Kuriozalna sytuacja w Lillehammer. Przed skokiem musieli wskakiwać w tory
Skocznia olimpijska Lysgaardsbakken w Lillehammer, gdzie tym razem wyznaczona została inauguracja Pucharu Świata w skokach narciarskich, to bardzo trudny obiekt. Dodatkowym problemem jest wysoka belka, która sprawia skoczkom niemałe problemy. Zawodniczki i zawodnicy po prostu spadają z niej na rozbieg, a przez to mają problemy z pozycją najazdową.
Organizatorzy Pucharu Świata w skokach narciarskich w Lillehammer przygotowali obiekt na tyle wcześnie, że zaproponowali ekipom wcześniejsze treningi. Skorzystały z tego m.in. nasze zawodniczki.
Thomas Thurnbichler, trener kadry polskich skoczków, nie zdecydował się na zajęcia na Lysgaardsbakken.
Nasi zawodnicy mieli zatem pierwszy kontakt ze śniegiem w pierwszych oficjalnych treningach w piątek. O ile zeskok nie stanowił dla nich problemu, o tyle ten stanowiła... belka.
Przyznam szczerze, że w pierwszym skoku zaskoczyła mnie nieco belka. Ona jest okrutnie wysoka w Lillehammer i przez to odczucie przy ruszaniu jest nieco inne i trzeba się do tego przyzwyczaić. Mnie się to częściowo udało, bo ze skoku na skok było lepiej. Teraz, jeśli tylko przeanalizuję, jak ruszyć z tej belki, to w kolejnych dniach może to wyglądać o wiele lepiej. Teraz za wysoko ruszałem z góry i przed progiem pojawiało się przysiadnięcie i przez ten skok nie jest popchany od nogi i wtedy brakuje rotacji
~ opowiadał Dawid Kubacki.
Nietypowy problem w Lillehammer. Skoczkowie poczuli dreszczyk emocji
Szybko do wysokiej belki przyzwyczaił się Paweł Wąsek, który prezentował się w piątek zdecydowanie najlepiej z Polaków. To w końcu triumfator ostatniego Letniego Grand Prix.
- Belka jest tutaj rzeczywiście bardzo wysoko i nie mieliśmy możliwości skakania w ostatnim czasie z takiej. Pamiętałem, jaka jest tu belka i wiedziałem, że od pierwszego skoku muszę być skupiony na tym, by znaleźć sobie dobrą drogę do tego, żeby się z niej puścić - mówił Wąsek.
Zapytany o to, jaki ma sposób na tę belkę, odparł: - Staram się wskakiwać z niej w tory. Nie trafiam do torów i dopiero potem się puszczam, tylko nakierowuję się na tory i do nich wskakuję. Na razie się udawało, bo cztery razy trafiłem. To trochę dodatkowy dreszczyk emocji.
Problemy z belką miała także Anna Twardosz.
- Przez tę wysoką belkę mam problem z pozycją najazdową. Od razu narty wyjeżdżają mi do przodu, a ja sam zostaję w tyle. I przez to cały skok idzie od klatki. Nie potrafię wskakiwać do torów, jak niektóre dziewczyny - opowiadała Polka.
Aleksander Zniszczoł przyznał, że na belkę w Lillehammer trzeba mieć specjalny patent.
- Każdy mój skok był zbyt wczesny, ale to wynikało właśnie z tego, jak startowałem z belki - mówił.
- Startowanie z takiej belki nie jest proste. Gdy ma się nogami daleko do podłoża, to one wyjeżdżają spod ciała w przód. I środek ciężkości zostaje, a to nie jest właściwa sylwetka do najazdu. To zaburza trochę pamięć mięśniową. Jadąc z tyłu tuż przed progiem, łatwo pomylić się w odbiciu. To są detale, ale można je wypracować w trakcie skoków treningowych. W sobotę powinno to wyglądać nieco inaczej - tłumaczył Thomas Thurnbichler, trener naszej kadry.
Z Lillehammer - Tomasz Kalemba, Interia Sport