2002 rok - to data, która na dobre wbiła się do głów niemieckich fanów skoków narciarskich. Wtedy bowiem nasi zachodni sąsiedzi mieli okazję świętować ostatni jak dotąd triumf swojego reprezentanta w Turnieju Czterech Skoczni. Był nim rzecz jasna legendarny Sven Hannawald, który nie tylko sięgnął po Złotego Orła, ale przy tym wygrał każdy z czterech konkursów. Nadzieję Niemców na ponowne chwile chwały rozpaliły na początku tego sezonu Pius Paschke, imponując swoją niebywałą formą. 34-latek wygrał aż pięć z premierowych dziesięciu konkursów indywidualnych - triumfował w Lillehammer, Ruce, Wiśle oraz dwukrotnie w Titisee-Neustadt. W Engelbergu jednak jego forma się załamała i w pierwszych dwóch konkursach Turnieju Czterech Skoczni niemiecki skoczek już tak nie zachwycał genialnymi występami. Do Innsbrucku przyjechał jako szósty zawodnik klasyfikacji generalnej całego cyklu, tracąc do lidera - Daniela Tschofeniga 25,3 punktu. A swoimi piątkowymi skokami nie wysłał sygnału, jakoby miał szybko zniwelować te straty. W kwalifikacjach - które wygrał Jan Hoerl - skoczył 124,5 m, co dało mu ósme miejsce. Był więc blisko czołówki, lecz żeby gonić najgroźniejszych rywali, potrzebuje znacznie lepszych wyników. Skoki narciarskie. Trafił na Piotra Żyłę. To co powiedział, kompletnie zaskoczyło. Brutalna prawda Turniej Czterech Skoczni. Stefan Horngacher zabrał głos. Wprost o postawie Niemców Sam Pius Paschke nie był jednak rozczarowany tym, co zaprezentował na skoczni Bergisel. Co więcej - zaznaczył, że jego skok z kwalifikacji to fundament, na którym może budować swoją pewność siebie przed sobotnim konkursem i który może stanowić punkt odniesienia dla kolejnych prób. Zaznaczył przy tym, że tym razem czuje się w Innsbrucku znacznie lepiej niż w poprzednich latach, co może stanowić pewną przesłankę do optymizmu wśród Niemców. Od samego początku Turnieju Czterech Skoczni wydaje się jednak, że walka o Złotego Orła rozegra się pomiędzy Austriakami, którzy są w ostatnim czasie nie do zatrzymania. Ale mimo to trener Niemców - a przy tym były szkoleniowiec reprezentacji Polski - Stefan Horngacher jest przekonany, że może dojść jeszcze do spektakularnego zwrotu akcji, dzięki czemu to Pius Paschke przerwie fatalną passę naszych sąsiadów. - Nie poddajemy się i jutro naprawdę dodamy gazu. Pius wcale nie jest tak daleko - ogłosił 55-letni Austriak. Zobaczymy, czy jego słowa spełnią się podczas konkursowej rywalizacji na kapryśnej skoczni Bergisel w Innsbrucku.