Artur Gac, Interia: Po co sportowcowi z wielką przeszłością w boksie, jak Tomasz Adamek, walka z freak-fighterem Patrykiem "Bandurą" Bandurskim? Tomasz Adamek: - Już ci odpowiadam. Jeśli mówimy o poważnym sporcie, to ja swoje już zrobiłem i zdobyłem więcej niż myślałem. Gdy zaczynałem karierę zawodowca, moim marzeniem było zostać mistrzem świata i po sześciu latach zdobyłem pierwszy pas. Modliłem się cały czas i prosiłem Boga, żebym mógł pokazać światu, że Polak potrafi w wielkiej Ameryce osiągnąć sukces. I to się, dziękować Bogu, udało. Następnie poszliśmy kategorię wyżej, bo miałem problemy z wagą. Gdy przegrywałem pierwszą walkę, zbijałem po 10 kilogramów, przez co brakowało mi siły. Poszedłem i wywalczyłem drugi pas, zostałem najlepszy w wadze cruiser i otrzymałem pas "The Ring". Pewnie to wszystko dobrze pamiętasz. Oczywiście, że pamiętam. - Brakowało jednak przeciwników, nikt nie miał ochoty ze mną walczyć, więc poszliśmy do wagi ciężkiej. Wygrałem kilka walk, ale przegrałem z Kliczką. Mogłem zakończyć, ale człowiek młody, chce trenować, a przede wszystkim byłem zdrowy. Głowa w porządku, pamięć także, a to jest najważniejsze. Dlatego wróciłem i sobie trenuję. Gdy przegrałem walkę (z Erikiem Moliną w 2016 roku - przyp. AG), a w przypadku wygranej pewnie walczyłbym z Anthonym Joshuą, powiedziałem sobie, że skończyły się marzenia. Po co się dobijać i znów stoczyć ileś walk, żeby ponownie gdzieś dojść? Uznałem, że to już nie jest dla mnie, że nie dane mi będzie stoczyć drugiej walki o tytuł mistrza świata w wadze ciężkiej. I siedziałem sobie w domu, ale zadzwonił Mateusz Borek i powiedział: "ty, siedzisz w domu i nic nie robisz, więc chodź i zrobimy jakieś gale". No więc zrobiliśmy kilka walk, po których powiedziałem, że mogę w każdej chwili iść na emeryturę. Nie żyje sława boksu. Taką wiadomość zostawił na temat Andrzeja Gołoty i Tomasza Adamka I co stało się dalej? - Sam Mati zadzwonił po jakimś czasie i mówi: "chodź, bo mój kumpel Rafał, a znamy się bardzo dobrze... (Rafał Pasternak, jeden z szefów Fame MMA - przyp. AG). Zawalczymy na freakach, tam są trzy rundy". No i podpisaliśmy kontrakt na dwie walki. A że Martin Lewandowski z KSW dowiedział się, że szykujemy się na taką walkę, to nagle "wyskoczył", żeby walczyć z Mamedem. Dzięki relacjom z Rafałem okazało się, że Fame MMA poczeka, a tu zaczęły się negocjacje i zrobiliśmy walkę na KSW. Oczywiście Polacy mówili: "ale po co? Na co? Pieniądze stracił?". Możesz napisać wprost: niech się kibice nie martwią, ja do końca życia nie muszę iść do pracy. Już wiele razy mówiłeś, że życiowo jesteś ustawiony, a jeśli będziesz mądrze zarządzał zebranym majątkiem, to pieniędzy nigdy ci nie braknie. Więc ten wątek zostawmy. To bardziej chodzi o inną kwestię, tą wypowiedzianą m.in. przez trenera Zbigniewa Raubo. Zdaniem szkoleniowca komuś takiemu jak ty, pięściarzowi z takimi dokonaniami, nie przystoi bić się ze sportowymi amatorami. - Gdyby dzisiaj boks w Polsce był na takim poziomie, że znów są kibice... Ale dzisiaj u nas w kraju nie ma światowego nazwiska, takiego jak moje, gdy wypełniałem stadion we Wrocławiu. Drugiego takiego pięściarza nie ma. Polski boks od tego momentu zaczął iść coraz bardziej w dół i widzimy, że na gale, które ktoś gdzieś robi, przychodzi po parę tysięcy ludzi i to wszystko. A że dostałem ofertę kontraktową na dwie walki z Fame... Oferta, słuchaj, bardzo, bardzo, baaaardzo dobra. No to mówię: "głupi by tego nie wziął". Tym bardziej, powtarzam, że jestem zdrowy, głowa zdrowa, pamięć, wszystko. Trenuję, dobrze się odżywiam, wstaję rano i idę na trening, później drzemka. Teraz jestem po śniadaniu i zaraz idę na trening, Gus (Curren, trener - przyp. AG) już na mnie czeka. Popołudniu idę sobie pobiegać, do tego siłownia. Za chwilę zaczniemy jakieś sparingi. Czuję się, jakbym miał 20 lat mniej albo nawet lepiej, bo teraz nie zbijam kilogramów, naturalnie ważę w granicach 100 kg. Mówię: "Boga chwalić każdego dnia". Powiedziałeś, że dziś nie ma takiego pięściarza, który by przejął po tobie pałeczkę i tak jak ty, w swoich najlepszych latach, ogniskował uwagę. Więc może to jest czas, tym bardziej że jesteś - co podkreślasz - niezależny finansowo, aby wziąć się za wychowanie swojego następcy. Oczywiście ryzyko jest ogromne, a gwarancja powodzenia żadna, ale tak jak kiedyś ktoś ciebie odkrył i poprowadził, tak może teraz ty oddałbyś się takiej aktywności? - W sporcie to nie jest tak, że jeśli masz talent, to razem z nim idzie gwarancja, że za - dajmy na to - pięć lat będziesz mistrzem świata. Słuchaj, to jest loteria. Wszystko się zgadza. - Wychodzisz, niby jesteś przygotowany, ale jeśli nie masz swojego dnia, to przegrywasz. Z pięściarzami to jest ciężka i żmudna praca. Co z tego, że dziś masz "papiery" na mistrza świata, jak za chwile się okaże, że nie masz "brody". Ktoś cię trafia i przegrywasz. To nie jest tak wyszkolić dziś pięściarza. Jeśli bierzesz dziesięciu, to niech choć jeden dojdzie do dziesiątki najlepszych. I to już będzie sukces. Porównałbym to do loterii. Ilu mamy polskich mistrzów? Darek Michalczewski walczył w Europie, Krzysiek Włodarczyk i "Główka", ale w Stanach? Pierwszy był Andrzej Gołota, któremu nie udało się wygrać żadnego pasa. Tomasz, ale w ogóle nie robią na tobie wrażenia słowa takich osób, jak już wspomniany przez ciebie Dariusz Michalczewski? "Tygrys" po walce z Mamedem Chalidowem, gdy wszystko wskazywało na to, że zmierzysz się z freakfighterem, powiedział w rozmowie ze mną tak: "To już będzie kabaret do potęgi entej. Jeśli on rzeczywiście miałby teraz zmierzyć się z jakimś freakfighterem, to już naprawdę całkowicie rozmieniłby się na drobne". - Ja dzisiaj sportem się bawię i nie mówię tutaj o walce z Chalidowem, zawodnikiem z MMA, o którym wiedziałem, że będzie niewygodny. Myślałem też, że stanie do walki, że będzie chciał powalczyć, no ale wszyscy widzieli, że uciekał i nie chciał stanąć do wymiany. Przecież zrobił najmądrzejszą rzecz, on bokser-debiutant. Ty, gdy wychodziłeś do "koni" w wadze ciężkiej, to też nie okładałeś się z nimi na środku ringu, tylko bazowałeś na szybkości i sprycie. - Tak, ale ja zadawałem ciosy. A Mamed nigdy wcześniej nie był pięściarzem, zaś ma już 43 lata, więc nie mógł podjąć z tobą otwartej walki. Musiał szukać sprytu. - No tak, ale on do mnie napisał wiadomość, gdy już byłem w Stanach, mniej więcej o takiej treści: "Tomku, powtórzmy to". No więc ja, jako że nie lubię pisać, zadzwoniłem do niego i mówię: "Tak Mamed, tylko słuchaj, jesteś teraz w kolejce". Po tym środowisko MMA się oburzyło, a ja powiedziałem prawdę. Mam kontrakt z Fame na dwie walki, dlatego dopiero po tym, a będę jeszcze zdrowy i będzie mi się chciało walczyć, dostanie rewanż. To jak to w końcu było? Mamed dzwonił do ciebie czy napisał wiadomość? - Pisał do mnie w mediach społecznościowych, już nie pamiętam dokładnie, w którym miejscu to było. Odczytałem, a że nie lubię pisać, bo ja nie "pisarz", więc zadzwoniłem do niego. Czyli on do mnie napisał, a ja oddzwoniłem. Środowisko MMA oburzyło się, że ja każę na siebie czekać. No niestety, dzisiaj mam kontrakt, z którego muszę się wywiązać. Moim zdaniem Mamed poczuł się dotknięty tym, że zawodnikowi z taką pozycją w sporcie każesz stanąć w kolejce za freakfighterem. Sądzę, że odebrał to jako policzek. - No nie, nie opowiadajmy takich rzeczy. Kontrakt jest kontraktem, patrzmy na fakty. Jeśli podpisujesz umowę z kimś, kto proponuje ci duże pieniądze, a to są bardzo duże pieniądze, to musisz respektować ustalenia. Gdybym nie wziął takich pieniędzy, byłbym niepoważny. Dlatego powiedziałem: "Rafał, Mati, robimy to". To jest walka trzyrundowa, więc tego typu pojedynki dla zabawy - śmieję się - mogę sobie toczyć do 50-tki. Wspomniany Zbigniew Raubo mówi pod twoim adresem, że z jednej strony "to jest poniżej pasa bić się z Youtuberem, księgowym, finansistą, czy innym kucharzem lub pomocnikiem kucharza", a jednocześnie zaznacza: "jak Adamkowi dają te miliony, to co? Ma ich nie wziąć i odpowiedzieć ‘gońcie się’?". - Oczywiście. Tylko głupi by tego nie wziął. A druga sprawa, pewnie śledzisz temat, widzimy teraz, że wkrótce Mike Tyson ma walczyć z Youtuberem. I co powiedziałby ci na to Zbyszek Raubo? Tyson pewnie czuje się fajnie, a uważam, że zapewne także zaproponowali mu bardzo duże pieniądze. Pewnie miliony dolarów. Więc Mike Tyson pomyślał sobie, że skoro dobrze się czuje, to dorobi trochę pieniędzy, bo jak to się mówi - od przybytku głowa nie boli. Czytałem, że w grę wchodzą "grube" miliony dolarów. - No to słuchaj, za taką kasę? Dlatego ja się śmieję, że takie trzyrundówki, jak ta najbliższa, to mogę robić jeszcze kilka lat. Tyle tylko, że ten Youtuber, Jake Paul, wszedł już na pewien poziom bokserski, a nie jest - tu wracamy do fragmentu z Darka Michalczewskiego - "freakfighterem, który rękawice może nosił kiedyś, gdy był małym chłopcem". - Ale Artur, nie możemy porównywać poziomu amerykańskiego do polskiego. Jakby nie było, dzisiaj mamy u siebie słaby poziom w boksie. Na taką galę, jak ta Fame’u, hala jest wyprzedana, sprzedają po pół miliona pay-per-view, a później niektórzy się dziwią - jak to jest, że chłopcy, którzy nie mają pojęcia o sportach walki, zarabiają tutaj tak wielkie pieniądze, a prawdziwi pięściarze dostają dużo mniej? Dzisiaj jest taka tendencja, że młodzież przychodzi na te walki freakowe, wypełniając areny do ostatniego miejsca. A na boksie tego nie ma. Mówiłem wielokrotnie, że jeśli w Polsce nie będzie szkolenia trenerów, to nawet chłopcy z talentem nie będą się rozwijać, tylko go zmarnują. No dobrze, kondycję boksu zdiagnozowałeś. Ale nie patrzysz na to w ten sposób, że swoimi najbliższymi występami na galach freakfightowych jeszcze dodatkowo umocnisz to show i podbudujesz prestiż, a jednocześnie osłabisz boks, swoją ukochaną dyscyplinę? - Dzisiaj nie mamy propozycji zrobienia walki bokserskiej. Bo gdyby Mati do mnie zadzwonił i powiedział: "ty, zróbmy walkę w boksie, bo są dobre pieniądze". Ale takiej oferty nie ma, a że dostałem propozycję z freakowej federacji, z - konkretnie nie chcę mówić o kwotach - ale z bardzo dużym kontraktem... Tomku, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. W boksie ty już superpropozycji nie dostaniesz, jak to mówią Czesi, "to se ne vrati". - W boksie musiałbym stoczyć z dwie-trzy walki z kimś z 10-15 rankingu i dopiero wtedy mógłbym dostać jakiś pojedynek o stawkę. Tylko, że ten scenariusz jest już niemożliwy. - Mam już 47 lat, więc wiadome, że na starość nie chcę się skaleczyć. A że walki freakowe są trzyrundowe, to przyjechałem sobie do hotelu "Elements" i trenuję tutaj, jak do normalnej walki. Wchodzę, wygrywam i jadę do domu. A pewnie, po lecie, zrobimy drugą walkę. A potem? Zobaczymy, być może tak. Jak będę zdrowy, jest jedno nazwisko. I później możemy dać rematch Mamedowi. Ja mu tylko powiedziałem, że musi walczyć dla kibiców, bo fani po to przychodzą na gale, kupują bilety i płacą za PPV, żeby było widowisko. Więc trzeba się trochę pobić, a nie uciekać i uciekać. Wtedy nie ma widowiska. Teraz połóż rękę na sercu i odpowiedz mi, jak na mocno zdeklarowanego katolika przystało. Miałeś jakiekolwiek rozterki podpisując ten kontrakt, bo wchodzisz w środowisko, gdzie nie brakuje knajackiego języka i gorszących zachowań? - W boksie też się wyzywali. Widziałem w Stanach, jak się popychali i robili różne rzeczy. Wiesz, że ja nigdy tego nie robiłem. I także teraz, będąc w tym miejscu, nie będę się tak zachowywał. Jestem normalnym facetem, a poza tym zawsze podkreślałem, by zamiast przed walką dużo krzyczeć, pokazać w jej trakcie wielkie serce. Mnie samego nieraz prowokowali, wciągali w różne pyskówki, ale ja tylko się na to uśmiechałem. I teraz zamierzam reagować niezmiennie, choć jeszcze nie wiem, jak ten "Bandura" będzie się zachowywał. Natomiast ja trenuję jak do poważnej walki, dlatego serdecznie zapraszam kibiców do hali lub przed telewizory. I nie będzie cię uwierało, gdybyś spostrzegł, że w ogóle nie pasujesz do tego środowiska? - Mnie cyrki nie interesują, ja koncentruję się na widowisku w walce, tutaj chcę pokazać wszystko, co mam najlepsze. Dlatego przyleciałem do Polski tak wcześnie, a nie w ostatnim momencie. Mam zamiar pokazać klasykę boksu i wymianę ciosów, a to wszystko poprzeć optymalnym przygotowaniem, dzięki czemu jako 47-latek będę w stanie pięknie się zaprezentować i wygrać. Teraz tylko zobaczymy, jak zaprezentuje się przeciwnik. Nie mam pojęcia, czy będzie chciał walczyć, czy stanie do wymiany, a może skupi się tylko na tym, by "przetańczyć" trzy rundy. Jak sądzisz, moda na tę rozrywkę przetrwa długo, czy szybko się skończy? - To się skończy. Tak samo było z boksem, cofnij się do początków, czy nawet jeszcze kilkanaście lat temu, gdy nagminnie ściągane były do Polski "ogórki" na przykład z Węgier. Ludzi przychodzili i się cieszyli, że wygrywają nasi zawodnicy. Ale po latach ludzie stali się już bardziej świadomi, nastał powszechny dostęp do internetu, więc sprawdzali sobie bilans walk tych zawodników i jakość toczonych pojedynków. To powodowało, że z każdą galą ubywało kibiców, bo odkryli, że rywale to "leszcze" z nabitymi rekordami. Czyli poziom sportowy, prędzej czy później, musi się zgadzać. Dlatego dzisiaj jest "boom" na freaki, bo to jest nowe, ale uważam, że to potrwa chwilę i dobiegnie końca. A boks na wysokim poziomie był, jest i będzie. Rozmawiał: Artur Gac