Bohaterów spotkania z przedstawicielami mediów z całego świata było dwóch. Obok sir Coe’a, zawiadującego światową lekkoatletyką od sierpnia 2015 roku, zasiadł Dahlan Juma Al Hamad, czyli wiceprzewodniczący komitetu organizacyjnego i dyrektor generalny katarskich mistrzostw świata. Miło dla obu panów było ledwie przez kilka minut. Przyjemności na dobre skończyły się z chwilą, gdy kolejno zakończyli swoje mowy wstępne. Pierwsze pytanie z sali od razu zmieniło klimat konferencji. Głos otrzymał dziennikarz szwedzkiej telewizji SVT i bez pardonu, akcentując że wypowiada się w imieniu całego swojego kraju, zapytał Coe’a, dlaczego mistrzostwa świata przybyły do Kataru, biorąc pod uwagę m.in. tutejsze prawa człowieka, czy kwestię łapówek. To nie wszystko, bo reporter ze Skandynawii stwierdził, że szef IAAF-u odwołał zaplanowany na sobotę wywiad, aby uniknąć niewygodnych pytań o doping i właśnie prawa człowieka. Coe starał się trzymać fason, ale widać było, że takiego ciosu na "dzień dobry" chyba się nie spodziewał. Przede wszystkim zaprzeczył, by miał odwołać wywiad, a próbując zaszachować dziennikarza, odpowiedział pytaniem na pytanie: - Czy naprawdę pan uważa, że nasza obecność tutaj spowolniła zmiany społeczne? W trakcie trwającego kilka minut słownego ping-ponga, Coe wyraził wolę, aby sport pomógł rzucić światło na kwestie społeczne i przysłużył się wprowadzeniu zmian w poszczególnych krajach. I powiedział, że "królowa sportu" będzie odgrywać właśnie taką rolę. A już odnosząc się bezpośrednio do Kataru, czy mistrzostwa globu powinny się tutaj odbyć, odparł: - To bardzo ważne, aby sport wzniósł się ponad struktury polityczne. Sport jest najlepszym dyplomatą, jakiego mamy i będziemy go nadal używać. Nie jesteśmy konkurentami, tylko współpracownikami - wyartykułował. Dahlan Juma Al Hamad mówił o tym, że "kulminacja snu", zwieńczona organizacją MŚ w Katarze, rozpoczęła się w 1997 roku. - Gdy cofniemy się do tamtego okresu, to nawet nie mieliśmy zawodników i reprezentacji. A teraz możemy zobaczyć już kibiców. Poza tym startowało u nas już wiele generacji zawodników z całego świata - powiedział dyrektor generalny czempionatu. - W tym regionie musi być lekkoatletyka. Istnieje pokolenie, które chce uprawiać ten sport - dodał. Wiceprzewodniczący komitetu organizacyjnego przyznał, że zdaje sobie sprawę, podobnie jak cały jego zespół, iż to nie była perfekcyjna impreza. "Nie mówimy, że jesteśmy idealni. Nie ma doskonałości na tym świecie, ale robimy wszystko, co w naszej mocy. A najważniejszą rzeczą są sportowcy, witanie ich i tworzenie dla nich dobrej przyszłości. Dzięki nim stadion Chalifa był świadkiem rekordów świata" - podkreślił Al Hamad. Z kolei Coe, odnosząc się do kondycji dyscypliny, jako całości, podkreślił, że na stan do ostatniego dnia mistrzostw medale zdobywali sportowcy z 40 krajów, a ponadto ustanowiono 78 rekordów krajowych. - Mieliśmy jedne z najbardziej niezwykłych zawodów, których byłem świadkiem - stwierdził, a ponadto wskazuje na dużą liczbę medalistów, którzy nie ukończyli 25 roku życia. Na tej podstawie wysnuł bardzo optymistyczną informację. - Dane pokazują, że nasz sport jest w bardzo dobrej formie. Jeśli chodzi o wyniki sportowców, to najlepsi mistrzowie świata, jakich mieliśmy - zaakcentował Coe. Z sali padło jeszcze kilka interesujących pytań, na przykład w odniesieniu do upałów i potężnej wilgotności. Te warunki ogromnie dawały się we znaki zawodnikom chodu sportowego i maratonu, rywalizujących pod gołym niebem. Wielu lekkoatletów, krańcowo wyczerpanych, opuszczało trasę na wózku inwalidzkim, po czym trafiali do specjalnego namiotu medycznego, w którym otrzymywali niezbędną pomoc. Szczęśliwie do żadnych tragedii nie doszło. - Zespoły medyczne były naszym buforem bezpieczeństwa, ale nie zajmowaliśmy się żadnymi poważnymi problemami zdrowotnymi. Wszystkie były możliwe do opanowania. Chociaż oczywiście to było trudne - przyznał szef międzynarodowego Stowarzyszenia Lekkoatletycznego. Artur Gac, Doha