Artur Szczepanik: Jak na poniedziałek, a nawet nie tylko, rozegraliście bardzo dobry mecz. Jakub Rzeźniczak: - Myślę, że tak. Dużo było bramkowych sytuacji z jednej i drugiej strony. Remis jest sprawiedliwy, bo były dobre momenty i nasze i Radomiaka - oni lepiej wyglądali w pierwszej połowie, a my w drugiej. Jesteśmy zadowoleni, bo myślę, że trzeba szanować punkt zdobyty na tym stadionie. Radomiak u siebie gra bardzo dobrze. Do tej pory miał pięć zwycięstw i trzy remisy - nie przegrał żadnego meczu. Wydaje się, że do rundy rewanżowej jesteście przygotowani bardzo dobrze. - Pierwszy mecz po przerwie zimowej to zawsze jest niewiadoma. Zagraliśmy niezłe spotkanie i jesteśmy pozytywnie nastawieni na kolejne. Pierwsze koty za płoty. Teraz gramy u siebie z Piastem Gliwice i postaramy się ten mecz wygrać. Co się wydarzyło w końcówce? Wyleciał pan z boiska z czerwoną kartką. - No faul był. Przyznaję, choć sytuacja była na styku. Sędzia jednak zagwizdał i dał mi drugą żółtą kartkę. Typowa meczowa akcja. W necie są już robią furorę filmiki z pańską nerwową reakcją. - To przez to, że rywale mnie podnosili. Mam uraz mięśnia dwugłowego i noga mnie boli. Byłem zły, bo dostałem czerwoną kartkę, a tu ktoś mnie szarpie i podnosi z boiska. Żaden piłkarz czegoś takiego nie lubi i się trochę zdenerwowałem. Te nerwy są związane z tym co ostatnio Pana spotyka w sieci? - Na boisku zawsze jestem nerwowy, od lat. Swoich prywatnych spraw nigdy nie przenoszę na murawę. W czasie meczów zawsze reaguję żywiołowo na to co się dzieje na boisku i tak samo było dzisiaj. Rokowania lepsze niż na początku W ogóle nie reaguje pan na to co się dzieje w internecie wokół pana w kontekście choroby syna Oliwiera. Śledzi pan te wpisy? - Ciężko tego nie śledzić. Zbieram się, żeby się oficjalnie wypowiedzieć na ten temat. To nie jest prosta sytuacja dla nikogo. Szczególnie dla mnie, kiedy dziecko mi umiera, a ja muszę zajmować się takimi rzeczami. Jak wygląda teraz sytuacja zdrowotna synka? - Zareagował na pierwszą chemię, którą dostał. Przed meczem w Radomiu rozmawiałem z lekarzem. Guz się zmniejsza i rokowania są troszeczkę lepsze niż były na początku, więc jesteśmy dobrej myśli. Wolałbym w tej chwili skupić się na ratowaniu dziecka, a nie na kopaniu się z jakimiś ludźmi z internetu. Dlatego w tej chwili nie chcę niczego komentować. Może kiedyś jakoś zareaguję. Może wydam oświadczenie, udzielę wywiadu, pójdę do prawnika? Naprawdę nie wiem i nie chcę sobie zaprzątać głowy bzdurami. Bo jak inaczej nazwać pokazywane przez obcych mi ludzi, jakichś tabelek według których zarabiam 11 tysięcy tygodniowo, a nasz pomocnik Jorginho 1,5 mln za sezon? Żaden z nas nie ma takich pieniędzy. Teraz jednak najważniejszy jest Oliwier. Na szczęście w Centrum Zdrowia Dziecka jest pod bardzo dobrą opieką. Ciężko się skoncentrować na piłce i rozegrać mecz w takich momentach? - Piłka jest doskonałą odskocznia. Mecz, to najlepsze co może mnie teraz spotkać. Kiedy wychodzę na trening to mogę się wyłączyć. Ze względu na chorobę syna nie przepracował pan okresu przygotowawczego razem z kolegami. - Na obozie w Turcji byłem tylko przez cztery dni. Trener Maciej Bartoszek zachował się wspaniale. Powiedział, że jak chcę, to w ogóle nie muszę trenować, tylko skoncentrować się na ratowaniu syna. Ale jak już mówiłem treningi i mecze dobrze na mnie działają, więc nie chcę robić sobie przerwy. Mam już 36 lat i w swojej grze bazuję głównie na doświadczeniu. Kiedy siedziałem w Warszawie to w wolnym czasie biegałem. Myślę, że starczy mi sił aby rozegrać rundę wiosenną. Czytaj także: Włochy rezygnują z organizacji EURO!