowiadać o różnych detalach. Jesteśmy otwarci, by rozmawiać z dziećmi i tłumaczyć siatkarskie postawy. Zapewniam, że odpowiemy na każde pytanie. Jesteśmy do dyspozycji i mam nadzieję, że zaspokoimy ich ciekawość, jeśli chodzi o siatkówkę i wszelkie informacje na jej temat.