18-latek najmłodszym mistrzem świata w historii. Majstersztyk Polaka. Odsłaniamy genialne posunięcia
- Grzegorz Gajewski zawsze był uznawany za eksperta w przygotowaniu analitycznym, czyli w rozpracowaniu rywala. Kluczowy był także dokonany przez niego dobór właściwych osób do zespołu z konkretnymi umiejętnościami - mówi w rozmowie z Interią sekretarz generalny Międzynarodowej Federacji Szachowej (FIDE) Łukasz Turlej, komentując wielki, polski udział w historycznym sukcesie arcymistrza Gukesha Dommaraju. 18-letni Hindus został najmłodszym mistrzem świata w szachach tradycyjnych. Wygrał trwający dwa i pół tygodnia 14-partiowy bój z obrońcą tytułu, arcymistrzem z Chin Dingiem Lirenem.
Artur Gac, Interia: Co na panu robi największe wrażenie, jeśli chodzi o całe tło genialnego sukcesu nastoletniego Gukesha Dommaraju z Indii?
Łukasz Turlej, sekretarz generalny FIDE: - Myślę, że połączenie młodego wieku z niesamowitym podejściem, z wielką uwagą, do wszystkich startów. A także ogromna praca, którą wykonał sam Gukesh, ale też szereg osób ze złotego, hinduskiego pokolenia, co daje taki efekt. Pozostawił po sobie niezwykłe wrażenie. Zwłaszcza, że w meczach o mistrzostwo świata wielu było takich zawodników, którzy umieli świetnie grać, a tutaj coś ich ograniczało. Niesamowite jest także to, że Gukesh zdobył mistrzostwo, pomimo że przegrał pierwszą partię, co zdarzyło się po raz pierwszy od 2006 roku. A on w takim położeniu na konferencji prasowej, z ogromnym spokojem i wielkim szacunkiem do przeciwnika, podszedł do sprawy na zasadzie, że przecież mecz jest długi, a on czuje się gotowy na długą batalię. Mental i głowę miał genialnie przygotowaną, co w przypadku tak młodego zawodnika robiło na mnie, a także myślę, że na szeregu innych osób, ogromne wrażenie.
Jak długo pełni pan funkcję sekretarza generalnego?
- Od 2018 do 2022 roku byłem wiceprezydentem Światowej Federacji Szachowej, a od 2022 roku sprawuję obecne stanowisko.
Zatem ma pan szerokie spojrzenie i sporą perspektywę, przypatrując się największym wydarzeniom z bliska. Czy dostrzega pan, że wokół tego sukcesu zrobiło się bardzo głośno? Również w polskich mediach sporo się dzieje, choć oczywiście tu znaczenie ma fakt, że wielką rolę w jego sukcesie odegrał sztab fachowców z Polski.
- Myślę, że zdecydowanie mamy duży skok zainteresowania. Raz, że w ogóle temat Gukesha jest tak bardzo elektryzujący dla mediów, bo również moim zdaniem jest on znacznie ciekawszą osobą od poprzedniego mistrza, którego zdetronizował. Ding Liren był mocno zamkniętym w sobie arcymistrzem. Przy okazji nie zapominajmy, że chwilę wcześniej nasz młody zawodnik Patryk Cieślak wywalczył tytuł mistrza świata do lat 14, a będący w zespole Gukesha Janek Klimkowski zdobył brąz. Generalnie niusy, że mamy złoty medal w rozgrywkach juniorskich, robiły po 30 tysięcy polubień na polskich mediach społecznościowych. Z kolei odtworzenie hymnu osiągnęło zainteresowanie na poziomie 350 tysięcy. A zatem pojawiły się takie liczby, które pokazują, że również osoby spoza środowiska szachowego zaczęły napawać się dumą tą dyscypliną sportową. A teraz znów wiele osób zaczyna odkrywać fakt, że nasi ludzie byli i są w sztabie szkoleniowym 18-letniego mistrza i przyczynili się do tego, że intelektualnie okazał się lepszy od innych gigantów tego sportu. Widzimy w tym niesamowity potencjał, zresztą szachy w ostatnich latach mocno rosną w odbiorze społecznym. Sami staramy się ten rozkwit wykorzystywać, bo choćby wspomniany już Janek Klimkowski wcześniej był w Singapurze na obozie treningowym międzynarodowej federacji, razem z Kubą Seemannem, ubiegłorocznym mistrzem świata do lat 13. I to był dokładnie taki sam obóz treningowy, na jakim Gukesh przebywał kilka lat temu. Oczywiście przy tym mamy świadomość wszystkich bolączek polskiego sportu, w którym na koniec dnia ważne są też kwestie finansowe. Polityka hinduska i kilku innych krajów, które bardzo mocno postawiły na swoją szachową młodzież, pokazuje, że to jest świetna droga, na końcu której mogą być największe laury.
Wywołał pan kwestie finansowe. Mistrzostwo świata to już wypłata, jakiej nie powstydziliby się sportowcy z wielu innych dyscyplin.
- Zdecydowanie. Gukesh za samo zwycięstwo otrzymał 1,3 miliona dolarów, a do tego dochodzą jeszcze jego prywatne kontrakty sponsorskie. Pula nagród na finał wyniosła 2,5 mln dolarów, a finanse były dzielone w zależności od liczby wygranych partii. Ponieważ jednak wynik był bardzo zbliżony, obaj zarobili podobnie, bo Chińczyk na pocieszenie zainkasował 1,2 mln dolarów. Oczywiście z tych pieniędzy Gukesh będzie musiał opłacić choćby polskich trenerów, ale na przykład był zwolniony z takich kosztów, jak przylot całego teamu i zakwaterowanie przez trzy tygodnie w Singapurze. To zabezpieczał organizator do spółki z federacją, a mówimy o kwocie pewnie w granicy 40-50 tysięcy dolarów.
Zasygnalizowaliśmy już polski wątek, któremu warto nadać dużą rangę. Otóż w ośmioosobowym zespole najmłodszego mistrza globu znalazło się aż czterech Polaków, a pierwsze skrzypce odgrywał nasz szachowy arcymistrz Grzegorz Gajewski.
- Tutaj nie ma żadnych wątpliwości, iż faktycznie takim team leaderem jest Grzegorz Gajewski, który pracuje z Hindusem od dłuższego czasu jako główny trener. Wiadomo, że przy takich zawodnikach, tego kalibru, w grę wchodzą także sparingpartnerzy oraz inne osoby współpracujące, ale to Grzegorz ma najważniejszą pozycję. Z jednej strony najwięcej z nim pracuje, a z drugiej fakt, że w zespole było tak wielu Polaków, wynikał z tego, jak wielkim zaufaniem został obdarzony Grzegorz. Nie tylko ze strony samego Gukesha, ale także jego ojca, który poniekąd jest menedżerem, a także Viswanathana Ananda (legendarny mistrz świata z Indii - przyp.), który też bardzo mocno wspiera i doradza w karierze nastolatka. Te wszystkie propozycje, zgłaszane przez Grzegorza, kogo byłoby warto włączyć do zespołu, trafiały na bardzo podatny grunt.
Być może dziś niektórzy zadają sobie następujące pytanie: jeśli główną postacią w teamie Hindusa jest Grzegorz Gajewski, mózg tak wielu decyzji, to dlaczego on sam, choć oczywiście jest arcymistrzem, nie doszedł do poziomu, aby być polskim Anatolijem Karpowem lub Garrim Kasparowem?
- To jest bardzo dobre pytanie. Myślę, że można znaleźć tutaj odniesienie do innych sportów, gdzie w wielu przypadkach najlepszymi trenerami nie są osoby, które same były numerem 1 czy 2 na świecie. Tu od razu przychodzi mi na myśl przykład z piłki i Jose Mourinho w kwiecie swojej szkoleniowej kariery. Grzegorz od samego początku, choć teraz nieco mniej, gra regularnie. Zawsze był uznawany za eksperta w przygotowaniu analitycznym, czyli w rozpracowaniu rywala. W momencie, gdy jest taki zawodnik, jak Gukesh, który ma ogromny talent, etykę ciężkiej pracy i rozwija się w różnych sferach partii szachowej, dostając takie wsparcie analityczne otrzymuje kompleksowe narzędzia. Przecież Grzegorz pracował też w zespole wspomnianego Ananda, co także wiele mu dało, bo mógł dodatkowo się przekonać, jak ważna jest spokojna głowa w tak ważnym meczu, rozgrywanym na czternaście partii. To jest absolutnie kluczowe, co widzę już na zawodach juniorów. Głowa w tym sporcie, ale nie tylko w nim, stanowi połowę sukcesu.
Zwrócił pan uwagę na analityczne myślenie. A drugi, największy wkład Gajewskiego?
- Myślę, że zbudowanie zespołu. To jest szalenie ważne, ogromną sprawą jest ta umiejętność. Sam Grzegorz w jednym bardzo ciekawym i długim wywiadzie, zwraca uwagę, jak ważne jest dobranie konkretnych osób z konkretnymi umiejętnościami. I akcentuje, że właśnie to było kluczowe w przygotowaniach. Będąc zawodnikiem w naszym kraju, w czasach gdy ta dyscyplina była dużo mniej rozwinięta, sam nie miał takich możliwości.
Czy da się tak wyposażyć głowę najbardziej kompletnego szachisty, by na każdy ruch miał przygotowaną nie tyle nawet doskonałą, co absolutnie optymalną odpowiedź, najlepszą z możliwych? Czy zdolność zakodowania w umyśle wszystkich wariantów na szachownicy jest możliwa do zrobienia?
- To kolejne, bardzo ciekawe pytanie. I jest na nie gotowa odpowiedź. Teoretycznie jest to policzalne, ale nawet najlepsze dzisiaj dostępne komputery nie są w stanie tego policzyć. Powiem tak: liczba możliwych partii szachowych jest większa niż liczba piasku na całej kuli ziemskiej. Czyli, jeszcze raz, teoretycznie da się to policzyć, ale w praktyce jest to nie do zrobienia. Jest też inne porównanie, którego nie są w stanie wyobrazić sobie dzieci. Mianowicie liczba możliwych partii szachowych jest większa niż liczba atomów obserwowanych we wszechświecie. A w związku z tym, że w praktyce nie da się tego policzyć, mówimy o pięknie tej gry, bo w każdej partii możliwe jest coś nowego. Dlatego non stop trzeba być kreatywnym i myśleć na najwyższym poziomie. A najlepiej, tak jak w innych sportach, przejść na pozycję, w której czujemy się najmocniejsi. Czyli jeśli najlepiej czujemy się w położeniu, gdy atakujemy, wówczas trzeba znaleźć ku temu optymalne ustawienie na szachownicy. A jeśli wolimy wielką taktykę, na przykład opartą na defensywie, wówczas trzeba w pewien sposób "oszukiwać" przeciwnika, by mimo wszystko grać jak na swoim terenie.
Co w głównej mierze wyróżnia 18-letniego Gukesha?
- Zanim odpowiem na to pytanie, to zwróćmy uwagę, co powiedział sam Hindus. Na konferencji prasowej podkreślił, iż zdaje sobie sprawę, że cały czas jest Magnus Carlsen, który rok temu zrezygnował z grania w meczach o mistrzostwo świata. Zatem czempionem globu jest Gukesh, ale każdy kolejny mecz będzie dla niego trudny. Historia szachów pokazywała, że było kilku mistrzów, takich jak Anand, Kasparow, czy w pierwszej połowie XX wieku Emanuel Lasker, którzy tytułu bronili kilka razy. Nastolatek będzie miał z pewnością bardzo trudne wyzwanie, by pójść tą drogą, zwłaszcza że chociażby jest cały szereg hinduskich zawodników, którzy siadając z nim do stołu będą mieli szanse bliskie połowy, by z takiej potyczki wyjść zwycięsko. Mnie frapuje ta cała jego droga, wręcz spektakularna.
I bardzo szybka.
- No właśnie. W zeszłym roku właściwie w ostatniej chwili dostał się do Turnieju Pretendentów, zostając jego zwycięzcą i tym samym zapewniając sobie mecz o mistrzostwo świata. Jest taki film z Alem Pacino "Any Given Sunday", w którym jest tłumaczone, że nie tylko każdy centymetr, ale wręcz milimetr liczy się w sporcie. I Gukesh właśnie realizuje tę dewizę, a będąc faworytem meczu stoczył bardzo zaciekłą batalię, pokazując, że był lepiej przygotowany mentalnie. Potwierdził fakt, że w ostatnim roku był lepszym zawodnikiem. A przecież dopiero na jednym z turniejów wygrał nagrodę dodatkową, która nazywała się "Nadzieja 2024 Roku". To nie zdarzyło się chyba nigdy w historii, by nagroda, która w założeniu jest dla bardzo młodego i zdolnego zawodnika, na finiszu roku była przy nowo kreowanym mistrzu świata. Tak spektakularny sukces osiągnął zawodnik, co do którego w ogóle nie było pewności, czy zagra w Turnieju Kandydatów.
Sięgnięcie po "koronę królów", pod nieobecność Carlsena, odziera z poczucia pełnego panowania?
- Myślę, że po prostu trochę zmienia się świat. W momencie, gdy Kasparow dominował przez lata i był niezachwianym numerem jeden list światowych, liczyły się tylko szachy klasyczne. Szachy błyskawiczne były traktowane trochę jak gra dla rozrywki. Nie było też oczywiście tego wielkiego świata, który urósł w ostatnich latach, czyli grania przez internet. Naturalnie wszyscy wiedzą, że gdyby Magnus zagrał mecz z Gukeshem, to na pewno byłby faworytem, natomiast to już drugi taki mecz bez obecności Norwega, a zainteresowanie kibiców i docenienie zwycięzcy jest na tym samym, a może nawet na wyższym poziomie. Z uwagi na rosnące zaangażowanie kibiców w śledzenie tych rozgrywek. Jeszcze nie mamy z tego roku ostatecznych statystyk, ale myślę, że więcej osób śledziło i gratulowało w tym roku Hindusowi, niż jak Carlsen wygrywał swój pierwszy tytuł w 2013 roku. Odpowiadając precyzyjnie na pana pytanie, pewnie Gukesh nie ma pełnego poczucia panowania, co wybrzmiało z jego wypowiedzi. Odniósł się z ogromnym szacunkiem do finałowego rywala oraz dodał, że Magnus ciągle jest i z nim za każdym razem trzeba będzie walczyć na najwyższym poziomie.
Czy wiadomo, jaki jest iloraz inteligencji Gukesha?
- Tego akurat nie wyłapałem. Nie wiem,czy dysponujemy taką informacją, ale wątpię, bo pewnie odbiłaby się szerszym echem. To, co trzeba podkreślić, to Gukesh jest ucieleśnieniem pracy, pracy i jeszcze raz pracy. W jego rodzinie wszystko zostało ustawione pod jego karierę, a on to wykorzystał. Trochę tak, jak na przykład w przypadku wielu tenisistów, o czym nieraz słyszymy. U niego wdrożono dokładnie ten sam model w okresie, gdy był jeszcze dzieckiem. Wszystko zostało podporządkowane temu, by pomóc mu stać się szachistą wielkiego formatu. Ojciec zrezygnował z pracy zawodowej, a także ileś prywatnych rzeczy sprzedali, aby były pieniądze na pierwsze, poważniejsze wyjazdy. Czyli historia pełnej inwestycji w dziecko, w tym przypadku zakończona pełnym sukcesem.