Półfinałowy mecz mistrzostw świata pomiędzy Urugwajem i Holandią ominął elitę dziennikarzy z Andaluzji, którzy w tym czasie koczowali przy ulicy Jabugo, naprzeciw siedziby Manuela Ruiza de Lopery. Gospodarz, właściciel większościowego pakietu akcji Realu Betis, negocjował z Luisem Oliverem, szefem spółki Bitton Sport, sprzedaż klubu. Mijały godziny, lokalne bary podsyłały żurnalistom żywność, a "konklawe" trwało nadal i nic nie zwiastowało białego dymu. Około godz. 3:30, po ośmiu godzinach rozmów, budynek opuścił Oliver, rzucił do mikrofonów: "Wszystko idzie dobrze, ale musimy jeszcze porozmawiać" i odjechał. Tak przymusił Valencię Znalazłaby się pokaźna grupa ludzi gotowych zaświadczyć, że ubicie interesu z Manuelem Loperą nie jest sprawą błahą. Gdy w 2006 r. Valencia negocjowała transfer Joaquina Sancheza, wychowanka Betisu, największej gwiazdy i symbolu drużyny, Lopera, zrażony niskimi ofertami, wpadł na absurdalny pomysł - nakazał Joaquinowi wyjazd do zaprzyjaźnionego drugoligowca Albacete, by sfinalizować wypożyczenie na najbliższy sezon. Pod groźbą grzywny trzech milionów euro, mniej więcej dwuletniej pensji skrzydłowego. Upokorzony piłkarz zostawił w domu zapłakaną, ciężarną małżonkę, pojechał pod siedzibę Albacete, upewnił się, że jest zamknięta i przezornie sfotografował się na jej tle na dowód odbytej podróży. Radykalne metody Lopery przyniosły rezultaty - kilka dni później Valencia spełniła wszystkie zachcianki ekscentrycznego szefa Betisu. Ricardo Olivieira, kolejny gwiazdor Betisu, "drogo" wspomina sobie pobyt w drużynie "Verdiblancos". Na tyle spieszno mu było w 2006 r. z transferem do Milanu, że wybrał się na testy medyczne bez zgody Lopery. Ten narzucił na niego tradycyjną karę - 3 mln euro. Wcześniej ukarał Olivierę dwukrotnie milionową grzywną - za naruszenie kontraktu i spóźniony powrót do klubu z wypożyczenia w Sao Paulo. Dyktator na czele klubu Lopera włada Betisem od 1992 r. Klub przekształcał się w Sportową Spółkę Akcyjną i potrzebował nabywców nowych akcji, a Lopera kupił ponad połowę udziałów. W dwóch najważniejszych klasach rozgrywek w Hiszpanii jedynie Augusto Cesar Lendoiro, prezydent Deportivo, dłużej dyryguje jednym klubem. W przeciwieństwie do Lopery, Lendoiro to jednak lider z wyboru kibiców. Trudno o bardziej osobliwe indywiduum od Lopery, w całej hiszpańskiej piłce. Przez lata podsycał nienawiść do lokalnych rywali - Sevilli CF - na posiedzeniach zarządu forsował uchwały zabraniające wpuszczania na stadion swojego imienia prezydenta "Sevillistas". Szczodrze szastał karami finansowymi i nie wybaczał najmniejszej krytyki. Do mikrofonów uwielbia przemawiać w trzeciej osobie, jakby przed audytorium nie stawał osobiście, ale jako własny rzecznik czy prorok. Oficjalne radio klubowe uczynił narzędziem propagandy i oczerniania silnej, zorganizowanej opozycji, która sama chętnie udziela się w sprzyjających jej mediach.