Ceremonia była dużo bardziej uroczysta niż Włodarczyk początkowo się spodziewała. Jeszcze pierwszego dnia mistrzostw mówiła przed kamerą Interii, że czeka ją bardzo skromna ceremonia, bez odegrania hymnu narodowego. Na szczęście organizatorzy i władze IAAF stanęli na wysokości zadania. - O tym, jak ostatecznie tak będzie to wyglądać, dowiedziałam się dopiero dzisiaj popołudniu, w dodatku od naszego polskiego DJ-a Gambita, który tutaj odpowiada za oprawę muzyczną. Byłam tym mile zaskoczona - powiedziała nam nasza sportsmenka, wyeliminowana z rywalizacji w Dausze z powodu kontuzji kolana i trwającej rekonwalescencji. Wciąż delikatnie utyka, schodząc po schodach pokonywała stopień po stopniu bokiem, ale przynajmniej już bez używania kul. Polka wkroczyła na główne podium w tym samym miejscu na międzynarodowym stadionie Chalifa w Dausze, na którym medale odbierają uczestnicy trwającego tu czempionatu. Moment był bardzo podniosły, spiker wyczytał nazwisko naszej mistrzyni. Następnie wręczono jej złoty medal, po czym odegrano "Mazurka Dąbrowskiego". - Nie da się ukryć że towarzyszyły mi emocje, pomimo że mówimy o MŚ z 2013 roku. Wciąż doskonale pamiętam stadion z Moskwy, dlatego tutaj trochę go sobie wizualizowałam. Myślałam, że emocje jakoś szybko przeze mnie przejdą, ale jednak w momentach, gdy grany jest hymn Polski, robi się niesamowicie. Nieraz warto być cierpliwym i cieszę się, że nastąpiło to tutaj, podczas imprezy tej samej rangi - dzieliła się emocjami uśmiechnięta teraz już formalnie czterokrotna mistrzyni globu. Polka odniosła się także do frekwencji na stadionie, która od początku pozostawia bardzo wiele do życzenia. Trybuny świecą pustkami, więc nasza zawodniczce nie zgotowano aż takiej wrzawy, na jaką mogłaby liczyć w "normalnych" warunkach. - Widząc, jak wygląda frekwencja, dzisiaj nie spodziewałam się niczego innego. Te mistrzostw pokazują, że w takim państwie, jak Katar, nie ma sensu organizować takich zawodów, bo przecież nie startujemy dla siebie, tylko dla kibiców - podkreśliła nasza mistrzyni. Okazuje się, że teraz w dorobku naszej mistrzyni będą... dwa medale za moskiewskie MŚ. - Srebro zostało u mnie w domu, z tego względu, że widnieje na nim moje imię i nazwisko oraz wynik. A jak spoglądam na to złoto, to nie ma na nim tych informacji - powiedziała Włodarczyk. Rekordzistka świata odniosła się także do sobotniego finału w swojej konkurencji, w którym srebrny medal wywalczyła Joanna Fiodorow. - Poziom był bardzo wysoki, począwszy od historycznego w eliminacjach. Myślałam, że o złoto będzie rywalizacja między Amerykanką DeAnną Price i Chinką Zheng Wang, jednak DeAnna i Asia Fiodorow w pierwszym rzucie ustawiły ten konkurs. To było widoczne, jeśli chodzi o Chinkę, która już nie mogła sobie z tym poradzić i to ją przerosło. Price rzuciła swoje, z kolei Asia rekord życiowy i, tak jak zapowiadała, przyjechała tu dobrze przygotowana - oceniła Włodarczyk. Artur Gac, Dauha