Ekspert o sprawie Igi Świątek. Wskazał największy problem. "Potraktowana jak dopingowy oszust"
Stężenie trimetazydyny, czyli niedozwolonego środka, jaki został wykryty w organizmie Igi Świątek, było tak niewielkie, że dr Andrzej Pokrywka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który jest ekspertem do spraw antydopingu w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej, miał pewność, że nasza tenisistka jest niewinna. W rozmowie z Interia Sport specjalista, który sam przyczynił się do wprowadzenia trimetazydyny na listę substancji zakazanych, mówi wprost o wadach systemu.
Ta wiadomość padła jak groma z jasnego nieba. Świat o sprawie dopingu Igi Świątek dowiedział się prawie trzy miesiące po fakcie. Okazuje się, że liderka światowego rankingu o sprawie wiedziała od 12 września, ale nie mogła zabierać głosu w tej sprawie.
Teraz wyjaśniła, że właśnie śladowe stężenie trimetazydyny w jej organizmie, były powodem absencji w kilku turniejach. To przyczyniło się do utraty przez nią fotela liderki rankingu WTA.
Iga Świątek ukarana. Andrzej Pokrywka: sprawa jest jasna, nie było żadnej winy zawodniczki
O zawieszeniu Świątek dowiedziała się z maila, jaki otrzymała z Międzynarodowej Agencja Integralności ds. Tenisa (ITIA). Ta poinformowała liderkę światowego rankingu i brązową medalistkę olimpijską, że w próbce moczu pobranej 12 sierpnia, wykryto śladowe stężenie trimetazydyny. Wynosiło ono 0,05 ng/ml. To jednak jest substancja, która znajduje się na liście środków zakazanych.
Jednym z tych, którzy wprowadzali ten środek na listę substancji zakazanych, był doktor Andrzej Pokrywka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który jest ekspertem do spraw antydopingu w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej.
- Powiem wprost: mimo że sprawami dopingu zajmuje się od 30 lat, to coraz mniej zaczynam rozumieć, o co chodzi w regułach antydopingowych. Dla mnie z punktu widzenia badacza, który zajmuje się kwestiami fizjologiczno-medyczno-farmakologicznymi, sprawa jest oczywista. Tutaj nie było żadnej winy zawodniczki. Substancja nie znalazła się w jej organizmie celowo. Nie mogła po prostu tego przewidzieć - powiedział Pokrywka w rozmowie z Interia Sport.
Iga Świątek ukarana została tymczasową dyskwalifikacją na jeden miesiąc.
- Gdybym to ja miał karać, to pewnie bym postulował, by było jak w przypadku innych osób, które również wspierałem. Co prawda doszło do naruszenia reguł antydopingowych, ale bez winy zawodnika. Wtedy nie mieli oni żadnej dyskwalifikacji. To jest jednak kwestia prawna i trzeba byłoby spytać prawników, czy kara wymierzona Idze Świątek jest adekwatna i znajduje podstawę w regułach antydopingowych. Ja te reguły prawne coraz mniej rozumiem - przyznał nasz ekspert.
To zadziałało na korzyść Igi Świątek. Ekspert wskazał największy problem
Nie od dziś wiadomo, że system kar w przypadku zastosowania środków dopingujących, nie jest do końca sprawiedliwy.
- Akurat surowość kontroli dopingowych w przypadku Igi Świątek zadziałała na jej korzyść. Przez lata była bardzo ściśle kontrolowana. Rzadko, który sportowiec jest badany tak permanentnie, jak ona. Dzięki temu, mając jej wyniki badań przed i po tym fakcie związanym z pozytywnym wynikiem, można było zawęzić czas narażenia zawodnika na tę substancję zabronioną, jak się nie mylę do dziesięciu dni. To znacząco ułatwiło wyjaśnienie tej sprawy. Gdyby poprzedni test miała pół roku wcześniej, to prawdopodobnie nie byłoby tak łatwo z udowodnieniem jej niewinności i to w szybki sposób. Z jednej strony mamy zatem opresyjność testów, ale prawda jest taka, że czasami ta opresyjność w przypadku niewinnych sportowców, działa na nich korzyść - wyjaśniał doktor Pokrywka.
W przypadku Świątek stężenie trimetazydyny było nikłe. I tu właśnie nasz ekspert ma duże wątpliwości co do reguł antydopingowych.
- Kiedy zajmowałem się przed laty trimetazydyną i badaliśmy próbki moczu sportowców na potrzeby kontroli dopingu, gdy jeszcze ta substancja nie była na liście środków zakazanych, informowaliśmy, że jest duże zainteresowanie nią w sporcie. Zaznaczaliśmy, że to wynika prawdopodobnie z chęci wspomagania, a nie leczenia. Wtedy jednak stwierdzaliśmy w organizmach sportowców stężenie trimetazydyny 30-40 tysięcy razy wyższe niż u Igi Świątek. Wtedy mieliśmy ustawioną metodą wykrywania tej substancji na poziomie 50 nanogramów na mililitr, a w przypadku naszej tenisistki to było 50 pikogramów na mililitr, czyli rząd wielkości niżej. Zaczynamy dochodzić, jak widać, do kosmicznych stężeń. Jeszcze kilka lat temu nie pomyślelibyśmy, że takie możemy wykrywać - opowiadał nasze ekspert.
To tylko pokazuje, jaki krok do naprzód zrobiły pracownie, zajmujące się badaniem dopingu. Dzięki temu wiemy, że walka z dopingiem jest bardzo poważna, skoro można wykryć najmniejsze ślady substancji.
Niestety problemem jest to, że za rozwojem metod analitycznych, dosyć wolno podążają zmiany przepisów i reguł. Dzisiaj od razu uznaje się sportowca za winnego naruszenia przepisów antydopingowych. W przypadku Igi, na początku postępowania, niewinny sportowiec, w którego organizmie substancja znalazła się w sposób niezawiniony, jest tak samo traktowany, jak dopingowy oszust. I to jest właśnie ten problem. Rzeczywiście z dopingiem walczy się na poważnie, natomiast w takich przypadkach, jak ten naszej tenisistki, niestety jest ona opresyjna w stosunku do sportowców niewinnych
~ zakończył Pokrywka.