Piotrkowianin ze spokojem. O krok od sensacji w Gdańsku. Zmiany w Zabrzu
Dwunasta seria ORLEN Superligi przyniosła kilka emocjonujących spotkań. Dosyć nieoczekiwanie najwięcej działo się w Gdańsku, gdzie PGE Wybrzeże postawiło twarde warunki Industrii Kielce. W końcówce faworyt uciekł jednak spod topora.
Na start zmagań bardzo ważne zwycięstwo zanotował Piotrkowianin Piotrków Trybunalski, który pokonał przed własną publicznością Zepter KPR Legionowo 31:27. Pierwsza połowa była wyrównana, ale po przerwie gospodarze szybko zbudowali bezpieczną przewagę. Podopieczni Michała Matyjasika mają na koncie 12 punktów - o dziewięć więcej od swojego rywala, który pozostaje na dnie tabeli.
- To zwycięstwo bardzo dużo waży pod kątem układu tabeli. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że wygrana da nam przewagę nad zespołem z Legionowa i nad Śląskiem Wrocław. W pierwszej połowie rywale karali nas atakami z lewej strony. Po przerwie skorygowaliśmy ustawienie. Wszystko poszło zgodnie z naszym planem. Mieliśmy wszystko pod kontrolą i dowieźliśmy skuteczny wynik. Wytrzymaliśmy ten mecz kondycyjnie. To też pokazuje, że zmierzamy w dobrym kierunku. W wielu spotkaniach czasami brakowało nam szczęścia, my jednak cały czas robimy postępy i staramy się grać coraz szybciej, w dobrym rytmie - wyjaśniał Michał Matyjasik, trener Piotrkowianina.
W "Derbach Dolnego Śląska" znów górą był KGHM Chrobry Głogów, który pokonał przed własną publicznością Zagłębie Lubin 30:25. W sobotę nieco szczelniej wypełniła się wrocławska Orbita, bo na teren beniaminka przyjechał mistrz Polski z Płocka. Orlen Wisła ograła Śląsk 32:21. Po ponad miesięcznej absencji spowodowanej kontuzją do gry wrócił Mitja Janc.
Bardzo żywy mecz obejrzeli kibice w Kwidzynie, gdzie debiutująca pod nową nazwą Energa Borys MMTS podejmowała Azoty Puławy. Goście zaczęli od prowadzenia 7:2. Później zaczęli popełniać błędy i wynik był bardziej wyrównany. Gracze Patryka Kuchczyńskiego ponownie odskoczyli, ale powtórzyli scenariusz. Przez swoją niefrasobliwość dali się dojść na jedną bramkę. W trudnym momencie wypracowali trzy gole przewagi i ostatecznie wygrali 30:27. 10 bramek na swoim koncie zapisał Kacper Adamski.
- W pierwszych minutach bardzo mocno narzuciliśmy swój styl. Tempo było szaleńcze i bałem się, że nie wytrzymamy całego spotkania. Później pojawiły się błędy. Na gorąco naliczyliśmy ich aż siedemnaście z naszej strony. Gdyby wyeliminować pięć-sześć, to byłby zupełnie inny mecz. Trzy-cztery gole zapasu to nic. Do końca musieliśmy być maksymalnie zaangażowani. Byliśmy nastawieni na wymagające spotkanie. Takie było. Potrafiliśmy jednak przyspieszyć, wyprowadzić sporo kontr, dzięki czemu mieliśmy przewagę - tłumaczył Patryk Kuchczyński, trener zespołu z Puław.
Tytuł bohaterów kolejki należy się zawodnikom PGE Wybrzeża Gdańsk, którzy w świetnym stylu postawili się faworyzowanej Industrii Kielce. Podopieczni Patryka Rombla w Ergo Arenie długo byli na kursie na sprawienie sensacji. W pierwszej połowie prowadzili 14:8, a w drugiej 22:17. W kluczowych momentach goście postawili im jednak wymagające warunki w obronie. W ataku mieli nieoczywistego bohatera - Tomasza Gębalę. Specjalista od defensywy rzucił siedem bramek - z czego pięć w ostatnich 10 minutach. Industria wygrała 29:27.
- Gospodarzom pomagali bramkarze. U nas pojawiły się też proste straty. Było dużo błędów typowo technicznych. W obronie źle się ustawialiśmy, czasami brakowało koncentracji. W efekcie w ciągu 15. minut rywale wypracowali przewagę. Zmniejszyliśmy ją do dwóch trafień do przerwy, bo wszystko poprawiliśmy. Na początku drugiej części znów brakowało nam skupienia. Kiedy ustawiliśmy nasze rzeczy, im zadrżała ręka, to udało nam się wyciągnąć zwycięstwo - powiedział Tomasz Gębala.
W piątek tuż przed startem serii doszło do zmiany trenera w Górniku Zabrze. Po słabym starcie sezonu i ostatnich niezadowalających wynikach posadę stracił Tomasz Strząbała, który w poprzednich rozgrywkach doprowadził ten zespół do brązowego medalu i najlepszej szesnastki Ligi Europejskiej. Zastąpił go jego dotychczasowy asystent Aleksander Miszka. Zadebiutował w Ostrowie Wielkopolskim. Rebud KPR Ostrovia potwierdziła dobrą formę i wygrała 32:30. Gospodarze szybko zbudowali przewagę. Na przerwę schodzili przy wyniku 20:13 na swoją korzyść. Po przerwie zwiększyli prowadzenie do dziewięciu goli, ale w ostatnim kwadransie goście ruszyli w pogoń. Finalnie, bezskuteczną.
- W pierwszej połowie wychodziło nam wszystko w obronie. Może zgubiliśmy się dwa razy, ale w takich sytuacjach pomagała bramka. Super rozgrywaliśmy też przewagi. Dopóki mieliśmy siły i biegaliśmy, to wszystko było pod kontrolą. W drugiej części posypała nam się gra w defensywie, a w ataku brakowało przekonania. Wszystko zaczynaliśmy od kozła, daleko od bramki. Pozycja w tabeli nie odzwierciedla potencjału Górnika. Dogonili nas, ale na szczęście trzy punkty zostają u nas - wyjaśniał Robert Kamyszek, rozgrywający Rebud KPR Ostrovii.
Na zakończenie serii koncert dała Corotop Gwardia Opole, która rozbiła Energę MKS Kalisz 30:17. Znakomite zawody w bramce rozegrał Jakub Ałaj, który odbił 16 piłek, co dało mu 55-procentową skuteczność. Dzięki tej wygranej podopieczni Bartosza Jureckiego zrównali się punktami ze swoim rywalem.