Trzy miesiące temu nazwisko Tomasza Berkiety poznał już chyba każdy kibic choć trochę interesujący się tenisem. Niespełna 18-letni wówczas zawodnik warszawskiej Legii, podobnie jak Iga Świątek w rywalizacji pań, dotarł do finału drugiego tegorocznego Wielkiego Szlema. Wśród juniorów na obiektach kompleksu im. Rolanda Garrosa spisywał się znakomicie. Przegrał dopiero mecz o tytuł - z Amerykaninem Kaylanem Bigunem. Później w rywalizacji juniorów wystąpił jeszcze w Wimbledonie (odpadł w trzeciej rundzie z Hiszpanem Rafaelem Jodarem), z US Open już zrezygnował. Zaczął grać w "dorosłych" zawodach, bo jeśli w profesjonalnym tenisie chce coś osiągnąć, musi piąć się szczebel po szczeblu. Jak kiedyś Hubert Hurkacz, jak jeszcze niedawno Maks Kaśnikowski. Dwa "polskie" pojedynki Tomasza Berkiety w Egipcie. 18-latek z Warszawy awansował do półfinału Berkieta w turniejach ITF startuje już od zeszłego roku, ale te występy nasiliły się w połowie czerwca. Nie było jednak jakiegoś przełomu, a próbował sił w Monastyrze, Porto i trzech polskich miastach. Dostał też dziką kartę do największego krajowego turnieju męskiego - challengera ATP 125 w Szczecinie, ale tu uległ w pierwszej rundzie notowanemu w trzeciej setce Austriakowi Dennisowi Novakowi 3:6, 3:6. Teraz zaś ruszył do Egiptu i znów kurort Szarm el-Szejk może się okazać dla niego szczęśliwy. Jak pod koniec lutego, gdy awansował pierwszy raz w karierze do półfinału, ale tam drogę zablokował mu Philip Henning z RPA. Berkieta już teraz powtórzył tamto osiągnięcie i można śmiało powiedzieć, że zrobił to w dużej mierze kosztem rodaków. W pierwszej rundzie pokonał co prawda Rosjanina Daniiła Gołubiewa 6:2 i 6:1, ale już kolejnym jego rywalem był Filip Pieczonka. O dwa lata starszy zawodnik AZS Poznań, od niedawna student Uniwersytetu Tennessee, wygrał pierwszą partię 7:6 po tie-breaku (7-4), w drugiej prowadził 3:1, ale później lepszy był Berkieta (6:3). W trzecim gemie decydującego rozdania Pieczonka poddał ostatecznie to spotkanie. W piątek rano Berkieta przystąpił więc do walki o półfinał - znów po drugiej korcie stanął rodak. Tym razem Marcel Kamrowski, który w Szarm el-Szejk rywalizował z dziką kartą. Nie był to jednak mecz wyrównany, jak choćby rok temu, gdy mierzyli się w finale młodzieżowych mistrzostw Polski. Berkieta wygrał dość łatwo, 6:1, 6:2, posłał aż 14 asów. Miał wysoką skutczność serwisu, a jego rywal wywalczył zledwie jednego break-pointa. I tak go nie wykorzystał. W walce o finał nastolatek z Warszawy zmierzy się z Rosjaninem reprezentującym już Włochy - Aleksandrem Bindą.