Olgierd Kwiatkowski, Interia: Jak pan ocenia te mistrzostwa. Było wiele wątpliwości przed ich rozpoczęciem. Paweł Fajdek, złoty medalista w rzucie młotem: - Samą zagadką był poziom rywalizacji. Myśleliśmy, że będzie albo bardzo słaby albo niesamowicie wysoki, bo mistrzostwa rozgrywane były później niż zwykle. Niektóre konkurencje stały na wysokim poziomie, inne nie. My przywieźliśmy sześć medali z szansami na więcej, bo niektóre osoby miały trochę pecha. Ja z Kataru wracam z katarem. Całe zatoki zapchane, głowa mi pęka, ale cóż to jest cena, którą trzeba zapłacić za złoty medal. Przyjmujemy to na klatę i jedziemy dalej. I co teraz zamierza pan robić? Wreszcie wakacje? - Myślę, że będę miał miesiąc odpoczynku. Trzeba zadbać o zdrowie, o spokój, o komfort przygotowań do igrzysk. Potem dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, będę się przygotowywać, czyli chwila odpoczynku i praca. W co celuje pan na przyszły sezon. Złoto w Tokio? - Wczoraj zakończył się sezon. Każdy musi odpocząć, każdy musi przygotowywać się na nowo. Medale nie rodzą się z niczego. Bez formy fizycznej, bez przygotowania mentalnego nie da się rywalizować. Maj, czerwiec powinien dać nam odpowiedź, na co możemy liczyć. Igrzyska są w lipcu. Dla mnie to dobrze. W lipcu zawsze mam wysoką formę. Mówił pan przed startem, że finał rzutu młotem będzie stał albo na bardzo wysokim poziomie albo na bardzo słabym? Poza pana rzutem można powiedzieć, że był to poziom przeciętny. - Patrząc na finał nie był taki słaby poziom. Pojawiło się dużo młodych, ale niedoświadczonych zawodników. Rzucają nieźle, bo mamy masę ludzi, którzy się pojawiają i nagle rzucają 78 m. Na imprezie głównej jeszcze nie mogą tego uzyskać, ale to były późne mistrzostwa świata. Młodzi ludzie, młodzi zawodnicy do końca nie wiedzą jak sobie radzić, jak trenować. Stąd takie spadki formy. Nie dziwię się temu. W następnych latach, w następnym cyklu olimpijskim, oni będą mieli lepsze wyniki. Jak pan ocenia w swojej hierarchii ten czwarty już złoty medal mistrzostw świata? - Najtrudniej wywalczony. Sześć miesięcy przygotowań po siedmiu miesiącach leżenia. To była niesamowita walka z własnym organizmem aż do samego końca. Fajne że udało się w jednym kawałku dotrwać do końca i obronić tytuł. Bajka trwa dalej. Wierzył pan w to, gdy był kontuzjowany, że się uda sięgnąć po złoto? - Powtarzałem sobie, że będę starał się szykować do mistrzostw świata. Sezon potoczył się inaczej niż oczekiwałem. Już w pierwszym starcie miałem 80 m, później pojawiło się parę 80-tek. Poprzez rywalizację, poprzez coraz lepsze wyniki udawało się mi stale poprawiać. Nie miałem co narzekać. Oczekiwałem złota. To, co było przedtem, to tylko dodatek, choć bardzo ucieszyło mnie również zwycięstwo w Hammer Throw Challenge. Nie zdziwiło pana to, że Wojciech Nowicki miał takie problemy z formą w finałowym konkursie w Dosze? - Wojtek formę miał, nie wiem, co się wydarzyło. Nie mnie to oceniać. Ostatnie zawody przed mistrzostwami świata nawet ze mną wygrał, więc nie można powiedzieć że nie miał formy. A jak na pana formę wpływa ta rywalizacja z Wojciechem Nowickim? - W ostatnich sezonach nie miałem możliwości się przygotować. Wojtek rzucał dalej. Mocno wierzę w to, że w kolejnym sezonie uda mi się wskoczyć poziom wyżej, że będę rzucał 82-83 m. Będę starał się przygotowywać pod to, żeby nie dać szans rywalom. Nie chcę już walczyć sam ze sobą i swoim zdrowiem. Jak pan ocenia mistrzostwa od strony organizacyjnej i w ogóle pomysł organizacji tych mistrzostw w Katarze? - Mam nadzieję, że tam nie wrócimy. Na co pan szczególnie narzekał? - Na nic nie narzekam. Miałem zadanie do wykonania, robotę do zrobienia, to ją zrobiłem. Miałem zły pokój, to go zmieniłem. Byłem tam w pracy, a nie na wakacjach. W Japonii też będzie gorąco, będą trudne warunki startu i to bez klimatyzowanego stadionu... - W Japonii byłem parę razy. Tam jest super. Nigdy na nic nie narzekałem. Rozmawiał Olgierd Kwiatkowski