Jest na świecie wiele pięknie położonych stadionów piłkarskich. Jest stadion w portugalskiej Bradze, który wyrasta ze wzgórza, jest obiekt w chorwackim Trogirze, który sąsiaduje ze średniowiecznym zamkiem, są stadiony angielskiego Fulham i w Wenecji, na które kibice mogą przybyć łodziami. Unikalny w skali polskiej był stary stadion Arki Gdynia, przy ulicy Ejsmonda. Z jednej strony Bulwar Nadmorski, z drugiej słynna "Górka", gdzie zasiadali przez lata najzagorzalsi kibice "Żółto-Niebieskich". Dlaczego piszę o tym obiekcie w czasie przeszłym? Dziś zamiast stadionu przy Ejsmonda są korty tenisowe. Do budżetu obywatelskiego Gdyni został zgłoszony projekt modernizacji tego kultowego dla pokoleń miejsca. - Kibice byli naszym "12" zawodnikiem, bez cienia przesady. "Górka" miała swoją moc, którą nam przekazywała - mówi Janusz Kupcewicz, najlepszy piłkarz w ponad 90-letniej historii Arki Gdynia. Lada dzień Arka zagra z Rakowem Częstochowa w Lublinie (2 maja, godz. 16). Również w Lublinie w 1979 r., pierwszy Puchar Polski dla zdobyli trzej muszkieterowie Arki Gdynia, z którymi umówiłem się w okolicy kultowej kawiarni "Mariola" (niestety wciąż nie przyjmującej gości w czasie pandemii), zlokalizowanej tuż obok świątyni gdyńskiej piłki nożnej. 42 lata temu Czesław Boguszewicz był trenerem drużyny, Tomasz Korynt najlepszym snajperem, a Janusz Kupcewicz reżyserem gry piłkarzy znad morza. Mimo upływu czasy hierarchia obowiązuje, pierwszy zabiera głos Boguszewicz. - Proszę pana, jakie my mieliśmy warunki do treningu, dziś to jest nie do wyobrażenia! Nie mogliśmy przecież ćwiczyć za często na głównej płycie, by jej nie zniszczyć. Trenowaliśmy tu obok, w pobliżu dzisiejszego Skweru Arki Gdynia, za bramki służyły nam drzewa. Przyjeżdżał milicjant na WFM-ce, zwracał uwagę, że niszczymy zieleń miejską. My na to, że przecież mamy pozwolenie z urzędu miasta, on pojechał sprawdzić, a my w nogi, w długą. Bywało, że piłka spadała ze skarpy w kierunku morza, to nie oznaczało przerwy w grze, dwóch piłkarzy biegło i wciąż walczyli o piłkę. Z tego co wiem, nigdy nam piłka do morza nie wpadła, choć kilka razy było blisko. Boguszewicz jest niewiele starszy od swych piłkarzy. W 1979 r., w chwili zdobycia Pucharu Polski miał niecałe 29 lat, był najmłodszym trenerem w historii, który zdobył cenne trofeum. Przecież w tym wieku mógłby śmiało biegać po boisku. Wychodziło mu to zresztą nieźle, pięć razy zagrał w kadrze Polski, sposobił się już do wyjazdu na argentyński mundial. - Miałem zrobione szczepienia i pobrane odciski palców przez ambasadę argentyńską w Warszawie. Niestety, na drodze stanęła nietypowa jak na piłkarza kontuzja. Podczas treningu kolega trafił mnie piłką w twarz i to z bardzo bliska. Nie zdążyłem zamknąć oka i zrobiła się w nim dziura, a siatkówka odpadła. Do nikogo nie mam pretensji, było - minęło. Cieszę się, że szybko odnalazłem się w piłce jako trener - mówi Boguszewicz. - Byliśmy kolegami z szatni, a tu nagle Czesiek nas gonił po bulwarze, od "Rybki" na drugi koniec! - z uśmiechem dodaje Tomasz Korynt, autor 41 bramek dla Arki w Ekstraklasie, jej najlepszy snajper na tym szczeblu.