Koniec sagi "Sprzedaż Betisu"?
"Manuel Ruiz de Lopera sprzeda akcje Realu Betis" - doniosły hiszpańskie media, przynajmniej po raz dziesiąty w ostatnich pięciu latach. Kontrowersyjny biznesmen szykuje się do odejścia w przededniu procesu sądowego o nieuczciwe przejęcie klubu, a władzę przekazuje skompromitowanemu przedsiębiorcy. Co naprawdę dzieje się z Betisem - klubem, w którym trzy lata spędził Wojciech Kowalczyk?

Półfinałowy mecz mistrzostw świata pomiędzy Urugwajem i Holandią ominął elitę dziennikarzy z Andaluzji, którzy w tym czasie koczowali przy ulicy Jabugo, naprzeciw siedziby Manuela Ruiza de Lopery. Gospodarz, właściciel większościowego pakietu akcji Realu Betis, negocjował z Luisem Oliverem, szefem spółki Bitton Sport, sprzedaż klubu. Mijały godziny, lokalne bary podsyłały żurnalistom żywność, a "konklawe" trwało nadal i nic nie zwiastowało białego dymu. Około godz. 3:30, po ośmiu godzinach rozmów, budynek opuścił Oliver, rzucił do mikrofonów: "Wszystko idzie dobrze, ale musimy jeszcze porozmawiać" i odjechał.
Tak przymusił Valencię
Znalazłaby się pokaźna grupa ludzi gotowych zaświadczyć, że ubicie interesu z Manuelem Loperą nie jest sprawą błahą. Gdy w 2006 r. Valencia negocjowała transfer Joaquina Sancheza, wychowanka Betisu, największej gwiazdy i symbolu drużyny, Lopera, zrażony niskimi ofertami, wpadł na absurdalny pomysł - nakazał Joaquinowi wyjazd do zaprzyjaźnionego drugoligowca Albacete, by sfinalizować wypożyczenie na najbliższy sezon. Pod groźbą grzywny trzech milionów euro, mniej więcej dwuletniej pensji skrzydłowego. Upokorzony piłkarz zostawił w domu zapłakaną, ciężarną małżonkę, pojechał pod siedzibę Albacete, upewnił się, że jest zamknięta i przezornie sfotografował się na jej tle na dowód odbytej podróży. Radykalne metody Lopery przyniosły rezultaty - kilka dni później Valencia spełniła wszystkie zachcianki ekscentrycznego szefa Betisu.
Ricardo Olivieira, kolejny gwiazdor Betisu, "drogo" wspomina sobie pobyt w drużynie "Verdiblancos". Na tyle spieszno mu było w 2006 r. z transferem do Milanu, że wybrał się na testy medyczne bez zgody Lopery. Ten narzucił na niego tradycyjną karę - 3 mln euro. Wcześniej ukarał Olivierę dwukrotnie milionową grzywną - za naruszenie kontraktu i spóźniony powrót do klubu z wypożyczenia w Sao Paulo.
Dyktator na czele klubu
Lopera włada Betisem od 1992 r. Klub przekształcał się w Sportową Spółkę Akcyjną i potrzebował nabywców nowych akcji, a Lopera kupił ponad połowę udziałów. W dwóch najważniejszych klasach rozgrywek w Hiszpanii jedynie Augusto Cesar Lendoiro, prezydent Deportivo, dłużej dyryguje jednym klubem. W przeciwieństwie do Lopery, Lendoiro to jednak lider z wyboru kibiców.
Trudno o bardziej osobliwe indywiduum od Lopery, w całej hiszpańskiej piłce. Przez lata podsycał nienawiść do lokalnych rywali - Sevilli CF - na posiedzeniach zarządu forsował uchwały zabraniające wpuszczania na stadion swojego imienia prezydenta "Sevillistas". Szczodrze szastał karami finansowymi i nie wybaczał najmniejszej krytyki. Do mikrofonów uwielbia przemawiać w trzeciej osobie, jakby przed audytorium nie stawał osobiście, ale jako własny rzecznik czy prorok. Oficjalne radio klubowe uczynił narzędziem propagandy i oczerniania silnej, zorganizowanej opozycji, która sama chętnie udziela się w sprzyjających jej mediach.
Przez 18 lat dyktatury - trudno znaleźć fana Verdiblancos używającego innego terminu - Lopera oplótł Betis siecią własnych firm, wiążąc je z klubem licznymi kontraktami. W 2006 r. sędzia śledcza Mercedes Ayala przekopała się przez tysiące stron sprawozdań i wykryła oszustwa, których wystarczyło na solidny wyrok: 15 miesięcy więzienia i 5 mln euro grzywny. Lopera nie tylko okradał skarb państwa, ale i Betis, bogacąc się na fikcyjnych umowach. Więzienia ostatecznie uniknął, ale zapłacił kilkumilionową grzywnę. Adwokaci opozycji próbują dowieść, że z klubowej kasy.
Póki za panowania Lopery Betis osiągał solidne wyniki - faza grupowa Ligi Mistrzów, tryumf w Pucharze Króla - nie wszyscy kibice dostrzegali toksyczny związek. Upadek sportowy, sądowy wyrok i fatalna atmosfera w szatni, pogarszana strachem przed możnowładcą, sprawiły, że fanom obrzydły rządy silnej ręki. W 2006 r. Lopera porzucił prezydenturę, ale jako główny akcjonariusz, zachował pełną władzę. Opera mydlana o sprzedaży akcji za 80-100 mln euro rozpoczęła się w 2005 r. Don Manuel, jak nazywa go prasa, kilkanaście razy obwieszczał w mediach nadchodzącą sprzedaż udziałów najróżniejszym inwestorom: brytyjskim przemysłowcom, arabskiemu szejkowi czy lokalnym biznesmenom.
W 2008 r. oficjalnie ogłosił sprzedaż klubu w ręce spółki BSport. Przybył na oficjalne zdjęcie kadry by pożegnać się z piłkarzami. Przywitali go owacyjnie, wręczyli mu marynarką z herbem klubu, wzruszeni prosili, by został. Faktycznie pozostał. Gdy sędzia Ayala prześwietlił transakcję, wyszło zbyt dużo niejasności, a sprawa BSport okazała się farsą, zainicjowaną przez samego Loperę.
Czarę goryczy przelała degradacja w sezonie 2008/09. 15 czerwca 2009 r. 60 tysięcy wystrojonych w zielone barwy fanów przeszło ulicami miasta skandując "Lopera, vete ya!" (Lopera, odejdź już!). Don Manuel uprzejmie zapewnił, że może sprzedać akcje za 70 mln euro.
Tak wyglądała manifestacja J-15, będąca protestem przeciwko rządom Lopery
Bitton Sport - nowa odsłona BSport?
Minął ligowy sezon zakończony wielkim rozczarowaniem - Betis zostanie w drugiej lidze. W czasie gdy Hiszpanie parli po tryumf na mundialu i opinia publiczna skupiała się zawodach w RPA, Lopera, po kilkudniowych, intensywnych negocjacjach, poinformował o sprzedaży klubu za zaledwie 16 mln euro, a płatność zgodził się rozłożyć na pięć lat.
- Zawsze wyobrażałem sobie, że będą tańce w fontannach w nocy, kiedy Lopera opuści Betis. Faktycznie były, ale z powodu awansu reprezentacji do finału, co działanie Lopery czyni jeszcze bardziej podejrzanym - pisze Joe Meemo, autor bloga o Betisie. Co więcej, porozumienie z Luisem Oliverem, szefem Bitton Sport, Lopera zawarł na kilka dni przed rozpoczęciem się kolejnego procesu, wytoczonego przez opozycję. Przeciwnicy zarzucają mu, że za akcje w 1992r. zapłacił z klubowej kasy.
- Mamy lato i kolejny "show" Lopery - ocenia Emilio Soto, lider opozycyjnej organizacji "Beticos por el Villamarin", od lat walczącej o demokratyzację klubu. W uczciwe intencje Lopery nie wierzy także czujna sędzia Mercedes Ayala. Już zażądała ona od Lopery i Bitton Sport całej dokumentacji sprzedaży, bo wietrzy kolejną intrygę. Lopera może próbować zagmatwać sytuację przed czekającym go procesem, by zakpić z wymiaru sprawiedliwości - sugeruje andaluzyjska prasa. Ayala transakcji jeszcze nie zablokowała, ale może to zrobić 14. lipca podczas rozprawy, kiedy opozycja spróbuje udowodnić Loperze nieuczciwe przejęcie klubu w 1992 r.
Nawet jeżeli cała sprzedaż nie jest zwykłą farsą, kibice "Verdiblancos" ciągle mają więcej powodów do niepokoju, niż radości. Podobnie jak wcześniejsza spółka BSport, Bitton Sport powstała po to, by kupić akcje Betisu i nie bardzo wiadomo kto faktycznie stoi za całą organizacją. Luis Oliver, będący widzialną głową Bitton Sport, okryty jest raczej ponurą sławą. Dziennik "ABC" określa go jako "człowieka z CV pełnym cieniów" - był prezydentem Xerez i Cartageny, a krótkie epizody kończył skandalami. Wcześniej doprowadził na skraj bankructwa liczne przedsiębiorstwa. Kibice Xerez i Cartageny na forach internetowych ostrzegają fanów Betisu przed nowym zwierzchnikiem.
- Spółka Bitton Sport przybywa by uczynić Betis wielkim klubem. W ten sposób zadowolę grupę moich przeciwników, którzy nie raz wołali "Lopera, vete ya!". Ale może kiedyś zatęskni się za Loperą - zastanawiał się "Don Manuel" na pożegnalnej konferencji. Czyżby coś przewidywał?
Łukasz Kwiatek