"Zaprzepaszczenie szansy na bezpośredni awans na Euro 2024 poprzez remis ze słabą Mołdawią. Wygrany po serii rzutów karnych baraż o udział w ME z Walią, z którą wcześniej Polacy w ciągu 120 minut gry nie oddali ani jednego celnego strzału. Odpadnięcie z mistrzostw Europy, na których grało niemal pół kontynentu, jako pierwszy ze wszystkich uczestników. Spadek z dywizji A w Lidze Narodów" - pisze redakcyjny kolega Jan Mazurek w swojej korespondencji z PGE Narodowego. Cezary Kulesza "goni" Edwarda Brzostowskiego. Fatalny obraz kadry Wczoraj na najważniejszym stadionie w kraju, zamiast radości, mieliśmy zbiorowy pogrzeb, a gwóźdź do sportowej trumny został wbity w trzeciej doliczonej minucie gry. Po prostu katastrofa. Śmiem twierdzić, że selekcjoner Michał Probierz, gdyby patrzył na wyniki polskiej kadry dokładnie z tej perspektywy, co zadający mu pytania, to także rwałby sobie włosy z głowy. Skoro jednak już ogłosił, że nie zamierza z własnej woli żegnać się z kadrą, to wręcz ma obowiązek robić dobrą minę do złej gry, bo inaczej sam podpisałby na siebie wyrok. To prawda, że w kilku meczach za kadencji tego selekcjonera przyjemnie patrzyło się na grę biało-czerwonych. Choćby w meczu ze świetną Chorwacją potrafili wrócić z dalekiej podróży, a także we wczorajszym meczu, po dramatycznym początku, prezentowali długimi fragmentami futbol ofensywny, nastawiony na zdobywanie goli. Tylko co z tego? Na końcu ostatecznym wyznacznikiem jakości zawsze są wyniki, a tych nieustannie brakuje. Selekcjoner-żongler bez przerwy rotuje składem, nie buduje stabilizacji, a nasi zawodnicy zawsze potrafią zaskoczyć błędem, który dla piłkarzy tej klasy jest kompromitujący. To nikt inny, jak Cezary Kulesza, urzędujący od sierpnia 2021 roku prezes PZPN, stawiał kolejno na Czesława Michniewicza, Fernando Santosa, a we wrześniu zeszłego roku stery najpopularniejszej reprezentacji w kraju powierzył Probierzowi. Osobiście bardzo mocno ufając w wizję budowania zespołu przez tego ostatniego. I teraz wspólnie spijają to piwo, które sobie nawarzyli. Do "pokonania" został mu już tylko jeden konkurent, były twórca potęgi Igloopolu Dębica, a przez niespełna osiemnaście miesięcy (w latach 1985-86) prezes piłkarskiej centrali śp. Edward Brzostowski. W jego przypadku współczynnik wyniósł -14.