Wojna w Widzewie wyszła na jaw. Są pierwsze „ofiary”. Wiadomo, kto ucierpi
Władze Widzewa podjęły zaskakującą decyzję - zwolniły najważniejszą po trenerze Danielu Myśliwcu osobę i najbardziej zaufanego człowieka szkoleniowca - pierwszego asystenta Karola Zniszczoła. Jeśli liczą, że to zmusi do rezygnacji Myśliwca, to mogą się przeliczyć, a najbardziej prawdopodobne, że najmocniej ucierpi na tym klub - pisze w komentarzu Andrzej Klemba.
Kiedy klub zatrudnił Myśliwca, wszyscy w Widzewie cieszyli się, że przyszedł młody szkoleniowiec, z pomysłem na drużynę, własnymi zasadami i z opinią pracowitego. Szybko przyszyły wyniki i to takie, na których bardzo zależy kibicom ze względów prestiżowych. Widzew pierwszy raz od lat wygrał z Górnikiem Zabrze czy Lechem Poznań. Pierwszy raz od lat dwa razy w sezonie pokonał lokalnego rywala - ŁKS. Wreszcie pierwszy raz w XXI wieku wygrał z najważniejszym przeciwnikiem - Legią Warszawa.
Szybko jednak pojawiły się pierwszy rysy. Okazało się, że nie po drodze trenerowi Myśliwcowi i Tomaszowi Wichniarkowi, dyrektorowi sportowemu. W efekcie obaj panowie najmocniej różnili się w gorących momentach sezonu - oknach transferowych. Walka trwała jednak w zaciszach gabinetów.
Teraz wychodzi to na jaw. Bo czymże innym jest zwolnienie pierwszego asystenta Myśliwca - Zniszczoła, który do Widzewa przyszedł razem z trenerem, a współpracował z nim także wcześniej w Stali Rzeszów. To był najbardziej zaufany człowiek szkoleniowca łódzkiej drużyny. Kuba Seweryn ze sport.pl napisał, że decyzja została podjęta z powodu "kwestii interpersonalnych", a trener Myśliwiec ją zaakceptował.
Nic to jednak nie znaczy, więc spróbowałem skontaktować ze szkoleniowcem. Odmówił komentarza, a jedynie na pytanie, czy doszło do konfliktu między nim a asystentem, zaprzeczył. Michał Rydz, prezes klubu odpowiada wymijająco: - Uznaliśmy, że potrzebne są zmiany nie tylko w drużynie, ale też sztabie szkoleniowym i taką podjęliśmy decyzję.
Widzew rzuca kłody pod nogi szkoleniowca
Władze Widzewa z wyrachowaniem zdecydowały, by zwolnić Zniszczoła. Pierwszy raz spotykam się z tym, że władze klubu zwalniają pierwszemu trenerowi jego zaufanego człowieka. Być może liczą na to, że Myśliwiec się uniesie i sam poda się do dymisji. To o tyle zaskakujące, że niespełna tydzień temu prezes Rydz po serii słabych występów drużyny zapewnił, że posada trenera jest niezagrożona co najmniej do pierwszego wiosennego meczu. Jak rozumiem, rzucanie mu kłód pod nogi (czytaj zwolnienie najbardziej zaufanego człowieka) jest swego rodzaju wsparciem. Coś jak wrzucenie na głęboką wodę - albo sobie poradzisz, albo utoniesz.
Tyle że pozostając w nurcie przysłów, bardziej przypomina to, że "na złość mamie (babci) uszy sobie odmrożę". Szkoleniowiec pozbawiony głównego pomocnika będzie miał trudniej na wiosnę niż łatwiej.
Zwolnienie Zniszczoła pokazuje, że w Widzewie konflikt eskaluje i wyszedł na światło dzienne. Przede wszystkim dotyczy to trenera i dyrektora sportowego. Główną osią nieporozumień są transfery. Z ośmiu zawodników sprawdzonych latem (za to odpowiada Wichniarek) regularnie gra jeden (Samuel Kozłowski), dość często też drugi (Marcel Krajewski). Pozostali albo są zmiennikami (Jakub Łukowski, Hilary Gong), rzadko podnoszą się z ławki rezerwowych (Kreshnik Hajrizi, Hubert Sobol), grywali, ale są kontuzjowani (Said Hamulic) i są żelaznymi rezerwowymi (bramkarz Mikołaj Bieganski).
Po zwolnieniu Zniszczoła w teorii Wichniarek prowadzi 1:0, ale raczej przeliczy się, jeśli sądził, że Myśliwiec podda się po wyrzuceniu asystenta. Pewne za to jest to, że najwięcej na tym ma do przegrania Widzew.