Korespondencja z Porto Michał Probierz śledzi media. Wybiórczo, ale jednak - często to podkreśla, również w prywatnych rozmowach. Jeśli rzucą mu się więc w oczy nagłówki i cytaty z konferencji selekcjonera portugalskiej reprezentacji, będzie mógł czuć satysfakcję. Trener Martinez kilkukrotnie podkreślał, że Polska jest groźna, bo gra ryzykownie. I na boisku wyjątkowo zgodna z wizją 52-letniego szkoleniowca. Idealista Martinez Martinez jest idealistą. Wyznaje filozofię, że albo grasz ładnie, ofensywnie, przebojowo, błyskotliwie, zachwycająco, albo nie grasz w ogóle, bo jaki też jest sens takich męczarni? W Anglii często go to gubiło. Mniejsze lub większe sukcesy osiągał w Swansea, Wigan i Evertonie. Wszędzie pracował przez przynajmniej 100 meczów, ale koniec końców tracił pracę pod zarzutem zbyt romantycznego podejścia do tego sportu. Tym samym piłka klubowa przypięła mu łatkę szkoleniowca zdolnego i obiecującego, ale takiego, który pasuje tylko do pracy w przeciętnych klubach. I wtedy przyszła szansa od reprezentacji Belgii, z której Martinez uczynił potwora. W debiucie poległ z potężną Hiszpanią, żeby następnie nie przegrać 24 meczów z rzędu. Jak burza przechodził przez wszelkiego rodzaju eliminacje. Łoił na prawo i lewo. Sprawił, że Belgia długo liderowała rankingowi FIFA. Właściwie dobierał doradców. Rozkochał w sobie reprezentantów. Rozwinął cały belgijski futbol - najpierw w roli selekcjonera, później w roli selekcjonera i dyrektora technicznego. Wykręcił zawrotną średnią 2,26 punktu na mecz. Zdobył brąz mistrzostw świata w Rosji. Nie wyszedł mu tylko i aż mundial w Katarze. W Portugalii powtarza schemat. Zaczął od jedenastu zwycięstw z rzędu, w których Selecao stracili zaledwie dwa gole i zdobyli jakieś czterdzieści bramek. Eliminacje Euro 2024 przeszedł de facto suchą stopą, bez choćby jednej wpadki. W Niemczech nie było już tak kolorowo. W grupie jego podopieczni pokonali Czechów i Turków, ale też polegli 0:3 z Gruzją. W 1/8 fazy pucharowej po przestrzelonym rzucie karnym Cristiano Ronaldo i dość dramatycznym konkursie rzutów karnych wyeliminowali dzielnych Słoweńców. W ćwierćfinale po nudziarskich stu dwudziestu minutach i serii rzutów karnych odprawili ich Francuzi. Jesienią 2024 Portugalia znów głownie wygrywa, jak to u Martineza w okresach między turniejami bywa. W Lidze Narodów trzy razy wygrała - z Chorwacją, Szkocją i Polską. W październiku na Hampden Park jednak ze Szkotami tylko zremisowała, do tego bezbramkowo. Wróciły dyskusje, czy aby na pewno trzymanie w ataku podstarzałego Ronaldo służy tej drużynie. Tak czy inaczej, Portugalia jest piekielnie silna. Z Polską będzie zdecydowanym faworytem. Pochwały dla Polski i niedoszłe powołanie z Legii - Których polskich piłkarzy wyróżniłby pan pod nieobecność Roberta Lewandowskiego? - spytałem selekcjonera Portugalii na oficjalnej konferencji prasowej. Roberto Martinez: - Bardzo duży potencjał ma Nicola Zalewski, podoba mi się. Uwielbiam też Piotra Zielińskiego. Oczywiście, Lewandowski to latarnia tej kadry, ale jego brak wcale nie sprawia, że Polska jest dużo słabsza. Ma kim grać. Jest młoda. Wie, co robi na murawie. Ostro jadą skrzydłami. Fizycznie są wymagający. Martinez kilkukrotnie podkreślał, że Polska gra ofensywnie i bardzo ryzykownie, że jej piłkarze wysoko pressują i naciskają linię obrony rywali. Trudno powiedzieć, ile było w tym kurtuazji Hiszpana, a ile realnego podziwu, ale brzmiało to wiarygodnie i zaskakująco spójnie z medialnym przekazem prezentowanym od roku przez... Michała Probierza. Warto nadmienić, że w podobne tony uderzał Renato Veiga, środkowy obrońca Chelsea i Selecao. Przy okazji spytałem Martineza, czy rozważał powołanie Rubena Vinagre z Legii Warszawa, gwiazdora Ekstraklasy, co jako pierwszy zasugerował Krzysztof Marciniak, dziennikarz Canal+Sport. - Przyglądamy mu się, bardzo dobre radzi sobie w polskiej lidze i Lidze Konferencji. Był w gronie kandydatów do powołania, choć na jego pozycji konkurencja w reprezentacji Portugalii jest bardzo duża - odparł 51-letni selekcjoner. Wyszła więc z tego... jedna wielka laurka dla polskiego futbolu. Jan Mazurek z Porto