No i jest 6:0, 6:0 w Australian Open. Sensacje w United Cup nie były tu przypadkiem
Wycofanie się Qinwen Zheng z United Cup musiało być ciosem dla chińskiej reprezentacji, stracili swoją największą gwiazdę. Do gry wkroczyła wtedy Qinyu Gao - zawodniczka z końca drugiej setki rankingu WTA. I to ona sprawiła największe niespodzianki w turnieju, pokonała najpierw Beatriz Haddad Maię, a później Laurę Siegemund. Z Perth ruszyła do Melbourne, tu kapitalnie zaczęła Australian Open. Jako pierwsza w turnieju uzyskała tzw. rower: 6:0, 6:0 pokonałą Holenderkę Anouk Koevermans.
Chiński zespół, mając w składzie Zizhen Zhanga i Qinwen Zheng mógłby być jednym z faworytów United Cup. Gdy jednak mistrzyni olimpijska poinformowała od koniec grudnia, że potrzebuje więcej czasu na odpoczynek, jej reprezentacja znalazła się w dużych kłopotach. Inne tenisistki z pierwszej setki rankingu WTA zgłosiły się do turniejów w Brisbane czy Auckland, do gry musiała wejść Xinyu Gao, tenisistka wówczas 175. w światowej hierarchii.
Do tego momentu Chinka zasłynęła jedynie tym, że w Pekinie rozegrała najdłuższe spotkanie w głównym cyklu WTA w całym sezonie - jej mecz ze słynną "przebijaczką" Sarą Sorribes Tormo trwał cztery godziny i kwadrans. W Perth też toczyła podobne spotkania - długie, wyczerpujące. Wręcz wyniszczające, bo w trzecim secie starcia z Beatriz Haddad Maią obie słaniały się po korcie, potrzebowały przerw. Chinka sensacyjnie pokonała jednak 17. zawodniczkę w rankingu WTA. A później przyczyniła się do sensacyjnego wyeliminowania obrońców tytułu z Niemiec, ogrywając Laurę Siegemund.
I aż szkoda, że te trzysetowe mecze aż tak ją zmęczyły, że to Shuai Zhang wyszła do potyczki z Coco Gauff w ćwierćfinale. Gao mogła się już szykowa do eliminacji Australian Open. No i cieszyć z solidnego awansu w rankingu WTA - aż o 29 pozycji, na 146. miejsce.
Australian Open. Chinka Xinyu Gao jako pierwsza wygrała mecz 6:0, 6:0. "Ofiarą" Anouk Koevermans
W Melbourne 27-letnia Chinka, mająca najlepszy okres w swojej karierze, potwierdziła świetną dyspozycję. Tym razem nie siliła się na trzygodzinne, czy nawet dłuższe potyczki. Sprawę załatwiła w zaledwie 65 minut, doprowadziła Holenderkę Anouk Koevermans do rozpaczy. W rankingu dzieli je niby niewiele, niedawno były wręcz w nim sąsiadkami, na korcie jednak to była przepaść. Przynamniej w wyniku, bo jednak kilka gemów rozstrzygało się tu na przewagi. Każdy kończył się jednak tak samo - sędzia wypowiadał nazwisko Azjatki.
Pierwszą partię Chinka wygrała w 28 minut, Koevermans wygrała w nim zaledwie 10 gemów. Tylko raz mogła uniknąć bajgla, niemal na samym początku.
A w drugim secie tych szans miała więcej, ale koniec był taki sam - przykre 0:6. Oznaczające wstydliwy w tenisie "rower", czyli porażkę bez choćby jednego gema. Z pocieszeniem w wysokości 35 tys. australijskich dolarów, bo taka jest nagroda za samą grę w kwalifikacjach.