Z igrzysk paralimpijskich w Paryżu Polacy przywieźli 23 medale. Podczas gali plebiscytu Guttmanny 2024 poznaliśmy dziesiątkę najlepszych. Wygrał Patryk Chojnowski, choć sam miał wątpliwości, czy będzie w czołówce. Łukasz Szeliga, prezes Polskiego Komitetu Paralimpijskiego: Formuła, którą mamy, czyli 50 proc. stanowią głosy kapituły, a drugie 50 proc. głosy kibiców zapewniły nam dramaturgię do samego końca. Patryk był przekonany, że nawet nie wejdzie do czołowej dziesiątki, a zestawienie tych dwóch głosowań sprawiło, że wygrał. Zasługiwał na to, tak jak wielu innych zawodników, którzy mogliby być na tym pierwszym miejscu. Rok paralimpijski jest w pewnym sensie najgorszym okresem, w którym wybieramy najlepszych sportowców, bo skoro było 23 medale, to trudno, by wszyscy zmieścili się w pierwszej dziesiątce. Z automatu było wiadomo, że to będzie jeden z najmocniejszych plebiscytów. Cieszymy się, że podczas gali możemy celebrować sukcesy z Paryża i trochę posmakować tych medali. Zawodnicy zasługują na uznanie i taki moment, bo na samych igrzyskach nie ma na to absolutnie czasu. Starty, przyloty, wyloty, zmieniający się zawodnicy i sporty w wiosce. A to jest taki moment, kiedy podsumowujemy cały rok i patrzymy też w przyszłość. I co widać na horyzoncie? - Wiele wyzwań przed nami. Utrzymanie tego poziomu medalowego będzie bardzo trudne, bo coraz więcej państw bierze udział w tej rywalizacji. Na podium stają zawodnicy z krajów, które wcześniej nie były brane pod uwagę, chociażby państwa arabskie czy z Afryki. Jest więc coraz trudniej, ale zakładamy dalszy rozwój. Jest jeszcze wiele do zrobienia, nawet na poziomie podstawowym, jak edukacja w wychowaniu fizycznym, dalsza praca nad integracją w sporcie, współpraca z innymi związkami sportowymi, szkolenia instruktorów, żeby wiedzieli, jak prowadzić zajęcia z osobami z niepełnosprawnościami. Świetnie w plebiscycie wypadli paratenisiści stołowi. - Dostarczają nam bardzo wielu emocji. Przypomnę tylko finał w Paryżu Patryka Chojnowskiego, który w piątym secie podniósł się z wyniku 3:9. To jest coś w tenisie stołowym na tak wysokim poziomie właściwe niespotykane. Sympatycy tego sportu zapewne oglądają z zachwytem i odtwarzają sobie to wielokrotnie, by przekonać się, jak walczy się do samego końca. Mocna pozycja zaraz za Chinami to dowód na to, że w czasie ostatnich igrzysk to był najmocniejszy punkt naszej reprezentacji paralimpijskiej. Chcielibyśmy w przyszłości, by jeszcze więcej osób zdobywało medale w pływaniu i w lekkiej atletyce. Na pewno wiele działań będziemy prowadzić w tym zakresie, ale oczywiście wciąż będziemy pomagać Polskiemu Związkowi Tenisa Stołowego. Był też wyjątkowy moment, gdy wspominaliście zmarłego Michała Dąbrowskiego. - Dla mnie igrzyska w Paryżu będą wiązały się ze wspomnieniem i różnymi refleksjami związanymi z Michałem. Przeszedł gigantycznie trudną drogę na przestrzeni ostatniego roku. Przed igrzyskami dowiedział się, że walczy z chorobą nowotworową. Nie poddał się ani na chwilę. Wydawało się w Paryżu, że jesteśmy już po dobrej stronie. Michał ma tę chorobę za sobą i będziemy za chwilę cieszyć się z cudownego happy endu tej historii. Rzeczywistość okazała się okropna. Dwa tygodnie po powrocie, diagnoza, która okazała się dla Michała śmiertelna. Możemy go wspominać, możemy go podawać jako przykład człowieka, który do samego końca stawiał czoła tej paskudnej chorobie. Zapamiętamy Michała jako absolutnego fajtera, który wykorzystał każdą sekundę ostatniego roku swojego życia. Dla wielu osób może to być przykład, żeby walczyć do samego końca. Podczas gali sporo się mówiło o coraz bliższej współpracy Polskiego Komitetu Olimpijskiego z Paralimpijskim. - Już w 2015 roku podpisaliśmy porozumienie z PKOl, z ówczesnym prezesem Andrzejem Kraśnickim. Wtedy rozpoczęła się współpraca między Ruchem Olimpijskim i Paralimpijskim. Jesteśmy w dobrych relacjach i próbujemy szukać coraz więcej wspólnej przestrzeni, szanując to, co robimy wzajemnie. Jeśli dziennikarze porównują liczbę medali zdobytych przez paralimpijczyków z olimpijczykami to ja tłumaczę, że to nie jest dobry pomysł. Trudno to zestawiać jeden do jednego. Mamy zupełnie inne możliwości sięgania po medale i jest to nieadekwatne. Myślę, że ważne jest to, by szukać elementów wspólnych, które łączą i dają możliwość wspólnego rozwoju. Mówi pan, że nie brakuje wyzwań, ale choćby po tej gali Guttmanny można odnieść wrażenie, że sport paralimpijski zyskuje na popularności i jest coraz częściej pokazywany w mediach. - Jak powoływaliśmy do życia ten plebiscyt sześć lat temu, przyświecało mi to, żeby doprowadzić do imprezy porównywalnej z galą mistrzów sportu, bo nasi zawodnicy zasługują na najwyższe uznanie. To też ważne z punktu widzenia promowania paralimpijczyków i sportu paraolimpijskiego. W trakcie tegorocznej gali były emocje, mnóstwo wzruszeń i coś, co spowoduje, że grono sympatyków także dzięki relacjom medialnym się powiększa. Do tego dziennikarze już potrafią rozmawiać o meandrach sportu paralimpijskiego i o szczegółach związanych z występami. To jest dowód, że wykonali bardzo dużą pracę, nauczyli się różnych definicji, rozróżniają sporty i potrafią rozmawiać o detalach. To nas cieszy, bo idziemy w kierunku dyskusji o profesjonalnym sporcie. Nie mówimy już o rehabilitacji przez sport, ale o sporcie paralimpijskim, który już nie ma z tym nic wspólnego. To jest ciężki trening, który musi być podbity talentem. Myślę, że na przestrzeni kolejnych lat zrobimy znaczące kroki w rozwoju i integracji tego sportu. Igrzyska olimpijskie i paralimpijskie 2040 w Polsce? - Z perspektywy kogoś, kto zarządza organizacją sportu paralimpijskiego w Polsce, to jest genialny pomysł. To gwarancja gigantycznego rozwoju tego sportu. Wszystkie państwa, które organizowały do tej pory igrzyska, mocno rozwinęły sport osób z niepełnosprawnościami i dzięki temu byłaby szansa, żeby mocno poszerzyć grupę sportowców.