Partner merytoryczny: Eleven Sports

Historyczny finał polskiego bohatera z Paryża. Pękła rankingowa bariera

Finał juniorskiego French Open - to był z całą pewnością najważniejszy mecz w tym roku dla Tomasza Berkiety. Podkreślający jego klasę na tle rówieśników, choć akurat wtedy, w Paryżu, przegrany. Cały turniej natolatek z Warszawy miał jednak bardzo udany, ale o rywalizacji młodzieżowej powoli już może zapomnieć. Teraz liczy się to, jak szybko będzie pokonywał kolejne szczeble w zmaganiach profesjonalnych. A właśnie zaliczył historyczny moment - w Szarm el-Szejk pierwszy raz awansował do finału, co też oznacza miejsce w TOP 1000 rankingu ATP.

Tomasz Berkieta
Tomasz Berkieta/Aurelien Morissard/Associated Press/East News/East News

Postawie Tomasza Berkiety będziemy się pewnie przyglądać ze szczególną uwagą, bo 18-letni zawodnik Legii Tenis Warszawa ma sporo atutów, by zaistnieć w dorosłym tenisie. Pracuje z Piotrem Sierzputowskim, który w profesjonalną karierę wprowadzał Igę Świątek, wspomaga go zresztą Maciej Ryszczuk, członek sztabu najlepszej zawodniczki świata. Młody tenisista ma świetny serwis, jeden z najmocniejszych na świecie, pokazywał to zresztą w zmaganiach juniorskich. Nawet jeśli nie posyła asa, to rywale mają problemy z udanym returnem.

No i finał juniorskiego Roland Garros mówi sam za siebie, awansować do meczu o tytuł w najważniejszych zawodach świata na mączce nie jest rzeczą prostą.

Pierwszy finał 18-latka z Warszawy. Polsko-rosyjska droga do gry o tytuł. A tam - znów Rosjanin

Od połowy lipca Tomasz Berkieta coraz mocniej akcentuje już jednak starty w zmaganiach seniorskich, zrezygnował nawet z występu w juniorskim US Open. Kolejne turnieje szły dość przeciętnie, a przecież Berkieta ma już za sobą grę w końcowych etapach zawodów ITF M15. W poprzednim roku w Monastyrze pierwszy raz wystąpił w ćwierćfinale, siedem miesięcy temu w Szarm el-Szejk pierwszy raz z kolei zameldował się w półfinale.

I ten egipski kurort na Półwyspie Synaj znów zapisał się w historii kariery 18-latka: w sobotę pierwszy raz wywalczył bowiem awans do finału.

Tomasz Berkieta/Artur Gac/INTERIA.PL

Aby zagrać dziś o finał, Berkieta wcześniej wyeliminował jednego zawodnika z Rosji (Daniiła Gołubiewa) i dwóch Polaków (Filipa Pieczonkę i Marcela Kamrowskiego). W półfinale też wpadł na zawodnika urodzonego w Rosji, ale reprezentującego już Włochy - Aleksandra Bindę. Nie było tak łatwo, jak w meczu z Kamrowskim, ale efekt wypadł podobnie. Mimo, że rodak ugrał w piątek tylko trzy gemy, a Bida teraz osiem.

Świetny pierwszy serwis Tomasza Berkiety. Historyczny awans w rankingu ATP stał się faktem

Kluczowe było to, że Włoch ani razu nie przełamał polskiego nastolatka, podobnie jak Kamrowski miał na to tylko jedną szansę. Berkieta świetnie wykorzystywał swój największy atut, czyli serwis.

Nie chodzi tu nawet o liczbę asów, bo siedem - przy sześciu podwójnych błędach - to nie jest wartość oszałamiająca. Polak miał jednak aż 87 proc. wygranych piłek po pierwszym podaniu - 27 z 31. W pierwszym secie Polak dość szybko zyskał przełamanie i w miarę spokojnie doprowadził partię do szczęśliwego dla siebie końca. W drugi secie szli zaś obaj łeb w łeb, aż do stanu 4:4. I wtedy gracz Legii znów przełamał rosyjskiego Włocha, za chwilę serwował po remis. Binda jeden jedyny raz w meczu uzyskał break pointa, po podwójnym błędzie 18-latka. Z chwilowych Polak opesji wyszedł obronną ręką, za moment zakończył mecz.

Dzięki awansowi do finału Berkieta zapewnił sobie osiem punktów do rankingu ATP, co z kolei oznacza, że zadebiutuje w TOP 1000 rankingu - w poniedziałek 30 września. A jak wielki zaliczy skok w rankingu, okaże się w niedzielę po finale. O tytuł będzie bowiem rywalizować z najwyżej rozstawionym w tym turnieju Rosjaninem Jewgienijem Tiurniewem.

Turniej ITF M15 w Szarm el-Szejk (korty twarde). Półfinał

Tomasz Berkieta (Polska) - Aleksandr Binda (Włochy) 6:4, 6:4.

Tomasz Berkieta: Rywal zagrał najlepszy tenis, jaki w życiu widziałem/Polsat Sport/Polsat Sport
Tomasz Berkieta/Polsat Sport (screen)/Polsat Sport
Tomasz Berkieta podczas Roland Garros 2024/Foto Olimpik / NurPhoto / NurPhoto via AFP/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem