Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wielki mistrz rzuca wyzwanie Tomaszowi Adamkowi. Sensacyjna "oferta". Paweł Nastula pod wrażeniem Chalidowa

- Najlepsza była walka Mameda. Pokazał, że w wieku 44 lat jeszcze potrafi. Wydaje mi się, że jego młody przeciwnik chyba trochę go zlekceważył, myśląc że spokojnie da sobie radę. A tutaj Mamed skończył "balaszką", czyli dźwignią, którą ja też często wykonywałem w judo - mówi w rozmowie z Interią Paweł Nastula, mistrz olimpijski w judo, który podczas gali KSW 100 został włączony do Galerii Sław federacji. 54-letnia legenda byłaby skłonna zmierzyć się z... Tomaszem Adamkiem.

Paweł Nastula w rozmowie z Interią wyraził wolę walki z Tomaszem Adamkiem. Ale "Góral" musiałby wyjść ze swojej strefy komfortu
Paweł Nastula w rozmowie z Interią wyraził wolę walki z Tomaszem Adamkiem. Ale "Góral" musiałby wyjść ze swojej strefy komfortu/PRZEMYSLAW SZYSZKA/East News / InteriaTV/

Artur Gac, Interia: W swojej koronnej dyscyplinie, w judo, zdobył pan wszystko, co możliwe, złoto igrzysk olimpijskich, mistrzostwo świata i Europy. Wobec powyższego ile znaczy dla pana włączenie do Galerii Sław KSW, czyli sportu, który był dla pana drugim rozdziałem?

Paweł Nastula, legenda judo i były zawodnik MMA: - Oczywiście robi to na mnie wielkie wrażenie, bo zostałem doceniony przez środowisko MMA. Może nie miałem w historii tyle wygranych walk co w judo, ale niejako, walcząc w Pride, czyli wtedy największej federacji tego sportu, promowałem polskie MMA. Bardzo mnie cieszy docenienie tego, to duże wyróżnienie i zaszczyt, że mogłem znaleźć się w takim gronie. Niesamowite przeżycie.

Do wydarzenia doszło przy okazji gali KSW 100. Coś szczególnego pan usłyszał podczas honorowania?

- Usłyszałem, że jak najbardziej zasłużyłem na to wyróżnienie. Dodali, iż cieszą się z mojej obecności w tym gronie, co zapoczątkował "Juras" Jurkowski. Z jednej strony byłem ja, sportowiec, a z drugiej dziennikarz Andrzej Janisz, który od samego początku zaczął się tym sportem interesować i go promować. Teraz oczywiście jest to bardzo popularna dyscyplina, niewykluczone że za jakiś czas znajdzie się w programie igrzysk. Chciałbym jednak przypomnieć, że 20 lat temu, gdy zaczynałem brać udział w tych walkach, mówiło się bardzo źle. Pamiętam reakcje i niektóre komentarze dziennikarzy sportowych, którzy wtedy bardzo źle mówili nie tylko na temat MMA, ale także pod moim adresem. A dzisiaj ci sami dziennikarze piszą bardzo pozytywne teksty na temat tego sportu.

Wówczas MMA miało bardzo złą prasę.

- Było postrzegane jako brutalne mordobicie. Myślę, że również z tego powodu zostałem doceniony, bo nie bałem się, by po wielkiej przygodzie w judo, nie patrząc na traktowanie MMA, pójść w tym kierunku.

Pierścień, który pan otrzymał, sam w sobie też jest wartościowy?

- Z tego, co słyszałem, to tak, ale to nie chodzi o to, czy jest w nim złoto, brylanty czy inne drogocenne minerały. Chodzi o sam symbol, który świadczy o tym, że środowisko MMA chciało mnie docenić. Szkoda tylko, że nie judo.

Mówi pan to z przekąsem.

- Tak, ale pomińmy to milczeniem.

Która walka tej gali podobała się panu najbardziej i zrobiła największe wrażenie?

- Generalnie cała gala była fajna, wszystkie walki super, ale myślę, że najlepsza była walka Mameda. Pokazał, że w wieku 44 lat jeszcze potrafi. Wydaje mi się, że jego młody przeciwnik (29-letni Adrian Bartosiński - przyp.) chyba trochę go zlekceważył, myśląc że spokojnie da sobie radę. A tutaj Mamed skończył "balaszką", czyli dźwignią, którą ja też często wykonywałem w judo. Więc tym bardziej mnie to cieszy. Moim zdaniem to była najlepsza walka.

Chalidow pokazał po raz kolejny, że jeśli jest się zawodnikiem tak świetnie wyszkolonym i niekonwencjonalnym, to...

- ...nie można takiego gościa lekceważyć. Trzeba być skoncentrowanym i szanować przeciwnika, niezależnie w jakim jest wieku. Uważam, że szacunek pewnie był, tylko może troszeczkę zabrakło koncentracji, czy po prostu pomyślał, że już ma Mameda i zaraz będzie koniec.

Szczere wyznanie Mameda Chalidowa po wygranej na KSW 100. "Byłem na dnie". WIDEO/INTERIA.TV/Interia.tv

Wygrane Mameda, często uzyskiwane przy pomocy wyrafinowanych technik, są tym cenniejsze, że pomagają walczyć z krwawą estetyką tego sportu w klatce, która wielu osobom wizualnie po prostu nie odpowiada.

- Racja, Mamed nieraz pokazywał, że jest bardzo wszechstronnym zawodnikiem. W różny sposób potrafił zwycięsko kończyć swoje walki, czyli właśnie ta wszechstronność, która powinna być w MMA, u niego jest od lat. To jest piękno tego sportu, że mając takiego zawodnika, do końca nie wiadomo, jak można przegrać z nim walkę, zarówno w płaszczyźnie stójkowej, jak i w parterze. W tej walce Mamed najpierw pokazał, że potrafi fajnie kopnąć, gdzie niewiele brakowało do nokautu, a za moment zademonstrował, że potrafi wyciągnąć dźwignię. I to zrobił.

A kto wygrałby walkę Chalidow - Nastula, gdyby stanął pan do potyczki z Mamedem w swoim możliwie najlepszym momencie?

- (śmiech) Raczej nie ma takiej możliwości, bo walczyłem w innej kategorii wagowej.

Umowne limity są na porządku dziennym.

- (długi śmiech) Mamed był i nadal jest bardzo dobrym zawodnikiem. Ja, można powiedzieć, cały czas uczyłem się i do samego końca brakowało mi wyszkolenia pod MMA. Nie chciałbym tutaj nawet hipotetycznie mówić, kto by wygrał.

Myślę, że pomimo swoich walorów i przewagi siły, mógłby pan nie mieć podejścia.

- Mógłbym nie mieć, oczywiście.

Co innego w judo.

- Teraz już mówimy o wąskiej specjalizacji, w moich najlepszych latach to w ogóle szkoda byłoby rozważać. MMA to jednak zupełnie inna dyscyplina, o czym sam się przekonałem na początku swojej przygody, gdy musiałem się uczyć wielu rzeczy od początku.

Jest pan zdania, że jeśli chodzi o stopień trudności, to palmę pierwszeństwa należałoby przyznać MMA, w którym zawiera się wielość sportów walki? W porównaniu do każdej innej, węższej specjalizacji, jak choćby judo.

- Nie. Ja uważam, że samo judo także jest bardzo trudnym sportem. Wymaga wieloletniej pracy, a walka toczy się także w płaszczyźnie stójkowej, jak i w parterze. W ogóle bym tego nie porównywał, każda dyscyplina jest na swój sposób trudna, a zawodnik, jeśli chce być mistrzem, musi posiąść bardzo szerokie przygotowanie. Aby zostać najlepszym na świecie w dowolnym sporcie, trzeba włożyć mnóstwo pracy.

/INTERIA.PL/interia

"As Sportu 2024". Wybierz z nami finałową 16 plebiscytu

Jest pan za tym, żeby ukrócić patologiczne zjawiska, związane z tzw. freak-fightami?

- Na pewno nie jestem za tym, żeby te wydarzenia całkiem wyeliminować. Bo jeśli są chętni do ich oglądania, to niech sobie patrzą. Natomiast ukróciłbym to, co dzieje się wokół, czyli patologie występujące na konferencjach, gdzie bluzgają na siebie i w ogóle nie mają do siebie szacunku. To tak, ale same walki? Jeśli są chętni do walczenia i oglądania tego, to nie.

Nie uważa pan jednak, że jest to degradowanie prawdziwego sportu, który powinien promować wieloletnią pracę, z masą wyrzeczeń? A tu wychodzi nastolatka i jej niedoszła teściowa, czy inna osobność medialna, słynąca z wrzucania zdjęć?

- No tak, ale jeśli są chętni, by to oglądać, nie możemy tego zabronić. Może nam się to nie podobać, ale więcej zrobić nie możemy. Gdyby to się nie podobało i nie miało dużego grona chętnych, to pewnie by tego nie było. Uważam, że same walki nie są niczym złym, jeśli nawet chodzi o osoby, które zajmowały lub zajmują się na co dzień czymś innym. W końcu to wiąże się z treningami, jakąś formą wyrzeczeń i zmianą trybu życia może nie całkiem, ale w kierunku sportowym. Innym, młodym osobom, daje to do myślenia, że można robić coś innego niż tylko pić alkohol, ćpać i imprezować. Ja się tym nie interesuję, ale z tego co słyszę, to niektórzy zmieniają swój tryb życia po wejściu w środowisko częściowo sportowe.

Ja jestem generalnie przeciwnikiem, by ludzie, którzy na niewłaściwych postawach budują swoją popularność, byli promowani.

- Wiadomo, ale ja to też powiedziałem na początku. Jestem przeciwnikiem takich historii, gdy jakiś gość w ciągu jednej minuty na konferencji rzuci 50 razy słowem na "k", co daje mu lajki, wpływa na jego rozpoznawalność, a kibice go kochają. Jest to złe. Wręcz bardzo złe. Tego nie akceptuję i uważam to za patologię. Co innego ta głupia otoczka, a czym innym są same walki. Jakościowo i sportowo nie jest to super widowisko, ale jednak walczą. Tam już nie ma reżyserki, tylko starcie, z którego zwycięsko wyjdzie ten, kto ma większe umiejętności. Inna sprawa, że te często są małe.

Na tych galach widzimy Tomasza Adamka, który nie ukrywa, że dostaje gigantyczne propozycje, nieoficjalnie na poziomie około 1 miliona złotych. I powtarza, że musiałby być głupi, gdyby nie schylił się po tak łatwo zarobione pieniądze. A co zrobiłby Paweł Nastula, gdyby dostał atrakcyjną ofertę?

- Nie dostałem takiej oferty.

A gdyby pan dostał, byłby skłonny w to wejść?

- To bym się zastanowił.

Poważnie?

- No tak. Zależy z kim.

Tomasz Adamek - Paweł Nastula?

- Nie ma problemu. W MMA.

Ale Tomasz chce się bić tylko w boksie.

- To ja powiem, że chcę tylko w judo. Wie pan, albo jest taka walka, która daje możliwości jednemu i drugiemu, albo robi się takie pojedynki, żeby niejako być właściwie pewniakiem do wygranej. To ja powiem do Tomka Adamka, żebyśmy bili się tylko na przewracanki (śmiech).

Czyli kompromis w formule musiałby być?

- Oczywiście, szanse musiałyby być wyrównane. Zwłaszcza, że walka tak czy siak zaczyna się w jego płaszczyźnie, czyli w stójce.

Mnie to spontanicznie przyszło do głowy, z przebiegu rozmowy. Ale słysząc, jak się pan "zapalił", zabrzmiało to chyba całkiem atrakcyjnie.

- Ja zawsze, już od małego, gdy musiałem się bić, mówiłem że nie odmawiam. Nigdy nie odmawiałem.

I temu chce pan pozostać wierny?

- Tak, dokładnie.

Rozmawiał Artur Gac

Tomasz Adamek/INTERIA.TV
Paweł Nastula - zdjęcie z 2011 roku/PRZEMYSLAW SZYSZKA/East News/East News
Tomasz Adamek/Jonathan Daniel/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem