Real Madryt ocalony
Piłkarze Realu Madryt znaleźli w sobie moc, by wykorzystując błąd arbitra, ocalić szanse na 10. Puchar Europy. Do czerwonej kartki dla Naniego nie potrafili jednak wydostać się z żelaznego uścisku Manchesteru United.

Kontrowersyjna decyzja sędziego, który usunął z boiska Naniego za uderzenie wyciągniętą nogą Alvaro Arbeloi, stanowiła punkt zwrotny batalii na Old Trafford. Turek uznał to za atak umyślny, z czym raczej trudno się zgodzić. "Arbiter zniszczył ten mecz" - rzucił Alex Ferguson miotający się z wściekłości. Na konferencję prasową po spotkaniu wysłał asystenta.
Nawet specjalista od oceny pracy sędziów w hiszpańskim dzienniku "Marca" stwierdził, że Portugalczyk powinien zostać ukarany żółtą kartką, choć była legenda Manchesteru, znany z twardości w grze Roy Keane przyznał rację arbitrowi. "Ferguson musiał się czuć tak, jak ja po czerwonej kartce dla Pepe w starciu z Barceloną dwa lata temu" - skomentował Jose Mourinho. Jeśli któryś z wielkich trenerów zaplanował bitwę na Old Trafford lepiej, to z pewnością Alex Ferguson. Manchester prowadził 1-0, mając Real pod niemal całkowitą kontrolą. Nawet Cristiano Ronaldo rzadko znajdował okazję, by coś zrobić. "Pierwszy raz w życiu przerosła mnie atmosfera meczu" - przyznał potem. Mourinho posłał do gry Real w składzie oczywistym, Szkot zaskoczył dobijającym czterdziestki Ryanem Giggsem i Nanim. Wayne’a Rooneya i Shingiego Kagawę pozostawił na ławce. Dopóki oba zespoły były w pełnych składach, Real szamotał się w ataku pozycyjnym, a gospodarze groźniej kontrowali. Mourinho siedział na ławce z miną bezradną, czekając aż zdarzy się coś nieprzewidzianego. Na początku drugiej połowy zdarzył się błąd Raphaela Varane i Manchester prowadził 1-0. Po centrze Naniego i strzale Welbecka, piłkę do swojej bramki wpakował Sergio Ramos.
Real wydawał się bezradny. "Nie graliśmy dobrze, a odpadła drużyna lepsza" - przyznał "Mou". Byłoby jednak grubą przesadą stwierdzenie, że "Królewscy" absolutnie nie zasłużyli na to, co dostali.

Bohaterem wieczoru został bezsprzecznie 31-letni Diego Lopez. To niewiarygodne, że taki bramkarz wycierał ławkę w Sevilli, a przecież był kiedyś na Santiago Bernabeu, zaliczono mu nawet tytuł mistrza Hiszpanii w 2007 roku. Antonio Adan na pewno nie stanowi poważnej alternatywy dla Ikera Casillasa, Lopez jest w stanie podołać wyzwaniu. Na Old Trafford dokonywał cudów zręczności, nawet wtedy, gdy Manchester nacierał w dziesiątkę: bronił strzały z bliska i w sytuacji sam na sam.
Luka Modric wreszcie zagrał wielki mecz, zdobywając gola w najważniejszym momencie sezonu. Był wszędzie: podawał, dryblował, dyrygował, walczył o piłkę, jakby powrót na Wyspy przypomniał mu, do czego jest zdolny. Przyjęty owacyjnie Ronaldo nie błyszczał wczoraj, ale to przecież on zdobył dwa z trzech goli "Królewskich" w dwumeczu z Manchesterem. Real jest w ćwierćfinale po wielkim tygodniu, na jaki w klubie z Santiago Bernabeu czekano latami. Pierwszy raz od 2004 roku "Królewscy" wyrzucili z Ligi Mistrzów klub równy sobie (wtedy był to Bayern Monachium). "La Decima nie jest już tylko snem" - komentuje "Marca". "Zwrot w boju o 10. Puchar Europy" - dodaje triumfalnie "As". Droga do finału na Wembley daleka, w rywalizacji pozostali wielcy rywale, jak Bayern, czy Juventus. Trudno już przed rewanżem z Milanem skreślać Barcelonę, choć po ostatnich ośmiu dniach obsesja Katalończyków przestała nękać kibiców Realu. Data 5 marca 2013 roku może zostać zapamiętana w Madrycie, jako zwrot. Może właśnie tego dnia "Królewscy" przestali być wielkim klubem, z przeciętną drużyną? Mourinho, Ronaldo i reszta potrafili skorzystać z uśmiechu losu, choć gra w przewadze wcale nie jest banalna. Przekonała się o tym Barcelona dwa razy odpadając w półfinale Champions League (2010 i 2012), a także Chelsea w po słynnym golu na Stamford Bridge Andresa Iniesty cztery lata temu.
Manchester United - Real Madryt 1-2. Galeria
Manchester United przegrał z Realem Madryt 1-2 w rewanżowym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów.




























Dzięki przebrnięciu Manchesteru ten trudny sezon wciąż nie zakończył się dla "Królewskich" fiaskiem. Taki zwrot jak wczoraj powinien stanowić potężnego kopa dla drużyny. Z euforią wciąż trzeba się wstrzymać, bo nie ćwierćfinał Ligi Mistrzów był celem. Lider Premier League stanowił jednak przeszkodę, której pokonanie musiało dać graczom Realu potężny zastrzyk wiary w siebie. Dla zespołów z Wysp ta edycja Champions League kończy się totalną klapą. Trudno przecież liczyć na Arsenal, po porażce z Bayernem w meczu na The Emirates 1-3. Zespołu z najbogatszej ligi świata nie będzie w ćwierćfinale. Na ten los zasłużył Manchester City, Chelsea i "Kanonierzy", ale zdecydowanie najmniej Manchester United. Zespół z Old Trafford dał wczoraj pokaz futbolu na najwyższym poziomie, godny finału tych rozgrywek. 71-letni Ferguson udowodnił, że wciąż trudno zarzucić mu brak entuzjazmu i oryginalnych pomysłów: do zabawy w futbol na najwyższym poziomie starszy Pan wnosi bardzo wiele. Tym większa chwała dla zwycięzców.