Mamed Chalidow przeskoczył przed siatkę, Artur Szpilka od razu doskoczył. Finał bitwy z Adrianem Bartosińskim
Mamed Chalidow minionego wieczoru udowodnił, że jest wielką legendą polskiego MMA. 44-letni weteran, przez liczne grono skazywany na pożarcie przez niepokonanego mistrza Adriana Bartosińskiego, wyciągnął ze swojego przepastnego arsenału technikę, którą w jednej chwili wywołał euforię na trybunach. Sekundy wystarczyły, by znacznie młodszy rywal "odklepał", po czym rozpoczęło się szaleństwo. W roli głównej wystąpił Artur Szpilka, a Mamed aż przeskoczył przez siatkę, gdzie działy się wyjątkowe sceny.
Patrząc po rozlicznych reakcjach, to była taka gala, uświetniająca 100. edycję widowisk pod szyldem KSW, jakiej oczekiwali kibice. Wiele pojedynków obfitowało w wielkie emocje, nie brakowało spektakularnych rozstrzygnięć, a wisienką na torcie okazało się starcie Mameda Chalidowa z Adrianem Bartosińskim.
29-letni "Bartos" był pewny, że to jest ten moment, w dodatku na tak unikalnej gali, by na oczach wypełnionej po brzegi kibicami areny w Gliwicach oraz tych przed odbiornikami przejąć schedę po Chalidowie. Pod względem popularności czekałaby go ciągle bardzo długa droga, być może nigdy nie osiągnąłby takiego statusu, ale punktem wyjścia musiało być zwycięstwo. I był pewny, że udowodni 44-letniemu Chalidowowi, iż największe wyzwania już nie są dla niego.
To, jak okrutnie się pomylił, udowodniła druga runda. Choć widać było, że przewaga siły i tężyzny fizycznej jest po stronie Bartosińskiego, to przekonał się, dlaczego Mamed jest tak hołubionym sportowcem na polskiej scenie MMA. W pewnej chwili wciąż niesamowicie ekwilibrystyczny wojownik z Czeczeni z polskim obywatelstwem tak się przesmyknął w parterze, że złapał przeciwnika w całkowitą pułapkę.
A przechwytując jego rękę, zaczął się naciągać jak struna i w ten sposób założona balacha okazała się być bezwzględna dla mistrza KSW. Po kilku sekundach czempion federacji w kategorii półśredniej musiał się poddać, a grymas bólu na jego twarzy świadczył o tym, że bardzo mocno odczuł dźwignię na staw łokciowy.
W hali nastąpił wybuch radości, a reprezentant Arrachionu Olsztyn sam do końca jakby nie wierzył, że to zrobił. Choć przecież jest to jedna z jego firmowych technik. Z wiekiem jest także coraz bardziej emocjonalny, więc w naturalny sposób okazał też spore wzruszenie. Bardzo szybko pierwsze skrzypce zaczął odgrywać... Artur Szpilka, który wspólnie z Janem Błachowiczem podszedł pod samą klatkę. Wtedy Chalidow przeskoczył na ich stronę i kolejno wpadali sobie w ramiona. Pojawił się także Łukasz "Juras" Jurkowski. W pewnej chwili wypruty z sił i przeszczęśliwy Mamed nawet położył się, ale wówczas Błachowicz zareagował szybkim: "wstawaj, nie rycz" i wyciągając rękę, pomógł wstać zwycięzcy. A następnie obie ręce Mameda, chwycone przez jego kompanów, powędrowały wysoko w górę.
Po wszystkim "Szpila" zamieścił zdjęcie ze zwycięskim Chalidowem. I dodał tylko jedno słowo, ale jakże wymowne. "Legenda".