Andrzej Klemba: W plebiscycie Guttmanny 2024 spośród kobiet to pani zajęła najwyższe miejsce. Kinga Dróżdż, paraszermierka IKS AWF Warszawa: O tak na to nie patrzyłam. Byłam najlepsza spośród pań, to dobry punkt widzenia. Nie pierwszy raz zostałam uhonorowana w plebiscycie Polskiego Komitetu Paralimpijskiego. Byłam już zdaje się czwarta i trzecia, a w 2020 roku wygrałam. No właśnie wspomina pani rok, w którym miały być igrzyska olimpijskie i paralimpijskie w Tokio, ale trzeba było je przełożyć. - Przyszła pandemia i niestety pokrzyżowała nam wszystkie plany. Zdążyliśmy rozegrać kilka Pucharów Świata, dzięki czemu Guttmanny zostały rozdane. Wówczas ta nagroda napędziła panią do kolejnych startów, a w kolejnym roku udało się igrzyska w końcu rozegrać? - Jak najbardziej, to zawsze motywujące dla sportowca, taka wewnętrzna rywalizacja. Walczymy o nagrody, o popularność na arenie sportowej. To napędza i daje mnóstwo pozytywnych emocji. Na igrzyskach w Tokio w rywalizacji drużynowej było piąte miejsce, a w indywidualnej siódme i trzynaste. Jaka była pani postawa: ja wam jeszcze pokażę czy się poddaję? - Drogi po porażce w Tokio mogły były dwie. Albo się poddam i pogrzebię swoje szanse, albo podejmę rękawice. No i wybrałam oczywiście tę drugą opcję, co udowodniłam w Paryżu, gdzie zdobyłam srebro. Podczas plebiscytu w trakcie prezentacji pani sylwetki padły słowa o łzach w Tokio. Porażka była tak bolesna? - W Japonii były łzy smutku po przegranej, a w Paryżu łzy szczęścia. Także dwa zupełnie inne starty oddzielone od siebie od trzy lata. W tym roku wiele emocji przysporzyły pełnosprawne szpadzistki, które w igrzyskach olimpijskich po wielkich emocjach zdobył brązowy medal. - Byliśmy wtedy na obozie w Spale. Przygotowywaliśmy się do startu w Paryżu i wszyscy im kibicowaliśmy. Było to dla nas niezwykle emocjonujące. Przyznam szczerze, że takie oglądanie i kibicowanie, a nie walka na planszy jest jeszcze bardziej stresujące. A można szermierkę z szermierką na wózkach jakoś porównać? - Ruch na planszy w szermierce pełnosprawnych wykonują nogi, a my zastępujemy to tułowiem. To są nasze nogi i jedyna możliwość poruszania się na wózku. Technika jest ta sama, ale sport delikatnie inny. Gdy odbierała pan nagrodę najpierw pani powiedziała, że jest nieprzygotowana do wygłoszenia wystąpienia. Potem padło piękne porównanie kariery sportowej do podróży samolotem. - Pracuję w lotnictwie, więc to jest moja druga pasja. Więc to płynęło z głębi mojego serca i mówiłam, co czułam. Jest grono osób w moim życiu, którym zawdzięczam to, co mam. I to przysłowie, że zwycięstwo ma wielu ojców w moim przypadku sprawdza się w 100 procentach. A co Pani robi w lotnictwie? - Planuję rejsy specjalne. To w takim razie, gdzie pani wybiera się w najbliższym czasie i czy na horyzoncie widać igrzyska w Los Angeles? - Właśnie wróciłam z urlopu, więc w poniedziałek zacznę planować kolejne podróże. Pierwsze starty będą w marcu, więc na pewno już w przerwie świątecznej wznowimy treningi. Kolejne igrzyska? Może się uda. Czołowa dziesiątka Guttmannów 2024 składała się z medalistów paraolimpijskich i to nie było żadne zaskoczenie. - Rok igrzysk zawsze jest szczególny i nawet nie dla wszystkich wystarczyło miejsca w czołowej dziesiątce. To ogromne wyróżnienie, żeby tutaj być, wyjść na scenę i być oklaskiwanym. Ze sceny padło, że wszyscy zasługujecie na pierwsze miejsce. Coraz częściej zawody sportowców z niepełnosprawnościami są pokazywane w telewizji. Czujecie, że zainteresowanie jest większe? - Delikatnie to czuć, choć pewnie zależy to też od uprawianej dyscypliny trenuje. Zgadzam się z tym, co zostało tutaj powiedziane, że każdemu należy się pierwsze miejsce. Każdy z nas wkłada w to, co robi tyle samo serca i miłości do sportu.