"Kochana piłeczka" drogą do chwały. Józef Młynarczyk wielbiony jako legenda Porto
W ostatnim czasie przywykliśmy do tego, że nasi piłkarze przebijają się w elitarnych, europejskich klubach, odciskając w nich swój ślad. A kosmiczna kariera Roberta Lewandowskiego sprawiła, że granica tego, co uznajemy za sukces, została znacząco przesunięta. I w poprzednim stuleciu znajdziemy jednak przykłady Polaków, którzy zdołali zbudować sobie pomniki. Nie w byle jakich ekipach - dodajmy. Jednym z nich jest Józef Młynarczyk, o którym nie sposób nie wspomnieć przy okazji meczu "Biało-Czerwonych" w Porto. Zwłaszcza, że przez tutejszego giganta jest traktowany jako jedna z legend.
27 maja 1987 rok, Wiedeń - stadion imienia Ernsta Happela. Wielki Bayern Monachium mierzy się z FC Porto w finale Pucharu Europy. W składzie bawarskiej ekipy między innymi Lothar Matthäus, Jean-Marie Pfaff czy obecny trener FC Barcelona - Hansi Flick. A naprzeciw w bramce Józef Młynarczyk, przeżywający właśnie wieczór, którego nie zapomni do końca życia.
Ten mecz nie rozpoczął się jednak po jego myśli. W 25. minucie źle ustawił się przy wrzucie z autu rywali. A piłka trafiła na głowę Ludwiga Kögla, który skierował ją do siatki. Bayern 1, Porto 0.
W trakcie całego spotkania nasz rodak zaliczył jednak sporo dobrych interwencji, odważnie wychodząc do piłek dogrywanych w jego pole karne. I co najważniejsze, w drugiej połowie, już kilkanaście minut przed zakończeniem spotkania, sprawy w swoje ręce - czy raczej nogi - wzięli jego koledzy z ofensywy.
Najpierw - w 78. minucie - Rabah Madjer zdobył najbardziej ikoniczną bramkę w swojej karierze, ekwilibrystycznym strzałem piętą odrabiając straty swojej drużyny. A później Portugalczyków do ekstazy doprowadził wprowadzony z ławki Brazylijczyk Juary, który strzałem z kilku metrów zapewnił FC Porto pierwszy w historii tytuł najlepszej drużyny klubowej na Starym Kontynencie. To sukces, który później zdołał powtórzyć tylko zespół prowadzony przez wielkiego Jose Mourinho (sezon 2003/04).
I tak Józef Młynarczyk przeszedł do historii.
Licznik spotkań naszego bramkarza rozegranych w ekipie "Smoków" zatrzymał się na ostatecznie na 91 meczach. Do gabloty - poza "uszatym pucharem" - pomógł swojemu klubowi włożyć także dwa trofea za tytuł mistrza Portugalii, a na koncie ma również triumf w krajowym Pucharze i Superpucharze oraz Superpucharze UEFA. Tym samym zapracował sobie na tytuł klubowej legendy. A jego ślad jest widoczny w muzeum FC Porto.
"Kochana piłeczko". Józef Młynarczyk w "Galerii Sław" FC Porto
Klubowe muzeum to punkt obowiązkowy wycieczki każdego fana piłki nożnej, przy okazji wizyty w urokliwym mieście położonym nad rzeką Duero. A przygotowana ekspozycja przystaje do renomy, jaką cieszy się sam klub - jest na najwyższym europejskim poziomie. I prowadzi odwiedzających to miejsce od historycznych początków klubu, poprzez legendarne dla "Smoków" momenty, aż po najnowsze sukcesy.
Już na wejściu gości wita kilka wybitnych postaci, między innymi... Jose Mourinho. Choć bez plakietki z podpisem, "The Special One" dla wielu mógłby być wręcz nie do zidentyfikowania.
Pierwsza część wystawy - opisująca powstanie FC Porto - rozciąga się na przestrzeni długiego korytarza, który robi spore wrażenie swoją grą światło-cieni. Zresztą tak, jak i reszta zagospodarowanej przestrzeni. Korytarz prowadzi do sporej wielkości sali. I tak natrafiamy prosto na trofeum wywalczone przez Józefa Młynarczyka i spółkę w 1987 roku. Za gablotą na wiszącym na ścianie pokaźnym ekranie przypominany jest natomiast skrót tego meczu. Tak jak i innych legendarnych finałów z udziałem FC Porto.
Generalnie - całe muzeum jest niezwykle nowoczesne, a jego projektanci postawili duży nacisk na multimedialność tego miejsca. Obok pucharu widoczny jest między innymi pamiątkowy proporczyk z rozgrywanego w Wiedniu meczu, na którym widnieje nazwisko polskiego bramkarza.
Uwagę wszystkich odwiedzających zwraca między innymi rzeczywistych rozmiarów autokar z otwartym dachem. Na nim postawiono "podobizny" fetujących piłkarzy. W oczy rzuca się... a jakże - Józef Młynarczyk, dumnie dzierżący Puchar Europy. Postawiona obok tabliczka przypomina postać Polaka, przypominając, że odegrał niezwykle istotną rolę w trakcie walki o międzynarodowe trofea.
Józef Młynarczyk został wymieniony także w interaktywnej "Galerii Sław", wśród takich piłkarzy, jak: João Pinto, Sérgio Conceição, Ricardo Carvalho, Deco czy Radamel Falcao.
Trzeba tu wspomnieć jeszcze o jednym, wyjątkowym Nie lada ciekawostkę stanowi również pochodząca z 1992 roku biografia naszego bramkarza, nosząca wdzięcznie brzmiący tytuł "Kocham cię piłeczko". Niestety, co naturalne, skryta jest za szybą. Nie można więc zapoznać się z jej treścią. Lecz już sam jej widok wywołuje uśmiech na twarzy naszych rodaków, co też dało się zauważyć. W ciągu ostatnich kilku dni w Porto język polski jest bowiem słyszany niemal na każdym kroku.
To właśnie Józef Młynarczyk przetarł szlak naszym piłkarzom w drużynie "Smoków". I brał czynny udział w powiększeniu polskiej kolonii na Estádio do Dragão, uczestnicząc w transferze Grzegorza Mielcarskiego, któremu w zrobieniu większej kariery na Półwyspie Iberyjskim przeszkodziły problemy zdrowotne. Jego kolegą z szatni został później inny polski bramkarz - Andrzej Woźniak. A już w XXI wiek barwy FC Porto reprezentowali kolejny golkiper - Paweł Kieszek oraz pomocnik Przemysław Kaźmierczak, który zanotował 16 występów w zespole.
- Rywalizowałem ze świetnymi Paulo Assuncao i Raulem Meirelesem. Wiedziałem, że w Porto nie tylko o miejsce w składzie, ale też wejścia z ławki będzie szalenie trudno. Na mojej pozycji występował także Mario Bolatti, którego Diego Maradona zabrał na mistrzostwa świata w RPA, a w tamtym sezonie 2007/08 rozegrał chyba tyle samo spotkań, ile ja. Trener Ferreira wystawiał trzech środkowych pomocników, a mogło tam zagrać ośmiu czy dziewięciu zawodników. Każdy dostawał szanse. Patrzyli, komu się uda, a komu nie. W Porto nieustannie miało się wrażenie, że za plecami czeka kolejka chętnych na twoje miejsce. Wygraliśmy mistrzostwo Portugalii, najchętniej zostałbym jeszcze rok dłużej, powalczył o więcej minut, ale plany były inne - wspomina tamten czas w rozmowie z Interią były zawodnik FC Porto.
Na kolejnego Polaka w tym klubie wciąż czekamy. A jeśli już takowy tu trafi, będzie musiał się sporo napracować, by przyćmić choć trochę status Józefa Młynarczyka. Co warte podkreślenia, o byłym reprezentancie Polski pamiętają obecni bramkarze naszej kadry, którzy przy okazji wizyty w Porto "zrobili sobie z nim zdjęcie". To miły, przedmeczowy gest, który warto docenić. Tak jak doceniać należy legendarne dla siebie postacie. A FC Porto w przypadku Józefa Młynarczyka robi to doskonale.